reklama
reklama
Z Kubusiem na Krecie
Kuba skończył 7 miesięcy, kończyły się też wakacje.
Jak to od paru lat bywało to nasz czas na wyjazd i postanowiliśmy ostatecznie, ze ponieważ Mały jest zdrowy a Kreta to nie koniec świata tylko kawałek Europy i jako taka cywilizacja;) więc jedziemy.
Na miesiąc przed planowanym wyjazdem wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy na 5 dni do Karwieńskich Błot nad naszym Bałtykiem, aby sprawdzić jak się nasz Maluch będzie zachowywał w obcym miejscu.Egzamin zdał bezbłędnie wiec to utwierdziło nas, ze warto spróbować.
Wybór miejsca wyjazdu był dość trudny gdyż od początku mieliśmy wymagania: apartamenty, (aby mieć bezproblemowy dostęp do kuchni),łóżeczko dla Małego na miejscu i wylot z Poznania. Mniej nastawialiśmy się na konkretną miejscowość, bo trudno by było wszystko pogodzić.
Udało się nam znaleźć sensowną ofertę i 25.09.02 polecieliśmy na Kretę. Na miejscu dal się nam we znaki dość późny wylot (16:45) i 3 godzinny dojazd autobusem na miejsce (Sitia, wschód wyspy, górzysta droga). Po przyjeździe i rozłożeniu w pokoju była 1:00 w nocy a Kuba postanowił się pobawić, co mu zajęło 2 godziny, podczas których modliliśmy się, żeby już pójść spać;))
Pobyt minął OK, udało się nawet po wypożyczeniu samochodu na 5 dni pozwiedzać wyspę. Byliśmy na plaży w Via, gdzie Kuba przeszedł symboliczny chrzest morski poprzez zanurzeni nóżek. Z innych ciekawych miejsc udało się nam zobaczyć Agios Nikolaos, wyspę Spinalonga na którą jeszcze nie tak dawno (do 1957 r) zwożono trędowatych, ruiny pałacu w Knossos zrekonstruowane częściowo przez sir Arthura Ewansa, Ierapetrę - najgorętsze miasto Europy oraz fantastyczny płaskowyż Lassithi z grotą Dikti - mitycznym miejscem narodzin Zeusa. Niestety nie udało się nam zobaczyć zachodniej częsci wyspy, ale każdorazowy przejazd przez góry w jedną i drugą stronę dał się nam we znaki i zajmował dużo czasu. Mieszkanie na wschodzie ma niestety ten minus. Za to przynajmniej jest powód, aby na Kretę wrócić;))
Grecy byli bardzo otwarci na zaczepki Małego chętnie się z nim bawiąc:)W ciągu tych dwóch tygodni ciągłego przebywania z rodzicami bardzo się rozwinął, zaczął samodzielnie siadać, stawać przy meblach i raczkować.Jedynym minusem wyjazdu były przeziębienia po podroży w każdą stronę.Pomimo ubierania, pilnowania nie udało się uniknąć kataru a z powrotem kataru i kaszlu. Co ciekawe z katarem lądowały na miejscu wszystkie dzieciaki - nasze podejrzenie pada na klimatyzacje w autobusie.
Samolot.Bardzo ważne, o ile to tylko możliwe, aby mieć w samolocie miejsce dla dziecka. Normalnie nie przysługuje, ale czasem samolot nie jest pełny. My braliśmy na pokład fotelik samochodowy, w którym Kuba przespał ok. połowy lotu w każdą stronę. Dzięki temu udało się jakoś przeżyć. Jeśli macie dziecko <8 kg i dostaniecie miejsce w 1 rzędzie, które teoretycznie jest dla rodziców z maluchami możecie pożyczyć łóżeczko które wiesza się na ścianie samolotu? Tak przynajmniej było przy powrocie - samolot Boeing 737, linie WEA.Miejsc dla takich dzieci są w sumie, 2 więc warto być wcześnie przy nadawaniu bagażu i przydziale miejsc. Z maluchami możecie śmiało podejść bez kolejki, to standard.
I jeszcze jedno - na każdego jest sztuka bagażu, na dziecko tez mimo, zeZa bilet nie płaci. Jeśli zabieracie wózek to nie liczy się jako bagaż -Wózek 'się należy'. Wózkiem możecie podjechać pod samolot, nie musicie Oddawać wcześniej na bagaż. Wtedy odbiorą go od Was przy schodkach i przekażą do luku, po wyładowaniu przy schodkach oddadzą.My nie wiedzieliśmy tego i wózek pakowaliśmy do torby martwiąc się czy nie będziemy płacić za nadbagaż - jak się okazało niepotrzebnie.
Podsumowując - było bardzo fajnie, nie żałujemy decyzji i polecamy wyjazdy z małymi dziećmi innym.
Hania, Mariusz i Kubuś z Poznania
infonet@z.pl