Sałatka z makaronem, tuńczykiem i borówkami oraz gotowana soja
Pobudka 6:30. Nieprzytomna wlokę się do kuchni, żeby przygotować jedzenie dla pierworodnego. Widzę majaczące kontury blatu, człapię usiłując szerzej otworzyć oczy. Nic z tego.
W dodatku przyklejam się do podłogi - ciekawe, kto rozlał słodką herbatę? Czyżby mój nocny pomysł, żeby herbatę robić sobie przy zgaszonym świetle, nie był jednak trafiony?
Na stole stoi makaron. Do dwóch garści makaronu, dodaję:
- 8 dkg tuńczyka,
- dwa pokrojone plastry ananasa z puszki,
- czerwoną, małą cebulkę kroję i zalewam na chwilę wrzątkiem, potem wrzucam do reszty składników.
- Rwę sałatę rzymską.
- Wszystko mieszam z oliwą i octem balsamicznym.
- Dodaję chilli.
- Mieszam, a na wierzch wrzucam leśne borówki.
reklama
Resztę lunchboxu zajmuje gotowana soja.
Taka jestem dumna i przyklejona, że wstałam, dałam radę, zdążyłam, że udało mi się odkleić i przetrzeć podłogę. I co? Przychodzi młody i mówi, że idzie tylko na klasówki, bo coś go trafiło. Mnie - uwierzcie - prawie też. Nie mógł wczoraj? Też bym mu przygotowała jedzenie, ale nie o takiej porze. Pocieszające, że lunch był pyszny:)