reklama
reklama
Markowy Marek, czyli gadżety w życiu dziecka
Za nami święta. Czas rodzinnych chwil, refleksji, pysznych potraw i… prezentów. To chyba właśnie na nie dzieci, a czasem również dorośli, czekają najbardziej.
Gdybyście mieli spojrzeć na listę prezentowych marzeń Waszych dzieci, co by na niej było? Gra planszowa czy nowy XBOX? Drewniane klocki czy FIFA 2012? Zwykła deskorolka czy ta w wersji bardziej „wybajerzonej”? Czy zastanawialiście się czasem, jaką rolę w życiu Waszych dzieci odgrywają gadżety? Czy marki i moda są dla nich ważne? A jeśli tak, to skąd to się bierze? Jakie są korzyści i zagrożenia „markowych marzeń”?
Rówieśnicy
Z cała pewnością ich udział jest tutaj jednym z dominujących. Agata ma już nowego smartfona, a Kaśka martensy. Tomek ma najlepszego Kinecta, a Krzysiek dostał IPada2. Słyszysz te nazwy i zastanawiasz się, czy to Ty się tak szybko starzejesz, czy to świat tak gna do przodu? Czy naprawdę trzeba kinecta, żeby pograć w piłkę, czy nie można tego zrobić na boisku? I wreszcie, co to w ogóle jest ten Ipad i smartfon? Głowa pęka, prawda?
Rynek, reklama, sztuczne potrzeby
Oczywiście rówieśnicy nakręcają się wzajemnie, ale najpierw coś lub ktoś nakręca ich. Kolorowe reklamy, a w nich radosna rodzina grająca na XBOXie. Chwilę potem dziecko, które dzwoni do mamy z najlepszego modelu telefonu, a ona już mu kupuje ubranka w markowym sklepie, bo przecież „nie może odstawać od rówieśników”. I to wszystko wydaje się być niezbędne… Sztuczne potrzeby to zmora naszych czasów. Kiedyś cieszyliśmy się z ATARI, które odpalało się tak długo, że można było jeszcze zrobić herbatę dla całej rodziny. Dzisiaj w wielu rodzinach sam komputer to już niemalże relikt, musi być jeszcze laptop, a najlepiej tablet. A gdyby tak się zastanowić, to ciekawe czy nie okazałoby się, że wielu nowych, lepszych funkcji nawet nie używamy, a jeśli nawet, to wcale nie są one niezbędne? Jeden znany mi tata powiedział ostatnio, że nie mają w domu telewizora, bo nie chcą, aby dziecko się nadmiernie rozpraszało i marnowało czas. Przy okazji ma z tego dodatkową korzyść – żadnych reklam, przynajmniej tych telewizyjnych J Oczywiście nie chodzi tu o to, aby dziecko izolować, ale tłumaczyć mu, pokazywać jak działają pewne mechanizmy i jak możemy się przed nimi bronić.
Ratuj się rozmową
Niestety, presja rówieśników i wszędobylskie reklamy mają ogromną moc. Jedyne co pozostaje to stara, poczciwa (na szczęście nie potrzebująca ściągania aktualizacji ;)) rozmowa. Rozmowa o potrzebach Twojego dziecka i Waszych możliwościach. Być może masz możliwości finansowe, ale nie chcesz wychowywać małego gadżeciarza, a może szkoda Ci pieniędzy na nowinki techniczne. Rozmawiaj z dzieckiem, pytaj o to, co naprawdę w danej rzeczy go interesuje, co jest tą atrakcyjną funkcją i jak wiele obecność tego gadżetu zmieni w jego życiu. Może poszukacie razem tańszych zamienników? A może ustalicie jakiś wspólny cel, na który dziecko będzie mogło zbierać pieniądze? Z całą pewnością „zapracowany” w ten sposób gadżet będzie bardziej doceniany i być może nie znudzi się tak szybko. Regularne odkładanie kieszonkowego uczy też „życia z pieniądzem”, a więc gospodarowania nim i odmawiania sobie drobnych przyjemności, w oczekiwaniu na większą. Pamiętaj jednak, żeby czuwać nad tym wszystkim, trzymać rękę na pulsie i uważnie obserwować jak zachowuje się Twoje dziecko. W dzisiejszych czasach dzieci są atrakcyjnymi klientami, łatwo nimi manipulować i generować im sztuczne potrzeby, dlatego Wasze rozmowy i Twoja obecność podczas wyboru w sklepie jest naprawdę ważna.
Dbaj o całość
Warto pamiętać, że nasze dzieci nie są konsumentami 24h/dobę i zakupy nie zaprzątają ich wszystkich myśli. To, jak chcą spędzać swój wolny czas i w jakim stopniu możemy podpowiadać im różne rozwiązania, ma związek z tym jak funkcjonuje cała nasza rodzina. Jak spędzamy wolny czas, jak często ze sobą rozmawiamy, ile czasu poświęcamy na wspólną zabawę, a jaka jest rola telewizji i gadżetów w naszym domu. Nie oszukujmy się więc, że nasze dziecko ominie szerokim łukiem nowy tablet, jeśli sami go pokazujemy, a w nim ciekawe gierki. Nie zasłaniajmy się też argumentem, że „musi być na czasie”. Owszem, może być, ale z właściwym umiarem. Pokazujmy na swoim przykładzie jaka jest wartość przedmiotów, a jaka czasu spędzanego z bliskimi. Zamiast więc kupować kinecta, wyjdźmy razem na dwór i pograjmy w piłkę. To takie proste, przyjemne i nawet piłka może nie być markowa i „w najnowszych trendach”.
Anita Janeczek-Romanowska, psycholog
Rozwój dziecka w wieku szkolnym
Masz dziecko w przedszkolu? - zajrzyj tutaj