Tak, masz racje - otoczenie ma na mnie duży wpływ, bo mam taki charakter, że nie umiem nikogo ranić (nawet jak ktoś rani mnie), a jeśli są to osoby, które mnie kochają i mimo wszystko chcą dla mnie dobrze to nie umiem być wobec nich niemiła. Choć czasem odgryzam się, wiadomo, życie nie jest czarno-białe. No ale wtedy mam wyrzuty i koło się zamyka.
Też staram się o siebie jako tako dbać - u fryzjera już byłam jakieś może 3 tyg temu, bo ostatnio bylam w kwietniu i chodziłam już z sianem i odrostem na pół głowy...
A kosmetyczki póki co omijam odkąd mam wirusa HCV... bo uważam, że któraś mnie zaraziła. W ten pon notabene bylam w tej sprawie na specjalistycznych badaniach i dopiero w listopadzie zapiszą mnie do kolejki oczekujących na terapię...
Do tego muszę usunąć polipa, którego mam na szyjce macicy (okazało się teraz na wizycie kontrolnej, że to nie jest polip doczesnowy, czyli nie taki co powstaje w czasie ciąży i nie zniknął podczas porodu). Jestem już zapisana na zabieg 29 października...
Też nie biegam do dziecka od razu jak zapłacze. Przecież muszę skorzystać np. z toalety skąd od razu nie wyskoczę nie powiem z czym na wierzchu zresztą
Męża także angażuję w pomoc. Nie poświęcam się całkowicie i nie mam zamiaru już całkiem stracić swojego życia, bo to już byłaby dla mnie katastrofa.
Może po prostu muszę przeczekać ten ciężki początek i uzbroić się w cierpliwość. Nie mam innego wyjścia. Muszę zagryźć zęby i poczekać aż to moje małe Cudo urośnie. No bo przecież do końca życia nie będzie takie małe i płacząco-wiercące się!
A w ogóle to w poniedziałek dostałam okres - pierwszy po porodzie. Zaraz powiecie - no tak - stąd te wahania nastroju i depresyjne podejście. Nie do końca... choć po części może i tak.
Zupełnie zapomniałam jak to jest. Człowiek to jednak szybko przyzwyczaja się do dobrego
I teraz na noc wykorzystuję ten zapas podkładów poporodowych, które po porodzie w ogóle się nie przydały (tak dobrze mnie "wyczyszczono" po cesarce).
A co to fb to zawsze możemy się zgadać - czemu nie