Helikopterowi rodzice to już przeszłość. Nadchodzą rodzice kosiarki. Poznaj kolejny trend w rodzicielstwie.
Pewnie słyszałaś o „matkach tygrysicach”, których dzieci od najmłodszych lat są wychowywane w bezwzględnej dyscyplinie i obowiązkowości. Po drugiej stronie, na przeciwległym biegunie, do tej pory znajdowali się tzw. „helikopterowi rodzice”.
Oni dla odmiany krążą nad dziećmi o każdej porze dnia i nocy. Znajdują milion zajęć dodatkowych, żeby zagwarantować dziecku sukces w przyszłości. Zawsze są blisko, gotowi do wkroczenia, pokierowania, pomocy lub ochrony. Rodzicielstwo w ich wydaniu staje się projektem, a dziecko produktem.
Ciekawe co powiesz o kolejnym trendzie, czyli o rodzicach „kosiarkach”?
"Rodzice kosiarki" nie pochylają się nad dziećmi. Oni idą krok dalej, a właściwe biegną z przodu, kosząc i wyrównując wszystko, co znajduje się na ścieżce życia ich dzieci. Ta nazwa pojawiła się, kiedy jeden z nauczycieli podzielił się historią ze swojej szkoły.
Podczas lekcji został wezwany do sekretariatu, żeby odebrać jakiś przedmiot, który przyniósł do szkoły rodzic nastolatki. Nauczyciel był przekonany, że to lek lub inhalator. Tymczasem zmieszany ojciec podał mu butelkę z wodą. Tłumaczył, że córka co chwilę wysyłała mu SMS-y, że jej potrzebuje. Przywiózł picie, pomimo tego, że w szkole był dystrybutor z wodą.
"Rodzice kosiarki" uważają, że powinni spełnić wszystkie potrzeby dziecka i chronić je przed stawianiem czoła przeciwnościom losu, walką lub porażką. Zamiast przygotowywać dzieci do wyzwań, koszą wszelkie przeszkody. Oczywiście robią to z miłości i troski o dziecko.
Jak rozpoznasz takich rodziców?
Na przykład starają się rozwiązać konflikt, do którego jeszcze nie doszło. O ile helikopterowi rodzice pochylą się nad dziećmi i sprawdzą, czy nie ma między nimi niesnasek, o tyle rodzice kosiarki po prostu pozbędą się niechcianych towarzyszy zabaw z otoczenia swojego dziecka. A jeśli pojawi się jakiś konflikt, np. o ukochaną zabawkę, po prostu kupią identyczną, żeby dziecko nie czuło się gorsze.
Tak, jak już pisałam, ci rodzice mają przekonanie, że sami muszą zadbać o odpowiednich przyjaciół dla swoich dzieci. Ważne jest, czy relacja jest korzystna i czy pozytywnie wpływa na rozwój ich potomka. W skrajnych przypadkach postarają się o towarzyszy zabaw, na których tle ich dziecko będzie mogło świecić pełnym blaskiem.
Jeśli ich dzieci chodzą już do szkoły, rodzice zawsze są gotowi przywieźć zapomnianą pracę domową czy dostarczyć potrzebne materiały. Dzieci mają się w każdej sytuacji czuć bezpieczne. Zdarza się, że rodzice grudniowych dzieci puszczają je do szkoły rok później, żeby miały lepszy start, jako te najstarsze w grupie.
Często wyręczają dzieci i przejmują na siebie rozwiazywanie problemów i sytuacji, żeby one nie musiały stawiać czoła trudnym rozmowom. Mogą np. zadzwonić do nauczyciela, aby zakwestionować ocenę lub zasugerować trenerowi, że ich dziecku należą się specjalne względy.
Na zebraniach obwiniają nauczycieli o złe oceny dziecka, które podobno mają świadczyć o niekompetencji tych pierwszych. Równocześnie domagają się przeniesienia dziecka do grupy bardziej zaawansowanej, ponieważ ta, do której należy ich dziecko, wydaje im się poniżej jego zdolności.
Tak bardzo angażują się w tworzenie dobrej przyszłości potomka, że potrafią spędzać godziny w internecie, wyszukując wiadomości na temat prac domowych dziecka, nawet jeśli nie mają pojęcia, co właściwie robią. Często poprawiają lub samodzielnie tworzą projekty,żeby zwiększyć szansę na lepszą ocenę.
W domu porządek i wszystkie obowiązki są domeną rodziców. Chlubią się, że dziecko ma jeszcze czas, żeby nauczyć się odpowiedzialności, a priorytetem jest jego dobre samopoczucie. Przyświeca temu w sumie piękna idea, że dom ma być miejscem, gdzie chętnie się wraca.
Jak widzisz zachowanie "rodziców - kosiarek" wypływa z ich lęku, troski i miłości. Być może sami mieli jakieś traumatyczne przeżycia w dzieciństwie i chcieliby pomóc swoim dzieciom?
Tymczasem dorastanie polega na nauce ciągłego dostosowywania się do nowych, trudniejszych sytuacji. Jeśli pozbawimy tego naszych dzieci, w rezultacie będzie to ze szkodą dla nich samych.
Jeśli zaczniemy usuwać wszelkie przeszkody, zabierzemy im poczucie sprawczości i umiejętność radzenia sobie w różnych sytuacjach.
Z badań wynika, że tak wychowywane dzieci czują się przytłoczone, są niepewne. Ponieważ przejmujemy za nie odpowiedzialność i rozwiązujemy problemy, one nie mają pojęcia, jak sobie z nimi poradzić, kiedy nie ma nas w pobliżu. W rezultacie doświadczają bardzo wielu skrajnych emocji - poczynając od smutku, a kończąc na złości. W dodatku nie doświadczając porażek, nie są w stanie cieszyć się z sukcesów. I dlatego dobrze jest zapamiętać to zdanie.
reklama
„Naszym zadaniem jest przygotowanie dziecka do drogi, a nie drogi dla dziecka”.
W sumie mogłabym już zakończyć ten temat, choć pewnie niektóre osoby poczułyby się zagubione, bo przecież zdarzyło im się zawieźć dziecku do szkoły strój do w-f lub posprzątać w pokoju. Dlatego chcę jeszcze na chwilę wrócić do historii o nastolatce i o butelce z wodą.
Życie nie jest czarno-białe, a my znamy tylko mały wycinek tej historii. Nie wiemy, co było wcześniej. Czasami każdy z nas ma taki dzień, kiedy chce czuć, że może liczyć na najbliższych. Zwłaszcza kiedy jest się nastolatkiem, to uczucie pewności siebie znika, a dziecko, nawet jeśli zachowuje się okropnie, wciąż potrzebuje poczucia, że je akceptujemy i kochamy.
Sama potrafiłam zawieźć synkowi prezentację, którą przygotował z wielką starannością i w ostatniej chwili zostawił na półce przy drzwiach wyjściowych. Czy chciałam go uchronić przed stresem? Tak. Czy to spowodowało, że jest teraz, jako dorosły już prawie mężczyzna, mniej odpowiedzialny? Nie.
Dlatego jeśli zdarza ci się sporadycznie wyręczyć dziecko, coś mu podrzucić, wygooglować lub w inny sposób pomóc - nie obwiniaj się.
Jeśli jednak twoją misją jest ciągła ochrona dziecka przed problemami, popełnianiem błędów, przez co uczysz go, że to inni są odpowiedzialni za jego porażki, to może czas zmienić strategię.
No chyba, że się uprzesz. Słyszałam już o mamie, która zadzwoniła do prezesa firmy, w której pracował jej syn i zrobiła mu wykład na temat tego, jak niedoceniane jest jej dziecko (i jak tak może być?!). Chłopak ze wstydu odszedł z pracy, którą lubił. Mama mu powiedziała, że dobrze, bo tam się marnował.
A pozytywne zakończenie?
Lubisz czuć dumę, kiedy osiągniesz coś, pomimo różnych przeciwności? Pozwól swojemu dziecku poznać, jakie to uczucie i bądź dumna z siebie, że pomimo przeszkód i lęków dałaś mu prawdziwe wsparcie i pewność, że potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji.