reklama
reklama
Na włoską pizzę z Karolinką
Termin: 18.05-03.06 2001
Trasa: Warszawa -> Cieszyn -> Olomuniec -> Brno -> Mikulov/Drassenhofen -> Wiedeń -> Gratz -> Klagenfurt -> Udine -> Venezia/Mestre -> Bolonia -> Rimini
Plany wakacyjne
Planowaliśmy - na czerwiec - wyjazd ze znajomymi (trzy rodziny trójka dzieci mniej więcej w tym samym wieku) do Władysławowa. Niestety (a raczej - jak się później okazało - na szczęście), znajomi doszli do wniosku, że lepiej będzie, jak wynajmą się dom pod Łebą. Nam to zupełnie nie odpowiadało (koszt wynajmu domku na 2 tygodnie to było ok. 1600 zł za rodzinę).
A może do Włoch...
Z pomocą przyszła poczta - trafiła do nas oferta Triady. Przeglądając ją trafiliśmy na propozycję wynajmu apartamentów w Rimini - 2 pokojowy apartament dla 4-ch osób , w dobrej cenie.
To wyglądało ciekawie - kilka wywiadów, zarówno w Triadzie, jak i wśród znajomych, oraz własne doświadczenie z imprezy zimowej w Val Gardena utwierdziło nas w przekonaniu, że to dobra oferta, a ryzyko w zasadzie niewielkie. Po naradzie uznaliśmy,że jedziemy, ale od razu na 2 tygodnie (1 tydzień to bez sensu, gdy się jedzie 2 dni w jedną stronę).
Co zrobimy z bardzo żywym dziewczątkiem?
Karolinka jest bardzo żywym dzieckiem, trudno ją utrzymać w miejscu, więc spore obawy budziła podróż - jak ona to zniesie? W zależności od rozwoju wypadków przyjęliśmy następujące warianty podróży:
- wyjeżdżamy wcześnie rano (max 06:00), aby mała była trochę niedospana - wtedy powinna dość szybko przysnąć i będzie trochę spokoju. W tym czasie powinniśmy dotrzeć do granicy w Cieszynie:
- Jeśli będzie upał, lub Karolina będzie bardzo niespokojna, trzeba będzie zrobić gdzieś w Czechach długi postój: mała niech się wybiega, aby odechciało się jej brykać, a ja sobie odpocznę. Wtedy pojedziemy głównie popołudniem i nocą
- Jeśli mała będzie spokojna i nie będzie upału, jedziemy ile się da, zatrzymując się jedynie na posiłki, a gdzieś w Austrii zanocujemy
Problem też polegał na tym, że na miejscu musieliśmy stawić się dość precyzyjnie w czasie - od 16:00 do 18:00. Na tak długą drogę i perspektywę trudnego do przewidzenia zachowania dziecka była to spora dokładność.
Podróż to ciekawe doświadczenie, a dzieci szybko się uczą
Na początku podróży było dokładnie tak, jak zaplanowaliśmy - niedospana mała zaraz za Warszawą przysnęła i obudziła się dopiero na wysokości Katowic, więc postój na kawę i siusiu. Dalej mała była bardzo spokojna, a ponieważ Czechy przywitały nas olbrzymią ulewą i burzą z piorunami, Karolinka miała co oglądać.
Niestety - akurat w tą ulewę zachciało jej się siusiu, na szczęście napotkaliśmy na stację benzynową, gdzie dało się przejść do toalety pod dachem (inaczej nie dałoby rady wysiąść - tak lało). Mogliśmy jechać dalej, ale Karolina dość szybko uzupełniła zapas płynu z podręcznego bidonu z zaowocowało, co szybko kolejnym postojem, tym razem już ze zmianą kierowcy. O dziwo nasza córka szybko załapała, iż widok stacji benzynowej to dobre miejsce, aby zawołać siusiu, i zrobić w ten sposób przerwę w podróży - zanim zorientowaliśmy się w jej podstępie, zrobiliśmy kilka zbędnych postojów.
Świetne miejsce na obiad!
Jadąc w kierunku południa warto tak zaplanować czas, aby obiad wypadł w miejscowości Mikulov - tuż przy granicy czesko-austriackiej. Jadąc w kierunku Austrii po lewej stronie, obok stacji Shella znajduje się motel z baaardzo dobrą i tanią restauracją. Jedzenie smaczne, duże porcje i tanio. W drodze powrotnej okazało się, że ten motel może również nadawać się na nocleg.
Najedzeni ruszyliśmy "na Wiedeń". Niestety, zapowiadało się, iż Wiedeń będziemy szturmować w godzinach szczytu, co w połączeniu z piątkiem wróżyło fatalnie. Mimo iż zapytany na stacji benzynowej Austriak pokazał mi fajny skrót umożliwiający bez wjazdu do miasta dostanie się na obwodnicę (a raczej - trasę przelotową), i tak obwodnica była zapchana i przez ok. godzinę jechaliśmy w korku w tempie spacerowym.
Nocleg
Po zwalczeniu Wiednia dotarliśmy do miejscowości Volkenmarkt koło Klagenfurtu (ok. 30 km od włoskiej granicy) i tu postanowiliśmy zrobić nocleg. Cena niestety nie była najciekawsza.
Dzielna podróżniczka
Rano zebraliśmy się gdzieś koło 11-ej, dalsza droga była wprost fantastyczna - widoki zapierały dech w piersiach, a Karolinka miała frajdę, bo część trasy prowadziła tunelami.
Po wyjechaniu z Alp dalsza trasa przebiegła już błyskawicznie - po Włoszech jeździ się bardzo szybko, a autostrady są w świetnym stanie (niestety, płatne).
Ostatnie 200 km to było już tempo spacerowe (o ile tak można nazwać prędkość ok. 140km/h - ale wolniej byłoby już niebezpiecznie biorąc pod uwagę prędkość, z jaką poruszają się inne pojazdy na włoskich autostradach).
Przez cały czas podróży byliśmy mile zaskoczeni postawą Karolinki - dzielnie znosiła trudy podróży, nawet, gdy zaraz po minięciu Alp zaczął się potężny upał (a auto nie ma klimatyzacji).
Nie trzeba było szukać dla niej jakichś zajęć - albo zajęła się oglądaniem krajobrazów (głównie w górach), albo sobie drzemała. Gdy się budziła, zatrzymywaliśmy się na stacjach benzynowych, tam trochę pobiegała, i potem znowu sobie drzemała (chyba trochę męczył ją upał).
Wreszcie na miejscu!
Ulokowano nas w części Rimini - Rivabella, w "pensjonato-hotelu", z którego do plaży było mniej niż 100m. Warunki zakwaterowania - całkiem niezłe: 2 pokoje, aneks kuchenny z pełnym wyposażeniem (naczynia, sztućce, garnki), łazienka z prysznicem i spory taras. Jedyne czego mogło brakować to pralki i... klimatyzacji. W jednym pokoju olbrzymie łoże małżeńskie + składane łóżko (trochę na kształt tych z filmów z ChaplinemJ), w drugim pokoju (większym) również składane drugie łóżko + stół z krzesłami). Szafy i półki trochę "przechodzone", ale nie było się do czego czepiać. Kapitalny widok był z tarasu - z jednej strony morze, z drugiej... góry (jakieś pasmo Apeninów koło San Marino).
Plaża. plaża, plaża....
Poza jednym dniem przez cały czas pobytu towarzyszył nam upał (temperatura między 26 a 32 stopnie) - a to byłą II połowa maja! Adriatyk - nie wiem ile miał stopni, ale na pewno był cieplejszy niż Bałtyk w lipcu. Plaża bardzo szeroka i piaszczysta, a dno Adriatyku opada łagodnie (nie ma jakichś niespodziewanych głębi przy brzegu, jak nad Bałtykiem). Morze czyściutkie, widać biegające po dnie kraby - ich tropienie i łapanie stanowiło dla Karolinki wielką frajdę.
Generalnie plaża wręcz wymarzona dla dziecka - ciepłe morze, piach, w którym można do woli kopać, na skraju mnóstwo porozstawianych zabawek, karuzelek, tworzących jeden kilkukilometrowy ciąg placów zabaw - wszystko dostępne za darmo, jak najbardziej sprawne i zadbane. Drugi taki pas zabawek był już płatny i tam znajdowały się bardziej wyszukane atrakcje: trampoliny, mini-kolejki górskie, zjeżdżalnie. Tory samochodowe, "łódki-amorki", mini-pola golfowe itp.
Super atrakcje!
Oprócz atrakcji plażowych, których jest tam chyba więcej, niż na całym polskim wybrzeżu razem wziętych, Karolince bardzo podobał się pokaz w delfinarium (na początku trochę się przestraszyła i wołała że to rekiny - skutek bajki o Pinokiu- ale potem przez 45 minut pokazu siedziała z otwartą buzią, skutkiem tego musiałem zakupić maskotkę-delfina, z którym potem spała co wieczór :-).
Inne atrakcyjne dla dziecka miejsce to 2 parki rozrywki: jeden - Fiabilandia, znajdujący się w Rimini-Miramare jest przeznaczony głównie dla mniejszych dzieci (takich poniżej podstawówki), i jest tam sporo atrakcji dla nich. Zrobiliśmy pewien błąd, ponieważ na pierwszy ogień poszedł zamek Merlina. Wjeżdżało się tam takim wagonikiem, w środku było dość ciemno i machały do przejeżdżających różne stworki. Mała się trochę tego przestraszyła i potem nie chciała wchodzić do innych tuneli i kolejek.
Na terenie Fiabilandii znajduje się też mini-safari - teren, po którym spacerują żyrafy, słonie, małpy i inne zwierzaki, a zwiedzający są między nimi obwożeni w czymś w rodzaju klatki.
W określonych godzinach odbywają się tam również przedstawienia - show.
My akurat widzieliśmy show kowbojskie (sceny z życia miasteczka na Dzikim Zachodzie), tresurę tygrysów i pokaz akrobatów. Bliższe informacje - http://www.fiabilandia.it/
Drugi, znacznie większy park rozrywki to Mirabilandia to olbrzymi obszar koło Ravenny przy drodze z Rimini, przeznaczony głównie dla starszych dzieci (m.in. roller-coster) - tam nie byliśmy. Bliższe info - http://www.mirabilandia.it
Są jeszcze parki wodne z różnymi atrakcjami, ale nie byliśmy - czekaliśmy aż będzie gorsza pogoda i się.. nie doczekaliśmy.
Jeśli ktoś się tam wybiera, to przydatna może być informacją, że do tych atrakcji można wykupić coś w rodzaju biletu łączonego: np. delinarium + fiabilandia + aquapark, za łączną cenę ok. 60% tego, co płaciłoby się kupując każde oddzielnie. My niestety zorientowaliśmy się już po fakcie...
Polsko-włoskie rozmowy dzieci
Ciekawie wyglądało porozumiewanie się Karolinki z innymi dziećmi. W tym samym hotelu mieszkała rodzinka Włochów z synkiem - Antonio, mniej więcej w wieku Karolinki. Widać było, że bardzo chcą się razem bawić ale... oboje nie bardzo rozumieli, jak to się dzieje, że nie mogą się dogadać. Po kilku dniach, gdy trochę pomogli rodzice, o dziwo Antonio zaczął co nieco rozumieć po polsku, a Karolinka - po włosku! Później, w drugim tygodniu, Antonio wyjechał, a przyjechała rodzina z Polski - już była koleżanka do zabawy, z którą łatwiej się było porozumieć.
Włosi bardzo sympatycznie traktują dzieci - płaczące dziecko jest momentalnie pocieszane przez zupełnie przypadkowe osoby (od ulicznego sprzedawcy otrzymała małego delfinka, gdy płakała po uderzeniu się w ręką w mur).
Jedzonko ? Pycha!
Karolince bardzo smakowało włoskie jedzenie - zwłaszcza różne makarony z sosami i... pizza (faktycznie rewelacyjna: pieczona w drzewnych piecach, bardzo cienka i przyprawiana specjalną oliwą moczoną razem z ziołami i ostrymi przyprawami, a nie ketchupem i tabasco - jak w Polsce). Natomiast wyraźnie droższe są tam jogurty i różne serki.
Również soczki są ok. 50% droższe niż u nas i przeważają te z cytrusów - jak dziecko ma uczulenie, to warto zastanowić się nad zabraniem z Polski (albo zakupem w Czechach - w Mikulovie jest przy drodze supermarket, a ceny, jak w całych Czechach, są niższe niż u nas). Ohydny i drogi jest ichni chleb. Cenę trudno porównać, bo i chleb i bułki są sprzedawane na wagę.
Pamiętaj o kremie z filtrem!
Konieczne jest też używanie bardzo silnych filtrów (my używaliśmy dla Karolinki Ambre Solair 36) - nie tylko, gdy się idzie na plażę, ale i podczas spacerów poza nią. Mimo że to połowa maja, słońce było straszliwie ostre i wystarczało niewiele żeby zaczęło "łapać" na twarzy czy innych odsłoniętych częściach ciała.
Krótkie porady
Ogólnie, jeżeli tylko kogoś stać na taki wyjazd, to serdecznie polecam - zwłaszcza w II połowie maja. Ceny są tam wtedy bardzo przystępne, nie ma tłoku, a pogoda raczej gwarantowana (na pewno bardziej niż w Polsce w lipcu czy sierpniu).
Podróż - aczkolwiek da się to przejechać w 1 dzień, warto jednak rozplanować z noclegiem - dobrym miejscem jest motel w Mikulovie.
Natomiast w sezonie (liczonym od połowy czerwca do połowy września) Rimini staje się dość drogie, a ponadto bardzo zatłoczone. Dlatego, jeśli już ktoś tam się wybiera, to polecam II połowę maja, albo II połowę września. W każdym razie byliśmy tak zadowoleni, że planujemy przyjechać tam jeszcze raz w przyszłym roku.
Rafal Kacprzyk
rkacprzy@hotmail.com