Dlaczego rodzicielstwo bliskości nie zawsze działa?

Dlaczego rodzicielstwo bliskości nie zawsze działa?

Rodzicielstwo Bliskości to coraz popularniejsze podejście do wychowania dzieci. Jego nazwę przytoczył William Sears, amerykański pediatra i współtwórca “Biblii bliskości”,  czyli “Księgi Rodzicielstwa Bliskości”. Całe podejście opiera się na teorii przywiązania, tj. budowania bezpiecznej i silnej więzi emocjonalnej z rodzicami, którzy są otwarci na potrzeby dziecka, co sprzyja prawidłowemu rozwojowi emocjonalnemu i społecznemu. To tyle teorii. Jak wygląda sprawa w praktyce?

Wśród rodziców deklarujących stosowanie rodzicielstwa bliskości wielu jest takich, którzy mają trudność z wyjaśnieniem określeń takich jak np. podążanie za dzieckiem i stawianie granic, a są to kwestie kluczowe w wychowaniu małego człowieka. W konsekwencji maluch, pozbawiony jasno określonych reguł, w ramach których działa świat, czuje się zagubiony, zestresowany. Może zdarzyć się tak, że z cudownego dziecka zaczyna przeistaczać się w roszczeniowego krzykacza. Przez taki brak stawiania granic często rodzice, którym bliskie są założenia rodzicielstwa bliskości, oskarżani są o bezstresowe wychowanie lub brak jakiegokolwiek wychowania.

Ale! To nie jedyna kwestia, która bywa problematyczna. Niezmiennie zaskakuje mnie poziom dyskusji, którzy prezentują niektórzy rodzice deklarujący pełne szacunku i miłości podejście do własnego dziecka. Na licznych grupach związanych z RB (popularny skrót od Rodzicielstwa Bliskości) nie tylko odbywają się merytoryczne rozmowy odnośnie wychowania, ale niekiedy dochodzi do najzwyklejszych w świecie pyskówek rodem z dawnych forów na popularnych portalach. “Nie przeginaj, bo spuchną Ci jajniki”, wyzywanie od “złodziei i kłamców”, “pasożytów” etc.  Zaskakujące i dość przykre jest to, że osoby, które deklarują szacunek do małego człowieka, nie mają go za grosz do obcego, dorosłego człowieka. Co ciekawe, często im bardziej zagorzała “wyznawczyni” RB, tym ostrzej reaguje na osoby mniej ortodoksyjne!

Porzućmy jednak zwaśnionych dorosłych i wróćmy do problemów ze stawianiem granic. Dlaczego tak się dzieje? Skąd taki brak umiejętności? Co sprawia, że mamy problem z nazwaniem i postawieniem granic najbliższym nam osobom?

reklama

Pokusiłabym się o powrót do przeszłości. Spróbujmy sobie przypomnieć styl wychowania, który powszechny był w Polsce lat 70.,80.i początku lat 90. Czy nasi rodzice stawiali nam granice? Oczywiście. Czy odbywało się to w poszanowaniu godności dziecka i z uwzględnieniem jego dobra? Nie zawsze. Powiedzmy sobie szczerze, że nasi rodzice często obwarowywali nas murem nakazów i zakazów, nie oglądając się na nasze potrzeby - potrzeby dzieci. Z lat młodości doskonale pamiętam zdanie “Dzieci i ryby głosu nie mają”, stosowane często w szkole i niekiedy przez rodziców. Do tego suche pytania o to co było w szkole, brak rozmów o emocjach i uczuciach dzieci, ponieważ dla wielu dorosłych w tamtych czasach były to rozmowy trudne, niepotrzebne, wywołujące zażenowanie.

Mając zatem taki wzór stylu wychowania trudno się dziwić, że stawianie mądrych granic i podążanie za dzieckiem, uczenie go czym są emocje, dlaczego są ważne i jak o nich mówić, bywa dla wielu współczesnych rodziców dość trudne. Należy jednak docenić pracę nad zmianą podejścia do wychowania nowych obywateli, chęć uczenia się i skoncentrowanie na dobru dziecka. Uczmy się więc wspólnie budować nowe, empatyczne i świadome pokolenie.

Czy ta strona może się przydać komuś z Twoich znajomych? Poleć ją: