Jak hartować dzieci? Specjaliści i mamy dzielą się sposobami

Jak hartować dzieci? Specjaliści i mamy dzielą się sposobami

Czy twoi rodzice mówili ci, żebyś siedział/a w cieple, bo inaczej się przeziębisz? Czy +12 stopni brzmi dla ciebie jak środek zimy? Wcale się nie dziwię, ponieważ polscy rodzice nagminnie przegrzewają swoje dzieci. Tymczasem siedzenie w cieple wcale nie chroni przed chorobami, a wręcz odwrotnie.

Nie jest tajemnicą, że większość rodziców za przeziębienie i grypę obwinia zimne powietrze. Mimo że wirusów wywołujących infekcje więcej spotkamy w zimowych miesiącach, to łatwiej się nimi zarazić w zamkniętych pomieszczeniach, a nie podczas spacerów na świeżym powietrzu. Spacery i zabawa na dworze wzmacniają układ immunologiczny. Dlatego warto hartować dzieci i spędzać z nimi czas poza domem bez względu na pogodę.

Zresztą spójrzmy na Danię i kraje skandynawskie

W wielu przedszkolach w Szwecji dzieci śpią na zewnątrz do 3. roku życia. Kiedy temperatura spada do -15 stopni C, wózki są przykrywane dodatkowymi kocami. Oczywiście maluchy są monitorowane i bierze się też pod uwagę odczuwalną temperaturę.

Rodzice w Finlandii zauważyli, że ich dzieci zimą śpią dłużej na zewnątrz niż w domu. Drzemki na zewnątrz trwały prawie 3 godziny, podczas gdy drzemki w pomieszczeniach trwały około 1-2 godzin. Podobno temperatury do -5 stopni C jest idealna na drzemkę na świeżym powietrzu, chociaż niektóre maluchy spały przy -30 stopni C (naszym zdaniem to chyba jednak przesada).

Na podstawie obserwacji rodziców i informacji ze szkół w krajach skandynawskich ustalono, że dzieci, które śpią na dworze lub spędzają tam dużą część dnia podczas zabawy, rzadziej chorują i opuszczają zajęcia szkolne. Rodzice zauważyli również, że ich dzieci są bardziej aktywne, mają lepszy apetyt i łatwiej się wyciszają.

Zresztą w krajach takich jak Szwecja i Dania, a ostatnio i Wielka Brytania, szkoły zachęcają dzieci do spędzania czasu na świeżym powietrzu zgodnie z powiedzeniem, że „trochę świeżego powietrza nikomu nie zaszkodzi”.

Jak jest w Polsce? Mama w krótkim rękawku prowadząca dwulatka ubranego w polarową kurtkę i czapkę nikogo nie dziwi. Czapka jest obowiązkowa bez względu na porę roku, a w domu temperatura +25 C uznawana jest za idealną. W efekcie pojawiają się zaburzenia odporności, a dzieci ciągle są chore.

Dlatego warto zacząć hartować maluchy. Można to zrobić to w prosty sposób. Oto kilka podpowiedzi redakcyjnych.

Niemowlę powinno mieć na sobie jedną warstwę ubrań więcej niż osoba dorosła. Czy jest odpowiednio ubrane, sprawdzisz jednym ruchem. Wystarczy, że dotkniesz karku. Powinien być ciepły i suchy.

Chodzące maluszki i starsze dzieci ubieramy tak, jak siebie, a nawet lżej, bo dzieci ruszają się dużo intensywniej niż dorośli. Jeśli dziecko mówi, że mu zbyt ciepło – zaufaj jego odczuciom.  Jeśli na dworze jest więcej niż 12 stopni, czapka nie jest potrzebna, chyba że ma chronić przed udarem cieplnym lub silnym wiatrem.

Każdego dnia, niezależnie od pogody, wychodźcie na spacery. Każdą kąpiel kończcie lekko chłodniejszym prysznicem. W mieszkaniu utrzymuj temperaturę około 20 stopni Celsjusza.

Jak widzisz hartowanie to nic innego jak wystawianie organizmu na różne bodźce i w efekcie wzmacnianie układu immunologicznego. Oczywiście hartowanie powinno być stopniowe, ale ważna jest również systematyczność. Zapewniam, że wejście z marszu pod zimny prysznic w najlepszym razie zakończy się szokiem, w najgorszym stałą awersją do mycia.

Jak hartują dzieci bohaterki naszego artykułu? Poznajcie ich sposoby!

reklama

„O Matko, dlaczego one takie gołe biegają?!” - Justyna, mama 10 letniej Nadii i 8-letniego Patrick’a

reklama

Na stałe mieszkam w Wielkiej Brytanii. Tutaj nigdy nie usłyszałam: „O Matko, dlaczego one takie gołe biegają?!” Tutaj dzieci codziennie są na dworze, bez względu na pogodę i temperaturę.

Szkolne wycieczki odbywają się w każdych warunkach pogodowych. Nie ma różnicy czy pada deszcz, czy nie pada. Każdego dnia przerwę na lunch spędzają na dworze. Od małego biegają bez czapek, często w środku zimy w samych szkolnych mundurkach. Oczywiście katar się zdarza, ale nie jest on powodem, żeby dziecko nie chodziło do szkoły. Jedynie wysoka temperatura, wymioty lub biegunka zwalniają z zajęć. To jest bardzo restrykcyjnie przestrzegane.

Kiedy urodziły się moje dzieci, od razu wychodziłam z nimi na dwór. Nadia urodziła się w maju i już w drugiej dobie po narodzinach byłam z nią na spacerze. Spała w ogrodzie, o każdej porze roku. Jeśli padał deszcz lub śnieg, wózek przykrywałam folią przeciwdeszczową. Obydwoje właściwie nigdy nie dostawali antybiotyków. Patrick może 2 razy miał antybiotykoterapię, Nadia 4.

Mam poczucie, że to hartowanie od dzieciństwa ma dużo plusów. Obserwuję, że przez to, że dzieci większość czasu spędzają na świeżym powietrzu i są aktywne sprawia, że są bardziej wypoczęte, lepiej się uczą, szybko przyswajają wiedzę. I nawet babcia już się poddała i nie proponuje, że kupi im czapki.

Na zdjęciu Patrick i Nadia - luty/marzec 2020

Mnie nadal szokuje, kiedy latem widzę zwiewnie ubraną mamusię i dziecko w kurtce - Sylwia, mama 22 letniego Igora

reklama

Igor urodził się 2 kwietnia. Pamiętam, że wtedy jeszcze padał śnieg, a my od samego początku spacerowaliśmy. Oczywiście najpierw przez 30 minut, a potem ten czas się wydłużał. Wychodziłam z założenia, że nie ma złej pogody.

Kiedy Igor miał rok, zimą wychodziliśmy nawet przy -20 C, wtedy na krótko. Jeśli było bliżej zera, bez problemu spacerowaliśmy przez 1-2 godziny. Podczas pierwszych wakacji, kiedy synek miał półtora roku, pojechaliśmy na Mazury. Pomimo złej pogody pluskał się w jeziorze.

Wydaje mi się, że podstawą jest to, żeby w domu nie mieć zbyt wysokiej temperatury. Na ogół jest tendencja do przegrzewania dzieci. U nas jest odwrotnie. W ciągu dnia mamy około 20 C, maksymalnie 21. Do spania zawsze są skręcone kaloryfery i mamy jakieś 17C. I tak było, kiedy Igor był malutki.

Do tej pory mój syn nie choruje. Ostatni antybiotyk dostał w wieku 6 lat. Jeśli był silnie przeziębiony, to zostawał w domu na dwa - trzy dni. Dawałam mu herbatę z malinami, witaminę C i tyle.

Dla odmiany dzieci mojej siostry ciągle chorowały. Tydzień w przedszkolu, w żłobku i znowu dwa tygodnie w domu. Ciągle jakieś antybiotyki. W końcu sama lekarka zwróciła uwagę, że dzieci są przegrzewane. Kazała je lżej ubierać i obniżyć temperaturę w domu.  I wtedy skończyło się chorowanie.  

Ja zawsze uważałam, że dziecku jest tak samo ciepło jak mnie. Jeśli ja chodziłam w koszulkach z krótkim rękawem, on również. W ogóle ostatnio rozmawiałam z koleżanką. Kiedy my byłyśmy dziećmi, szło się do piaskownicy, jadło się piasek i popijało wodą z kałuży - i nie było tylu alergii, i chorób. Mnie nadal szokuje, kiedy latem widzę zwiewnie ubraną mamusię i dziecko w kurtce i czapce.

O Boże, ona chce niemowlaka wsadzić do zimnej wody. - Ana, mama 5,5-letniej Tosi oraz niemal 2,5-letniej Miśki (@matkaaptekarka)

Kiedy podczas szkoleń mówię rodzicom o hartowaniu, to często pierwsze, co słyszę, to: O Boże, ona chce niemowlaka wsadzić do zimnej wody. Bywa, że rodzicom wydaje się, że hartowanie jest synonimem morsowania, co oczywiście nie jest prawdą.

Dzieci możemy hartować już od wczesnego niemowlęctwa. Kąpiemy maluszka w normalnej temperaturze, wycieramy ręcznikiem, żeby nie zmarzł i na chwilę zanurzamy jego stópki w odrobinie chłodniejszej wodzie. Następnie otulamy maleństwo ręcznikiem.

Oczywiście hartujemy dzieci zdrowe, a wodę obniżamy o 2 - 4 stopnie. A nie, że z 37 na - 5, bo to niezdrowe, również dla dorosłych.

Druga rzecz to jest oczywiście spacer o każdej porze roku. Bez względu na to, czy pada deszcz, czy pada śnieg. W mojej książce Naturalna odporność. Radzi Matka Aptekarka przypominam, że nie ma złej pogody, tylko jest złe ubranie i… złe podejście. Naszym narodowym problemem jest to, że przegrzewamy dzieci. Ciągle się martwimy, czy nie jest im za zimno. Chciałabym się doczekać, żebyśmy zaczęli się zastanawiać, czy nie jest im zbyt ciepło, ale nie wiem czy to możliwe…

Kolejnym sposobem budowania odporności jest chodzenie do sauny. Możemy do niej zabierać nawet trzyletnie dzieci. W krajach skandynawskich do sauny przychodzą rodzice z półrocznymi maluszkami, ale tam to jest przyjęte kulturowo i wiedzą, jak zapewnić bezpieczeństwo.

Z moimi córeczkami codziennie wychodzimy na dwór. Nie ma w ogóle dnia, kiedy siedzimy cały czas w domu. Nawet kiedy dzieci są przeziębione i nie mają gorączki, także zabieram je na spacer. Po kąpieli stosujemy chłodniejszy prysznic - zwłaszcza młodsza go uwielbia.

Dziewczyny bez problemu wchodzą do zimnego morza i do chłodnej wody w basenie. Śpią w niskiej temperaturze, około 16 – 18 stopni. Moja mama kiedyś mówiła, że zamrażam moje córeczki. Ja widzę co innego. Lepiej i dłużej śpią bez wybudzania. Nie mają zatkanego nosa, nie budzą się z katarem i kaszlem, a ich sen jest głębszy.

W mieszkaniu i w ogrodzie biegają boso, oczywiście jeśli jest odpowiednia temperatura. Nie przegrzewam ich. Dzisiaj było 12 stopni i wiał chłodny wiatr. One poszły do przedszkola w t-shirtach, bluzach, spodniach i na wierzch miały cienkie wiatrówki. Tymczasem ich koledzy i koleżanki przyszli w zimowych kurtkach, czapkach, butach i… szalikach. Tylko rękawiczek nie widziałam.

I wiem, że część moich sąsiadów żartuje, że jesteśmy po prostu skąpi i oszczędzamy na ogrzewaniu, ale mówię im, żeby idąc do nas po prostu wzięli swetry. W wielu mieszkaniach po prostu jest za ciepło i dlatego nasze temperatury mogą szokować. Tylko, że… potem przychodzi do apteki mama i mówi, że siedzą od tygodnia z zakatarzonym dzieckiem w domu. Okna szczelnie zamknięte, żeby żaden wirus czy bakteria się nie przedostała, kaloryfery rozkręcone, żeby nie zmarzło, a dziecko jest coraz bardziej chore. I to pokazuje, jakie jest niezrozumienie tematu. Jeśli nie wietrzymy i się kisimy, to patogeny są zachwycone, bo się rozmnażają szybciej niż normalnie.

A czy moje dzieci nigdy nie chorują? No jasne, że zdarza im się mieć infekcje 2-3 razy w roku, co jest zupełnie naturalne, w końcu układ immunologiczny musi się rozwijać.

Czy ta strona może się przydać komuś z Twoich znajomych? Poleć ją: