Gdzie są te dzieci? Odpowiedź jest prosta. Tylko nie wszystkim się spodoba
Martyna od tygodnia zastanawia się, skąd weźmie 500 zł na leki dla Kuby. Asia już od 7 lat walczy o to, żeby zostać mamą. Wydała na to majątek. Tymczasem na ulicach polskich miast widzą tysiące plakatów z napisem „Gdzie są te dzieci”. No właśnie, gdzie?
Pytania o macierzyństwo padają nie tylko z billboardów. Być może sama ich wysłuchujesz podczas spotkań z przyjaciółmi czy rodzinnego obiadu. Czasami możesz mieć poczucie, że to obowiązkowy punkt programu. A przecież żadna kobieta nie musi tłumaczyć się z ciąży czy jej braku. To temat, który dotyczy ciebie i twojego partnera bądź partnerki. Kropka.
Ja jednak postanowiłam odpowiedzieć na pytania zadane przez Fundację z Kornic.
Gdzie są te dzieci? Nie decyduję się na ciążę, bo się boję
Dla świadomego rodzicielstwa ważne jest poczucie bezpieczeństwa. W Polsce rozmnażanie się stanowi w zasadzie kwestię polityczną. Państwo ingeruje w sprawy antykoncepcji, antykoncepcji awaryjnej i aborcji. Mamy jedno z najbardziej rygorystycznych praw aborcyjnych w Europie. Wydanie recepty zarówno na antykoncepcję, jak i antykoncepcję awaryjną uzależnione jest od woli lekarza. Kiedy zasłoni się on klauzulą sumienia, może recepty nie wystawić. Farmaceuta natomiast, na tej samej podstawie, może wystawionej recepty nie zrealizować. Takie okoliczności sprzyjają myśleniu, że ciąża to nie sprawa osobista, a państwowa.
Od czasu, kiedy 22 października 2020 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis ustawy antyaborcyjnej z 1993 r. zezwalający na aborcję w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją, legalna aborcja w Polsce stała się praktycznie niemożliwa. I to nawet w sytuacji, kiedy istnieją do niej wskazania.
W jednej z grup na Facebooku poznałam dziewczynę około 19 tygodnia ciąży, płód ma liczne wady genetyczne. Odeszły jej już wody i od 4 tygodni czeka na zatrzymanie akcji serca płodu albo pogorszenie swoich wyników. Alternatywą jest jeszcze poród i jej śmierć po porodzie. Jest załamana. Przeraża ją myśl o wypisaniu jej ze szpitala.
Trudno się dziwić, że kobiety boją się zachodzenia w ciążę, zwłaszcza że wiek, w którym decydujemy się na macierzyństwo, wciąż się przesuwa. Wraz z wiekiem rośnie natomiast prawdopodobieństwo wad wrodzonych płodu. Dlatego możliwość badań prenatalnych i podejmowania samodzielnych decyzji dotyczących ciąży dla wielu kobiet jest priorytetem. Dodatkowo, po wejściu w życie rejestru ciąż, część kobiet deklaruje, że zamierza prowadzić swoje ciąże w Czechach. Mówią wprost:
Ja zdecydowanie będę prowadziła kolejną ciążę na Czechach, bo nie zamierzam się tłumaczyć, jeżeli w przyszłości stracę ciążę czy na pewno poroniłam. To poniżające.
reklama
Gdzie są te dzieci? Nie decyduję się na ciążę, bo mam już chore dziecko i żadnej pomocy
Coraz trudniejsza sytuacja powoduje, że ludziom żyje się coraz ciężej. Dlatego kobiety częściej świadomie podejmują decyzję o tym, aby nie mieć pierwszego czy kolejnego dziecka.
Marta jest mamą dziecka z wadą genetyczną. Na jego leczenie i terapię przeznacza miesięcznie ponad 2 tys. złotych. Świadczenie przyznawane przez państwo pokrywa jedynie ułamek wydatków. Marta czasem słyszy o sobie, że jest „szczęściarą”, ponieważ mąż nie zostawił jej z chorą córką.
Aby sprawować opiekę nad dzieckiem, Marta zrezygnowała z pracy. Tak samo musiałaby zrobić wówczas, gdyby nie była „szczęściarą”. Wtedy jej dochód sprowadziłby się do kwoty 2.119 zł miesięcznie, gdyż taka jest wysokość świadczenia pielęgnacyjnego.
Pieniądze na leczenie i terapię dziecka pochodzą głównie ze środków własnych rodziców, pomocy rodziny i przyjaciół oraz z fundacji. Czy Marta chciałaby mieć jeszcze jedno dziecko? Jasne, że tak. Sama ma dwie siostry i uważa, że nie ma nic cudowniejszego niż siostrzane wsparcie. Postanowiła jednak, że jej córka zostanie jedynaczką. Boi się kolejnej choroby. Wie też, że gdyby badanie prenatalne wykazało wadę, nawet letalną, nie miałaby prawa do aborcji. Ma również świadomość, że w przypadku urodzenia drugiego chorego czy niepełnosprawnego dziecka, nie uzyskałaby od państwa ani wsparcia, ani pomocy.
Czego rodzice chorych i niepełnosprawnych dzieci potrzebują najbardziej? Oczywiście pieniędzy. Ale potrzebują też czasu dla siebie. Odpoczynku. Wytchnienia. A często także terapii. Państwo nie angażuje się nawet wówczas, gdy jeden z rodziców, najczęściej matka, zostaje rodzicem samodzielnym.
Dług osób zobowiązanych do płacenia alimentów rośnie w Polsce niemal 2 mln zł dziennie, a luki w prawie powodują nieskuteczność egzekucji. Marta akurat jest „szczęściarą”, ale sporo jej koleżanek z grupy wsparcia niestety nie. Kiedy pojawiły się plakaty z pytaniem „Gdzie są te dzieci?”, pewnie niejedna mama dziecka z niepełnosprawnością pomyślała o przeznaczeniu środków wydanych na tę kampanię, na realną pomoc.
Gdzie są te dzieci? Nie decyduję się na dziecko, bo mnie nie stać
Koszty utrzymania rosną w takim tempie, że część kobiet nie decyduje się na pierwsze lub kolejne dziecko dlatego, że nie pozwala im na to sytuacja finansowa. Zarobki, które jeszcze niedawno wystarczały na utrzymanie pary dorosłych z dwójką dzieci, teraz ledwie wystarczają na życie trojga członków rodziny. Kolejne dziecko oznaczałoby drastyczne pogorszenie warunków życia. Pięćset plus, niewaloryzowane od początku programu, nie pokrywa nawet części wydatków na utrzymanie dziecka. Biorąc pod uwagę perspektywę i galopującą inflację, macierzyństwo w dzisiejszych czasach jest ryzykowne, a dla niektórych nawet lekkomyślne.
Fundacja Kornice, którą stać na wynajem tysięcy billboardów w całej Polsce, nie pochyla się jednak nad sytuacją przeciętnego obywatela. Dziecko do życia potrzebuje miłości, ale także jedzenia, ubrania, edukacji, opieki zdrowotnej i wypoczynku. O ile pierwsza z tych rzeczy jest za darmo, o tyle za resztę trzeba coraz więcej zapłacić.
Nie wiadomo również, czy zarząd Fundacji, skupił się na realnych kosztach prowadzenia ciąży. Te, w dzisiejszej sytuacji ekonomicznej, dla wielu osób są niemożliwe do uiszczenia. Znacznie tańsze od prywatnej opieki jest prowadzenie ciąży w publicznej przychodni lub szpitalu. Kobietom przysługuje wówczas 10 wizyt lekarskich i 4 USG w czasie ciąży. Jest to wystarczająca ilość badań, o ile oczywiście ciąża przebiega prawidłowo.
Kiedy pojawiają się komplikacje, kobiety wolą być pod opieką położników specjalistów. Niestety prywatna opieka ginekologiczna jest w ciąży bardzo kosztowna. Przy prawidłowym przebiegu ciąży koszt prywatnych wizyt to minimum 2 tys. złotych. Kwota ta znacznie zwiększa się w przypadku zagrożenia ciąży lub pojawienia się komplikacji.
Nawet przy bezproblemowej ciąży kobiety często wolą być pod opieką własnych lekarzy, których znają i którym ufają. Często korzystają z prywatnej opieki, chodząc raz czy dwa razy w roku na kontrolę ginekologiczną. Ciąża wymaga jednak znacznie częstszych wizyt w gabinecie, co generuje większe koszty. Bardzo kosztowne są również prenatalne testy genetyczne, zwłaszcza nieinwazyjne. Test Nifty, wykrywający wady genetyczne płodu, to koszt ponad 2 tys. zł.
Koszty badań to nie jedyne koszty ponoszone w ciąży. Dochodzą do nich witaminy czy ubrania, które kobieta musi kupić specjalnie na ten czas. Są to dodatkowe rzeczy, które ująć trzeba przy budżecie. Kosztowny jest również zakup pieluszek, których dziecko zużywa sporo.
Duży problem pojawia się wówczas, gdy kobieta ma problem z karmieniem piersią. Sytuacja taka, jak całkowita niemożność karmienia naturalnego, występuje bardzo rzadko. Często jednak mama ma problemy i wątpliwości związane z karmieniem. Najlepszym wsparciem jest wówczas doradztwo laktacyjne. Niestety najczęściej płatne. Brak niestety systemowej pomocy kobietom w takiej sytuacji, która bardzo by się im przydała. Pozostawione ze swymi problemami same, pozbawione wsparcia kobiety często rezygnują wówczas z karmienia piersią. Koszty mleka modyfikowanego są natomiast bardzo wysokie.
Wszystko to powoduje, że przy niespinającym się budżecie kobiety boją się dodatkowych wydatków związanych z ciążą i opieką nad dzieckiem.
reklama
Gdzie są te dzieci? Nie decyduję się na dziecko, bo nie czuję takiej potrzeby
Małgosia nie ma i nie będzie mieć dzieci. Świadomie i odpowiedzialnie podjęła tę decyzję, martwiąc się i o siebie, i o przyszłość potencjalnego dziecka. Małgosię niepokoją postępujące zmiany klimatyczne, mogące się przez nie wydarzyć katastrofy i będące ich skutkiem migracje. Jej obawy powoduje również istniejąca już sytuacja.
Wśród systemowych powodów podjęcia swojej decyzji Gosia wymienia: brak dostępu do aborcji czy brak pomocy rodzinom osób z niepełnosprawnościami, a także złą sytuację w szkolnictwie i lecznictwie. Dostrzegając powtarzające się sytuacje w bezpośrednim otoczeniu, Małgosia bierze również pod uwagę takie problemy jak możliwość utraty pracy czy samotne macierzyństwo. Wszystko to, łącznie z niespokojną sytuacją na świecie, powoduje, że takie osoby jak ona – młode, wykształcone, pracujące i mieszkające w dużym mieście - często nie decydują się na macierzyństwo.
Ludzie zdają się nie rozumieć zwłaszcza argumentów dotyczących sytuacji ekologicznej i niepokoju międzynarodowego. Twierdzą, „że dzieci rodziły się również podczas wojny” i „świat zginie szybciej, kiedy nie będzie komu o niego dbać”. Gosia nie zgadza się również z często przywoływanym przez komentatorów, których nikt nie prosił o komentarz argumentem, że posiadanie dziecka jest sensem życia.
Małgosia nie ma problemu z tym, żeby jasno stawiać granice i otwarcie mówić, że komentowanie jej decyzji nie jest niczyją sprawą. Jednak stereotyp, według którego każda kobieta pragnie zostać matką, jest wyjątkowo głęboko zakorzeniony w społeczeństwie. A wypowiedzenie na głos słów „nie chcę mieć dziecka” nadal często wymaga dużej odwagi.
Gdzie są te dzieci? Pragnę mieć dziecko, ale rząd nie wspiera In Vitro
Po drugie stronie barykady, naprzeciw tych, które obawiają się zajścia w niechciana ciążę stoją te, którzy bezskutecznie próbują w nią zajść. Niestety, w Polsce oprócz tego, że pary nie mogą liczyć na żadną pomoc finansową w procedurze in vitro, państwo stygmatyzuje zarówno rodziców, jak i osoby, urodzone dzięki tej metodzie. Skandaliczny zapis na ten temat znalazł się również w nowym podręczniku dla klas pierwszych liceów i techników, dopuszczonym przez MEiN. Wszystko to powoduje, że kobiety coraz częściej decydują się na przeprowadzenie procedury in vitro w Czechach.
Zatrważające są same koszty programu. Ewelina przeszła przez dwie pełne procedury i 7 transferów zarodka. Dwa z nich zakończyły się ciążą. Całkowity koszt wszystkich elementów protokołu Ewelina ocenia na kwotę 100 tys. zł. W jej przypadku zakończył się on powodzeniem, ma dwie córki. Nie zawsze się tak jednak kończy. Państwo nie wspiera i nie finansuje ani nie dofinansowuje procedur in vitro. Programy takie prowadzą jedynie niektóre miasta na szczeblu samorządowym.
Próba przejęcia przez państwo kontroli nad urodzeniami w Polsce zatacza coraz szersze kręgi. W takich okolicznościach przechodzi nawet ochota na seks.
Jak to zatem jest, że z jednej strony państwo zachęca, wręcz zmusza do prokreacji, a z drugiej w bardzo ograniczony sposób wspiera i pomaga? Na najmniej wsparcia liczyć mogą kobiety borykające się z problemami okołociążowymi. Poprzez takie narzędzia, jak coraz bardziej zaostrzające się przepisy i kampanie billboardowe w dość natrętny sposób prowadzone przez Fundację Kornice, kobiety czują się pod presją. Nic zatem dziwnego, że w takim dyskomforcie mogą zapaść kategoryczne decyzje.
W sytuacji, w której ceny produktów codziennego użytku drożeją w oczach, rząd zaleca zbieranie chrustu na zimę, a niemal 50% osób w wieku 25-34 lata mieszka z rodzicami, bo nie stać ich ani na kupno, ani na wynajem mieszkania, dzieci z pewnością będziemy mieć coraz mniej.
Co jednak jest najważniejsze, nikomu nie trzeba tłumaczyć się ze swojej potrzeby posiadania dziecka lub jej braku. Nikt nie ma prawa komentować niczyjej decyzji w tej sprawie. Zadawanie pytań o ciążę i macierzyństwo świadczy o wielkim nietakcie. I nie, nie jest prawdą, że jeśli kobieta nie chce mieć dziecka w jakimś momencie, to kiedyś jej się to zmieni.
Każdą decyzję o macierzyństwie należy przyjąć, uszanować i pozostawić bez komentarza.
A jak poradzić sobie z niestosownie zadanym pytaniem o ciążę? Jeśli nie masz dość odwagi, aby wprost powiedzieć „zajmij się swoimi sprawami”, spróbuj zręcznie zmienić temat. Pozostaje wtedy liczyć na to, że wścibski pytający czy pytająca zrozumie swoją gafę.
Jak podaje portal Wirtualnemedia.pl, powołując się na badania Kantar Media, w samym tylko czerwcu i lipcu Fundacja Kornice na kampanię billboardową wydała 26 236 877 zł. Kwota ta dotyczy jedynie plakatów z hasłem „Gdzie są te dzieci”. Dodatkowo z wyliczeń wynika, że w czerwcu fundacja wykupiła nośniki outdoorowe o wartości cennikowej ponad 9,5 mln zł. Biorąc pod uwagę realną pomoc oferowaną rodzinom osób z niepełnosprawnościami oraz dramatyczny stan psychiatrii dziecięcej, kwoty te wydają się co najmniej niemoralne.