Poród z uśmiechem - od ucha do ucha

Ostatnie zmiany: 27 czerwca 2019
Poród z uśmiechem - od ucha do ucha

W sobotę rano poszłam do szpitala na kontrolę, żeby sprawdzić, czy od piątku zwiększyło się rozwarcie (na wizycie u gina miałam 3 cm). A pielęgniarki do mnie, że już zostaję, bo to się zaczęło. Zabrano mnie do pokoju przyjęć, podano lewatywkę i spisano dane, a o 11 już leżałam na porodówce.

Chciałam żeby mama była przy mnie, ale kiedy przyszła przynieść mi rzeczy i zobaczyłam, jak jest wystraszona, to podziękowałam. O 12.30 podłączono mi kroplówkę - oksytocynę, gdyż KTG nie wykazywało żadnych skurczy.  O 14.30 zaczęłam czuć, że coś się ruszyło, no i rozwarcie też było już większe, więc sobie dalej spacerowałam po korytarzu, pisałam smsy, rozmawiałam przez telefon. Panie położne powiedziały, że takie rodzące chcą mieć zawsze - uśmiechnięte od ucha do ucha.

Napisałam też smsa do mojej ukochanej pani położnej ze szkoły rodzenia, a ta mi odpisała, że mamy się z Zuzanką trzymać, bo ona o 19 zaczyna dyżur. O 16.20 przebito mi pęcherz płodowy. W kroplówkę wstrzyknięto coś, co miało zwiększyć skurcze. No i faktycznie, zaczęły sie nasilać, ale były jeszcze baaaaaaaaardzo do zniesienia. Aaa i podano mi Dolargan. O 19 pojawiła się moja położna. Poszła ze mną do kibelka, gdzie zwymiotowałam po Dolarganie. Poprzytulała, pomasowała mi plecy, posadziła na piłkę, żebym pokręciła bioderkami, no i położyłam się na łóżko, a ona mi mówi, że zaczynamy rodzić, bo jest już pełne rozwarcie. To była 19:30. Kilka parć (pierwsze naukowe i o 19:55 na świecie pojawiła sie moja Królewna. Przed ostatni parciem usłyszałam tylko, że Zuzanka ma obwiązaną pępowinę wokół szyjki. Przeraziło mnie to potwornie, ale tak się zawzięłam, że wyskoczyła cała i zdrowa.  

Pierwsze co, to złapałam się za brzuch, z myślą "Gdzie on mi uciekł?" Jak się później okazało, Zuzia trochę mnie rozerwała, mimo nacięcia krocza, gdyż wraz z główką podczas jednego skurczu pchała się przy okazji barkiem i prawa rączką (na Supermena). Popłakałam się z radości, że już Ją mam przy sobie, przecięłam pępowinę i nawet nie wiem kiedy, położna wyciągnęła ze mnie łożysko - bez żadnego parcia. Pozszywano mnie.  Malutką zmierzono, zważono, dano do piersi, którego od razu zaczęła ssać, no i pojechałyśmy sobie na oddział noworodkowy.

reklama

agutkaZG

Czy ta strona może się przydać komuś z Twoich znajomych? Poleć ją: