reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Sierpniowe mamy 2019

Też mam takie odczucia. Z jednej strony chciałabym, żeby było już po wszystkim, z drugiej, żeby to nie nadeszło...
Ja boję się porodu bardzo, zarówno gdyby miał być to poród siłami natury jaki tego cesarskiego cięcia... nie obawiam się bólu po, obawiam się tego, że coś pójdzie nie tak, że coś będzie źle z dzieckiem, że coś stanie się mi, że będą komplikacje... boję się pobytu w szpitalu, tego, że będę tam sama, bez męża...
A to wszystko dlatego, że w ciąży odezwała się długo nieleczona depresja... moje lęki stały się silne na tyle, że na wszystkie wizyty do lekarzy chodzę z mężem, nawet jak byłam u internisty, u diabetologa, u osteopaty na rehabilitacji, to przy 90% wizyt Mąż wchodzi ze mną do gabinetu... bo ja się boję lekarzy, niejednokrotnie na wizycie zaczynam ze stresu płakać, boję się tego, że dany lekarz będzie niemiły... nie wiem jak to wytłumaczyć... no zwyczajnie się stresuję... w domu mierze ciśnienie to mam niziutkie, a na wizytach wysokie...
Ja z Mężem to nawet chodze na wizyty do psychologa... na mojej terapii on siedzi ze mną... ale dzięki temu przynajmniej wie wszystko co się dzieje w mojej głowie i Pani Psycholog też pomaga jemu zrozumieć, że moje zachowania wynikają z choroby...
Mało tego, od kilku dni zaczęłam brać leki na depresję - długo się wzbraniałam z obawy o dziecko, ale 5 niezależnych lekarzy powiedziało, że na tym etapie dziecku nic nie grozi ze strony tych leków, a jeśli ich nie wezmę, to nie będę w stanie się zająć właściwie dzieckiem po porodzie, że depresja tylko się pogłębi, że moja psychika jest zbyt słaba żeby poradzić sobie z tą burzą hormonów po porodzie i depresja poporodowa murowana... a ja liczyłam na to, że po porodzie wszystko minie... mam nadzieję, że to pomoże, bo chcę przestać się bać i chcę żeby mi się chciało zacząć żyć i może chociaż na końcówce ciąży zacząć się nią cieszyć a nie tylko stresować i płakać i się bać...

I teraz dlaczego o tym napisałam?
Bo okazuje się, że ogromna ilość kobiet ma oznaki depresji w czasie ciąży, które są zrzucane na garb hormonów... i wtedy ryzyko wystąpienia depresji poporodowej jest dużo wyższe...
Więc polecam spotkać się z psychologiem, porozmawiać o swoich obawach jeśli ma się możliwość i czuje się taką potrzebę bo to pomaga...
No u mnie niestety sama terapia to za mało, jest mi z tego powodu ogromnie wstyd, że sobie nie radzę, że jestem słaba, gorsza... no ale zaczęłam coś robić w tym kierunku, żeby było lepiej, dla siebie, Męża i dla Synka... żeby miał szczęśliwą Mamę, a nie taką co to jej sie nie chce wstać z łóżka...
Kochana, najważniejsze, że wiesz, że potrzebujesz pomocy. Dążysz do tego, żeby było lepiej, to już wielki sukces :) ja od 16 roku życia miałam stany depresyjne, w pewnym momencie tak bardzo, że spędziłam trochę czasu na oddziale. W między czasie wyszły zaburzenia osobowości. Przeszłam dwie długie terapie i po 13 latach całkiem dobrze sobie radzę. Mój mąż też ma problemy, od dawna musi brać leki, żeby dobrze funkcjonować. Nie ma nic złego w byciu chorym, najważniejsze to szukać pomocy i się nie dawać chorobie. Trzymam za Ciebie mocno kciuki. Cały czas powtarzaj sobie, że nie ma prawa nic złego się stać, że zaraz poznasz swoją wielką miłość. Szukaj rzeczy, które Ci pomagają i ich się trzymaj. Będzie dobrze :)

Ja w ciąży miałam potężne jazdy tak do 20 tygodnia. Leżałan tygodniami w łóżku i płakałam, będąc pewna, że dziecko umarło. Codziennie płakałam mężowi, żeby mnie nie zostawiał, nie szedł do pracy itd... Potem jakoś się wyciszyło, ale dalej się czasem fiksuje i też mam napady lęku, że córce coś się stanie. Staram się nie poddawać temu, na siłę myśleć pozytywnie i spokojnie.
 
Ostatnia edycja:
reklama
Masz rację. Ja tak czasem zastanawiam się czy nie mam właśnie jakiejś depresji czy jakichś stanów lękowych, bo wciąż stresuję się tą ciążą. Nie umiem się nią cieszyć. Wciąż tylko obawa jak to będzie - ze mną i z malutką i w ogóle. No ale z drugiej strony nie chcę rozmawiać o tym z psychologiem czy z innym lekarzem. Jakoś nie wierzę w ich uzdrawiającą moc. Może po prostu jeszcze nie jest ze mną tak źle, żebym czuła potrzebę rozmowy o tym z lekarzem.
Ja też chodzę na wizyty do psychologa i sobie myślę "no ale co ona mi powie czego ja nie wiem" i to jest tak, że ja wiem np. Że moje obawy są bezpodstawne, że nie warto bać się czegoś co pewnie nigdy nie nastąpi... i Psycholog mówi mi to samo, ale wtedy to jakoś do mnie trafia, bo czuję, że Ona mnie rozumie, ale przede wszystkim uspokaja mnie, że mam prawo się tak czuć, ale że myśli, które mam to jest dialog depresji, że nie zawsze taka byłam, i że nie muszę dalej w tym tkwić ale to wymaga pracy nad sobą...
3 lata temu też miałam zdiagnozowaną depresję i dostałam leki ale stwierdziłam że chyba aż tak źle nie jest i poradze sobie sama... po prostu było mi wstyd... teraz żałuję, bo może teraz moja psychika by aż tak nie podupadła...
Bardzo pomaga mi Mąż, jego wsparcie i wyrozumiałość.. ale widząc jego bezradność i to, że w sumie mój stan ma znaczący wpływ na jego życie, postanowiłam spróbować... bo chciałabym umieć się znowu z nim śmiać i cieszyć życiem, żeby On też się cieszył... i żebym przestała być dla niego taką zołzą bo czasem wstaje z łóżka i już jestem zła, nawet nie wiem czemu, aż mam ochotę rzucać talerzami...

Tylko do psychologa czy psychiatry też trzeba dobrego trafić... byłam na wizycie u kobiety, która kompletnie nie wiedziała jak do mnie podejść, nooo mega słabo, ale mimo zniechęcenia poszłam do innej i póki co jest ok z każdym spotkaniem Ona zna mnie lepiej i się też do tych spotkań przygotowuje..
Czasami też zwykłe wygadanie się komuś obcemu, kto chce słuchać, pomaga.
 
Ja też chodzę na wizyty do psychologa i sobie myślę "no ale co ona mi powie czego ja nie wiem" i to jest tak, że ja wiem np. Że moje obawy są bezpodstawne, że nie warto bać się czegoś co pewnie nigdy nie nastąpi... i Psycholog mówi mi to samo, ale wtedy to jakoś do mnie trafia, bo czuję, że Ona mnie rozumie, ale przede wszystkim uspokaja mnie, że mam prawo się tak czuć, ale że myśli, które mam to jest dialog depresji, że nie zawsze taka byłam, i że nie muszę dalej w tym tkwić ale to wymaga pracy nad sobą...
3 lata temu też miałam zdiagnozowaną depresję i dostałam leki ale stwierdziłam że chyba aż tak źle nie jest i poradze sobie sama... po prostu było mi wstyd... teraz żałuję, bo może teraz moja psychika by aż tak nie podupadła...
Bardzo pomaga mi Mąż, jego wsparcie i wyrozumiałość.. ale widząc jego bezradność i to, że w sumie mój stan ma znaczący wpływ na jego życie, postanowiłam spróbować... bo chciałabym umieć się znowu z nim śmiać i cieszyć życiem, żeby On też się cieszył... i żebym przestała być dla niego taką zołzą bo czasem wstaje z łóżka i już jestem zła, nawet nie wiem czemu, aż mam ochotę rzucać talerzami...

Tylko do psychologa czy psychiatry też trzeba dobrego trafić... byłam na wizycie u kobiety, która kompletnie nie wiedziała jak do mnie podejść, nooo mega słabo, ale mimo zniechęcenia poszłam do innej i póki co jest ok z każdym spotkaniem Ona zna mnie lepiej i się też do tych spotkań przygotowuje..
Czasami też zwykłe wygadanie się komuś obcemu, kto chce słuchać, pomaga.
Oj z tymi psychologami to jest różnie. Kiedyś byłam u kobiety, która kiedy zaczęłam płakać powiedziała, że płacząc wzbudzam w niej poczucie winy. Także no cóż. W terapii wcale nie chodzi o to, że psycholog daje ci jakieś super rady i ma rozwiązanie na wszystkie twoje problemy. To bardziej chodzi o wskazanie mechanizmów działania, które nami kierują, zrozumienie tego co się z nami dzieje, znalezienie przyczyny. Wszystko jeszczs zależy na jaki nurt się zdecydujemy. Ja byłam w poznawczo-behawioralnej i przeszłam też terapię grupową. Psychiatra to lekarz, dobiera po prostu leki, ewentualnie diagnozuje.
 
@M_Lena, szukaj pozytyw
Kochana, najważniejsze, że wiesz, że potrzebujesz pomocy. Dążysz do tego, żeby było lepiej, to już wielki sukces :) ja od 16 roku życia miałam stany depresyjne, w pewnym momencie tak bardzo, że spędziłam trochę czasu na oddziale. W między czasie wyszły zaburzenia osobowości. Przeszłam dwie długie terapie i po 13 latach całkiem dobrze sobie radzę. Mój mąż też ma problemy, od dawna musi brać leki, żeby dobrze funkcjonować. Nie ma nic złego w byciu chorym, najważniejsze to szukać pomocy i się nie dawać chorobie. Trzymam za Ciebie mocno kciuki. Cały czas powtarzaj sobie, że nie ma prawa nic złego się stać, że zaraz poznasz swoją wielką miłość. Szukaj rzeczy, które Ci pomagają i ich się trzymaj. Będzie dobrze :)

Ja w ciąży miałam potężne jazdy tak do 20 tygodnia. Leżałan tygodniami w łóżku i płakałam, będąc pewna, że dziecko umarło. Codziennie płakałam mężowi, żeby mnie nie zostawiał, nie szedł do pracy itd... Potem jakoś się wyciszyło, ale dalej się czasem fiksuje i też mam napady lęku, że córce coś się stanie. Staram się nie poddawać temu, na siłę myśleć pozytywnie i spokojnie.
Współczuję i gratuluję siły i pozytywnego myślenia mimo wszystko!

Też się staram myśleć pozytywnie ale wygląda to mniej więcej tak:

"Po porodzie pójdę do McDonalda i się nażrę" (teraz nie mogę przez tą cukrzycę ciążową) i za chwile sama przychodzi myśl "no chyba, że umrę podczas porodu, to wtedy nie"

:-/ i ta myśl przychodzi sama, kij wie skąd i po co... nie umiem tego powstrzymać.. wiem że to głupie myśli, ale no nie mogę nad tym zapanować...

Dziękuję za słowa wsparcia :-* nawet nie wiecie, jak się bałam o tym napisać, że któraś napisze, że "wymyślam, a teraz co drugi człowiek to ma depresję"
 
Oj z tymi psychologami to jest różnie. Kiedyś byłam u kobiety, która kiedy zaczęłam płakać powiedziała, że płacząc wzbudzam w niej poczucie winy. Także no cóż. W terapii wcale nie chodzi o to, że psycholog daje ci jakieś super rady i ma rozwiązanie na wszystkie twoje problemy. To bardziej chodzi o wskazanie mechanizmów działania, które nami kierują, zrozumienie tego co się z nami dzieje, znalezienie przyczyny. Wszystko jeszczs zależy na jaki nurt się zdecydujemy. Ja byłam w poznawczo-behawioralnej i przeszłam też terapię grupową. Psychiatra to lekarz, dobiera po prostu leki, ewentualnie diagnozuje.
Tak zgadzam się, dokładnie tak to działa... chociaż ja trafiłam na 2 psychiatrów, z którymi rozmowa też mi pomogła, bo wytłumaczyli mi, że to nie ja jestem jakaś pie*rznięta, tylko to jest choroba... bo dłuuugo nie umiałam tego przyznać i sądziłam, że to ja po prostu taka jestem beznadziejna...

Ale to jak z każdym lekarzem, fryzjerem czy kosmetyczką... trzeba trafić na tego "swojego" z którym się załapie nic porozumienia... szkoda tylko, że jak się trafi na złego, to się taki obraz kreuje i się rezygnuje...
 
Masz bardzo natrętne myśli, wiem coś o tym. Mi pomaga trzymanie się z całej siły myślenia, że już najgorsze za mną, że już swoje wycierpiałam i musi być dobrze. Kiedy taka myśl przychodzi powiedz sobie, że ok myślo uciekaj, bo mnie krzywdzisz. Odcinaj je od siebie. Wiele zależy od naszego postrzegania pewnych wydarzeń. Kiedyś byłam w takim stanie, że lubiłam tkwić w tym smutku i poczuciu beznadziei, bo tylko tam czułam się bezpiecznie. Teraz wolę wypłynąć nawet na nieznane wody i często okazuje się, że było warto. :)
Kiedy zaszłan w ciążę szybko się okazało, że nie wrócę już z L4 i w od 7 tygodnia byłam cały czas w domu. Praca była dla mnie totalnie bardzo ważna, ludzi którzy tam byli, dawało mi to poczucie stabilności. A tu nagle sru... Całe dnie sama w domu. Musiałam przerwać studia podyplomowe na kilka miesięcy przed ich końcem, bo nie byłam w stanie chodzić. Stracilam grunt. Nie mogłam się odnaleźć. Ja i moje myśli. Nic więcej. Było ciężko, ale w końcu przywykłam i chyba nauczyłam się być sama ze sobą. Panować nad tymi myślami. Kurde, będę matką muszę być silna. Pomału, pomału złapałam znowu równowagę.

Nawet nie wiesz jak wiele osób ma takie problemy, tylko ciągle to jakieś wielkie tabu :(
 
Masz bardzo natrętne myśli, wiem coś o tym. Mi pomaga trzymanie się z całej siły myślenia, że już najgorsze za mną, że już swoje wycierpiałam i musi być dobrze. Kiedy taka myśl przychodzi powiedz sobie, że ok myślo uciekaj, bo mnie krzywdzisz. Odcinaj je od siebie. Wiele zależy od naszego postrzegania pewnych wydarzeń. Kiedyś byłam w takim stanie, że lubiłam tkwić w tym smutku i poczuciu beznadziei, bo tylko tam czułam się bezpiecznie. Teraz wolę wypłynąć nawet na nieznane wody i często okazuje się, że było warto. :)
Kiedy zaszłan w ciążę szybko się okazało, że nie wrócę już z L4 i w od 7 tygodnia byłam cały czas w domu. Praca była dla mnie totalnie bardzo ważna, ludzi którzy tam byli, dawało mi to poczucie stabilności. A tu nagle sru... Całe dnie sama w domu. Musiałam przerwać studia podyplomowe na kilka miesięcy przed ich końcem, bo nie byłam w stanie chodzić. Stracilam grunt. Nie mogłam się odnaleźć. Ja i moje myśli. Nic więcej. Było ciężko, ale w końcu przywykłam i chyba nauczyłam się być sama ze sobą. Panować nad tymi myślami. Kurde, będę matką muszę być silna. Pomału, pomału złapałam znowu równowagę.

Nawet nie wiesz jak wiele osób ma takie problemy, tylko ciągle to jakieś wielkie tabu :(
Miałam bardzo podobną sytuację, bo w 9 tygodniu miałam wypadek w drodze do pracy i nie udało mi się wrócić do pracy, co baaaaardzo przeżyłam.. nie mogłam chodzić przez ból kręgosłupa i spojenia łonowego, Mąż pracował 6 dni w tygodniu 10-23, miał wolne tylko poniedziałki, a wtedy zawsze jakiś lekarz, rehabilitacja... a ja ciągle sama w domu.... nooo to był pierwszy gwóźdź do tej trumny... później złe wyniki badań, ryzyko zespołu downa, amniopunkcja i ryzyko z nią związane... aaaa szkoda gadać...
Ogólnie niewesoło, więc nie dziw, że jest jak jest...

Mi pomaga poznawanie z czym mam się zmierzyć... w czwartek byliśmy na wizycie u ordynatora szpitala w sprawie cesarki, ja całą wizytę przepłakałam ze stresu, na szczęście lekarz wyrozumiały, zaprosił nas do szpitala i dzisiaj sam nas po nim oprowadził i powiedział jak to wygląda zarówno gdy jest poród naturalny i jak jest cesarka i uspokoił, że w szpitalu pracują ludzie, którzy chcą pomagać , no bo jaki by mieli w tym interes, żeby mnie zgnoić czy coś, przecież nic im złego nie zrobiłam :-)

Trochę mnie to uspokoiło, przynajmniej będę wiedziała co i jak..
 
Już dużo nam wszystkim nie zostało ... ja już pisałam ze przez te głupie myśli mam koszmary. Boje się ze będę nadopiekuńcza dla dziecka. Ale jeśli zobaczę ze coś jest nie tak to pójdę odrazu po pomoc do psychologa na 100 %. Nam psycholog w szkole rodzenia dużo objaśniła. Z tymi myślami jest tak ze o tym o czym nie chcesz myśleć to samo napływa do głowy !!! Moim zdaniem siedzenie w domu robi swoje i staram się czymś zająć żeby te dni szybko mijały ;)

Jeśli o poród chodzi to boje się komplikacji...
 
Niestety nie jesteśmy w stanie przewidzieć tego, co się będzie działo. Dlatego my wybraliśmy chyba możliwie najlepszy szpital i mam nadzieję, że opieka będzie naprawdę najlepsza. Nawet jak coś pójdzie nie do końca gładko, to napewno dobrze się skończy. To już nie te czasy, że kobiety ledwo przeżywały poród.
 
reklama
Ja Wam powiem, że sie tak pocieszam zawsze, że w tych głupich programach typu "trudne sprawy" zawsze wszystko dobrze się kończy, więc w życiu też tak musi być ;-)

DAMY RADE!
a przynajmniej przeżyjemy to... wejdziemy do szpitala, a później z niego wyjdziemy, a to co działo się w środku będzie historią...

Powiedziała ta, co dziś przy zwiedzaniu szpitala spociła się ze stresu jak mysz :-D
 
Do góry