Uczymy się języków obcych
reklama
Uczymy się języków obcych
Istnieje cały szereg pewnych wiadomości. Pewne jest to, że znajomość języków obcych to skarb. Pewne jest także, że dzieci uczą się najszybciej i najłatwiej. Ale pewne jest także, że dzieci do języków najłatwiej zniechęcić.
Jeżeli Twoje dziecko chowa się w dwujęzycznym domu, masz. dużą szansę podarować mu bezcenną umiejętność swobodnego władania dwoma językami. Ale musisz pamiętać o żelaznej konsekwencji: powinnaś zwracać się do dziecka zawsze w tym języku, który jest Twoim ojczystym.
Polka, która wyszła za mąż za Holendra na przykład i porozumiewa się z nim po niderlandzku. ze swoimi dziećmi powinna zawsze - bez wyjątku - rozmawiać po polsku. Nawet jeśli przyjdą holenderscy dziadkowie. Niech sobie dziecko z nimi rozmawia po niderlandzku, niech po niderlandzku mówi do Taty, ale z Mamą - i Jej polską rodziną -porozumiewać się powinno po polsku. Tym sposobem wyrobi w sobie automatyzm -pierwszy krok do pełnej dwujęzyczności.
Zachwyciła mnie kiedyś dziewczynka, która w połowie zdania - zmieniając partnera rozmowy, zmieniła też język...
Pamiętaj tylko o jednym: Twoje dziecko jest inteligentne i nie lubi sobie życia utrudniać. Jak już zrozumie, że porozumiewasz się z Tatą w tym języku, w którym i ono z nim rozmawia - będzie chciało zmusić Cię do rozmowy w języku wspólnym. Twoja w tym głowa, żeby na to nie pozwolić. Tata po jakimś czasie na pewno zacznie rozumieć Twój język przynajmniej na tyle, żeby wiedzieć, o czy mówisz do dziecka. A dziecko nie powinno nakłonić Cię do zmiany "polityki językowej". Jeżeli mu na to pozwolisz, jeden język - ten rzadziej słyszany i używany - straci. Pewnie nadal będzie go rozumieć, ale nie będzie musiał czynnie formułować myśli w tym języku, a więc coraz trudniej będzie mu mówić.
Pewna moja koleżanka, władająca biegle językiem obcym, zapragnęła w warunkach sztucznych uczyć go swoją córeczkę. Rzecz się miała w Polsce, oboje rodzice Polacy, Mama filolożka. Eksperyment się nie powiódł - może trochę i na szczęście...
Trudno, bardzo trudno używać w rozmowie z Waszym maleństwem języka, który nie wyssałyśmy z mlekiem matki. Nawet jeśli jesteśmy przekonane o tym, że jakiś język znamy świetnie, to spróbujmy w duchu przetłumaczyć sobie "Malutka, zaraz mamusia wyrzuci tę wstrętną pieluchę i nasmarujemy pupę kremem, żeby się skórka nie odparzyła !". Jeśli zdałyśmy ten test - i naturalni użytkownicy języka nas chwalą, że właśnie tak - to próbować można. Inaczej - lepiej może później... :-)
Miejscem, gdzie dziecko najszybciej "złapie" język, jest zawsze... piaskownica. Wystarczy parę godzin wspólnej zabawy z dzieckiem używającym innego języka, żeby się maluchy porozumiewały absolutnie bez naszej pomocy. A to metoda nie dość że zdrowa, to jeszcze interaktywna - w przeciwieństwie do biernego oglądania bajek w obcojęzycznej telewizji.
Jednak, kiedy nie ma dzieci z innych krajów pod ręką, to i telewizja dobra...
UCZY- wymowy, rozumienia - tylko nie uczy formułowania myśli. Ale przyzwyczaja do świadomości, że inni ludzie mówią inaczej.
Odradzam wprowadzanie lekcji języka wcześniej niż u czterolatków. Uczenie młodszych dzieci przez zabawę, jak na przykład metodą Helen Doron, stwarza moim zdaniem sztuczny system zawieszony w próżni. Choć z drugiej strony, niewątpliwą zaletą tej akurat metody nauczania jest fakt, że świetnie podstaw języka uczą się... rodzice...
Czterolatek już więcej kojarzy i rozumie, że ta pani tam na środku, to można z nią pogadać tak - inaczej. I że jak pani przychodzi do domu (albo jak my przychodzimy do niej), to będziemy sprawdzać, jak to "inaczej" brzmi.
Nie oczekujmy jednak od dzieci czteroletnich, które uczą się języka przez dwie, góra trzy godziny tygodniowo, że będą w stanie się w tym języku porozumieć. Na pewno zaimponują rówieśnikom jakimś wierszykiem czy piosenką po angielsku albo niemiecku, ale nie zamówią sobie w kawiarni lodów waniliowych, ani nic powiedzą pani w sklepie, że chce im się pić .
Niewątpliwą zaletą tak wczesnego początku nauki jest fakt, że kojarzy się ona z zabawą, a więc czymś miłym. A że do miłych wspomnień wracamy najchętniej, w starszym wieku, nasze dziecko ma szansę dalej z przyjemnością wgłębiać się w tajniki obcej mowy.
Bo w sumie wszystko sprowadza się do przyjemności.
NIGDY DZIECI NIE PRZYMUSZAJMY DO LEKCJI JĘZYKA
Jeżeli lekcje angielskiego będą katorgą, połączoną z dodatkowym zadaniem domowym, za które nauczyciel nie pochwali, nasze dziecko nigdy nie zechce uczyć się tego naprawdę.
Jeżeli natomiast uda nam się wyrobić i utrwalić w naszym maluchu przekonanie, że każdy język obcy to jedno okienko na świat więcej, i że znajomość języków to wielka frajda - bajki po francusku, do poduszki czytane na przykład, albo Teletubisie, które z ekranu zagadują po angielsku - ono samo z entuzjazmem sięgnie po pierwszą książkę z obrazkami i podpisami albo spróbuje zagadać do równolatka,
który właśnie przyjechał z Australii.
Na koniec jeszcze drobna przestroga. Słyszałam wielokrotnie takie stwierdzenia: "Kiedy rodzice nie chcieli, żebym ich zrozumiał, mówili przy mnie po francusku/angielsku/niemiecku/...". Potem następowała zawsze jakaś drobna anegdotka. Bo dzieci szybciutko zaczynają rozumieć, i możemy nagle się przekonać, że nasza pociecha świetnie wie, że święty Mikołaj schował czekoladę w szafie na dolnej półce... Nie wyszpiegowała, po prostu - sami jej to powiedzieliśmy ;-)
Mając to na uwadze, być może unikniemy zaskoczenia pewnych moich znajomych, którzy na uwagę 'me dla dziecka' "Wir gehen schlafen" [Idziemy spać]- usłyszeli radosne "Zusammen ?" [Razem ?]. ..
Nikt Magdusi nigdy nie uczył niemieckiego. Po prostu rodzice czasem chcieli coś spokojnie omówić....
Od tamtej pory Magda niemieckiego zdążyła się nauczyć, jej Rodzice dla narady wychodzą na spacer, a my... Możemy czerpać wnioski z ich doświadczenia...
I pamiętać, że wszystko w naszych rękach. Także i to, czy nasz maluch za parę lat zostanie poliglotą !
Agata Kowalska- Szubert
dr nauk humanistycznych