reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Sierpniowe mamy 2019

Jeśli mogę spytać... w jakim w ogóle wieku jesteście? Wiem, że kobiet nie pyta się o wiek, ale jesteśmy we własnym babskim gronie to myślę, że to nie tajemnica :)
Pytam z ciekawości czy tylko ja tu jestem taka stara ;) Mam 36 lat.
 
reklama
My tez w ogole nie planowalismy dzieci. Rodzina i wszyscy znajomi nawet o tym wiedzieli. Teraz jak kazdy dowiaduje się, że jestem w ciąży to normalnie szok i mega zdziwienie. Oczywiscie pozytywne. Kazdy zyczy powodzenia i jest z nami itp.

My tez tak do tego podeszlismy "ok, sprobujemy". Jesli nie udaloby sie to trudno. Nie byloby tragedii. A udalo sie za pierwszym razem! :szok:

No i jest. I przed nami teraz wielka niewiadoma co dalej.
No proszę jak to dobrze znaleź kogoś, kto ma podobnie jak My ;-)

Czyli jednak nie jestem jakaś dziwna :-D
Od razu mi lepiej.

Jakoś damy rade... może to samo przyjdzie wszystko, a my niepotrzebnie sie spinamy..
 
Jeśli mogę spytać... w jakim w ogóle wieku jesteście? Wiem, że kobiet nie pyta się o wiek, ale jesteśmy we własnym babskim gronie to myślę, że to nie tajemnica :)
Pytam z ciekawości czy tylko ja tu jestem taka stara ;) Mam 36 lat.
28 ;-) jeszcze... w sierpniu 29... termin mam na 11 sierpnia, ale kto wie, może urodzę sobie w urodziny 6tego :p
 
No proszę jak to dobrze znaleź kogoś, kto ma podobnie jak My ;-)

Czyli jednak nie jestem jakaś dziwna :-D
Od razu mi lepiej.

Jakoś damy rade... może to samo przyjdzie wszystko, a my niepotrzebnie sie spinamy..
Ja też od razu lepiej się czuję z myślą, że nie jestem/jesteśmy sama/sami :):D
 
Ja też czekam na pierwsze dziecko i większość czasu jestem zestresowana i przerażona...
Bo jakby zadziało się to dla mnie za szybko... rzuciliśmy sobie hasło "a chodź, spróbujemy" licząc, że to nie pójdzie tak rach ciach, a poszło...

Z jednej strony radość, a z drugiej 2 razy większe przerażenie... no bo wszystko się zmieni, a ja nie jestem przygotowana i nie dam rady... a wszyscy przez to, że zawsze dziećmi rodzeństwa się opiekowałam i kontakt dobry to oczekują, że będę fajną mamą... a ja jakby tego nie czuję... nawet tu na forum założyłam wątek, że chciałabym zmienić nastawienie do ciąży...
Bo nie siedziałam, nie wyczekiwałam, nie głaskałam brzuszka i tak dalej... teraz już mi się zdarzy... ale jednak mam obawy, że przeżywam tą ciążę "za mało"...

O tym jak boję się porodu to już nawet nie wspomne...

Nie powiem, cała sytuacja jaką miałam od prawie początku bo w grudniu się o ciąży dowiedziałam, a od stycznia istna lawina nieszczęść, też zrobiła swoje...

I przyznam się Wam, że w poniedziałek idę do psychologa.. nie z powodu ciąży, tylko z powodu mojego ogólnego samopoczucia, poczucia bezsensu wszystkiego... ale myślę, że też pomoże mi to w stresie związanym z ciążą, bo mój brak wiary w siebie, przekonanie, że jestem beznadziejna, niepotrzebna, spowodowane nagłą utratą pełnej sprawności i dłuuuugim siedzeniem samej w domu, rzutuje też na myśli o mnie samej jako o matce...

Teraz już trochę wychodzę na prostą i mam nadzieję, że najgorsze za mną, ale przyda mi się chyba kilka spotkań, bo Mały pewnie czuje mój stres i chciałabym uniknąć depresji poporodowej...
O widzisz, prawie tak samo, jak u mnie.

Z moim, jeszcze wtedy nawet nie narzeczonym, stwierdziliśmy, że chcemy mieć dziecko i się nie zabezpieczamy. Jeżeli się uda - super, a jak nie to będziemy dalej "się starać". Mieliśmy tyle o ile trudniej, bo partner pracował wtedy w Szwecji i w Polsce bywał średnio raz na dwa miesiące. Także trafić w termin i punkt wydawało się wręcz niemożliwe. Ha! A jednak się w październiku jakoś tak złożyło. Pominę już fakt przesunięcia ślubu kościelnego na termin niewiadomy, gdzie praktycznie wszystko było załatwione. Ale się cieszyliśmy. Kurcze no, z jednej strony łapię się na tym, że zawsze martwię się o stan małej, staram się uważać na to, co jem i piję, nie palę od kiedy dowiedziałam się o ciąży, a mam ogromną ochotę... Ale z drugiej strony to też nie jest to takie wyczekiwane dziecko, o które staraliśmy się latami. Wiecie o co chodzi. Kocham je i wiem, że mój mąż też je kocha, a pewnie jeszcze bardziej pokochamy je, jak już się urodzi, ale cała ta otoczka sprawia, że więcej się stresuję.

I do tego cały czas mam ochotę na słodycze... Niby kontroluję ile jem i staram się trzymać w tej zdrowej ilości kalorii, białek, tłuszczy i wegli, ale i tak mam TAKIE wyrzuty sumienia, że masakra... Przed ciążą byłam na diecie, pewnie wspominałam, prawie doszłam do wymarzonej wagi, polubiłam zakupy i inne, a teraz myślę tylko o tym ile przytyję do końca ciąży i ile mi po niej zostanie. Boję się, że już nie znajdę w sobie takiej motywacji, żeby dopiąć celu...

Ah, dobrze się wygadać.
A ja mam jeszcze 24 lata, 4 maja stuknie 25.
 
O widzisz, prawie tak samo, jak u mnie.

Z moim, jeszcze wtedy nawet nie narzeczonym, stwierdziliśmy, że chcemy mieć dziecko i się nie zabezpieczamy. Jeżeli się uda - super, a jak nie to będziemy dalej "się starać". Mieliśmy tyle o ile trudniej, bo partner pracował wtedy w Szwecji i w Polsce bywał średnio raz na dwa miesiące. Także trafić w termin i punkt wydawało się wręcz niemożliwe. Ha! A jednak się w październiku jakoś tak złożyło. Pominę już fakt przesunięcia ślubu kościelnego na termin niewiadomy, gdzie praktycznie wszystko było załatwione. Ale się cieszyliśmy. Kurcze no, z jednej strony łapię się na tym, że zawsze martwię się o stan małej, staram się uważać na to, co jem i piję, nie palę od kiedy dowiedziałam się o ciąży, a mam ogromną ochotę... Ale z drugiej strony to też nie jest to takie wyczekiwane dziecko, o które staraliśmy się latami. Wiecie o co chodzi. Kocham je i wiem, że mój mąż też je kocha, a pewnie jeszcze bardziej pokochamy je, jak już się urodzi, ale cała ta otoczka sprawia, że więcej się stresuję.

I do tego cały czas mam ochotę na słodycze... Niby kontroluję ile jem i staram się trzymać w tej zdrowej ilości kalorii, białek, tłuszczy i wegli, ale i tak mam TAKIE wyrzuty sumienia, że masakra... Przed ciążą byłam na diecie, pewnie wspominałam, prawie doszłam do wymarzonej wagi, polubiłam zakupy i inne, a teraz myślę tylko o tym ile przytyję do końca ciąży i ile mi po niej zostanie. Boję się, że już nie znajdę w sobie takiej motywacji, żeby dopiąć celu...

Ah, dobrze się wygadać.
A ja mam jeszcze 24 lata, 4 maja stuknie 25.

A ja słodkie jem każdego dnia, czasami w takich ilościach, że mam aż wyrzuty sumienia... Jednak co ja mogę, skoro zawsze miałam do nich słabość :) Nie potrafię się powstrzymać. Nie pije jednak nic kolorowego i gazowanego, kawy, herbaty symbolicznie i oczywiście żadnego surowego mięsa i serów pleśniowych, a warzywa i owoce przed spożyciem myje jak szalona ;) Staram się też nie jeść tyle fast foodów, chociaż raz na jakiś czas się zdarzy.
 
O widzisz, prawie tak samo, jak u mnie.

Z moim, jeszcze wtedy nawet nie narzeczonym, stwierdziliśmy, że chcemy mieć dziecko i się nie zabezpieczamy. Jeżeli się uda - super, a jak nie to będziemy dalej "się starać". Mieliśmy tyle o ile trudniej, bo partner pracował wtedy w Szwecji i w Polsce bywał średnio raz na dwa miesiące. Także trafić w termin i punkt wydawało się wręcz niemożliwe. Ha! A jednak się w październiku jakoś tak złożyło. Pominę już fakt przesunięcia ślubu kościelnego na termin niewiadomy, gdzie praktycznie wszystko było załatwione. Ale się cieszyliśmy. Kurcze no, z jednej strony łapię się na tym, że zawsze martwię się o stan małej, staram się uważać na to, co jem i piję, nie palę od kiedy dowiedziałam się o ciąży, a mam ogromną ochotę... Ale z drugiej strony to też nie jest to takie wyczekiwane dziecko, o które staraliśmy się latami. Wiecie o co chodzi. Kocham je i wiem, że mój mąż też je kocha, a pewnie jeszcze bardziej pokochamy je, jak już się urodzi, ale cała ta otoczka sprawia, że więcej się stresuję.

I do tego cały czas mam ochotę na słodycze... Niby kontroluję ile jem i staram się trzymać w tej zdrowej ilości kalorii, białek, tłuszczy i wegli, ale i tak mam TAKIE wyrzuty sumienia, że masakra... Przed ciążą byłam na diecie, pewnie wspominałam, prawie doszłam do wymarzonej wagi, polubiłam zakupy i inne, a teraz myślę tylko o tym ile przytyję do końca ciąży i ile mi po niej zostanie. Boję się, że już nie znajdę w sobie takiej motywacji, żeby dopiąć celu...

Ah, dobrze się wygadać.
Poważnie przejmujesz się takimi pierdołami ? Ile przytyjesz itd? Ja myślę tylko żeby ta istotka była cała i zdrowa, a ile przytyję czy jakie wyrzeczenia mam w ciąży to w ogóle dla mnie żadnego znaczenia nie ma ;) czasami mam łzy w oczach jak poraz kolejny muszę zrobić zastrzyk w brzuch i jest już tyle zgrubiałych miejsc na brzuchu że nie mam czasami gdzie się wbić, ale za nic w świecie nie zamieniłabym tego stanu :)) młody jest już moim pępkiem świata, a ja mam jedne legginsy aktualnie i jedną spódniczkę w które wchodzę bez problemu i myślę tylko żeby za dużo nie musieć kupować bo wszystkie oszczędności jakie mam przeznaczam na Igora [emoji23] może mam trochę inne podejście bo pierwszą ciążę straciłam, ale nie życzę nikomu etapu długich starań bo nie ma nic gorszego niż twoje comiesięczne rozczarowanie, łzy jak widzisz koleżanki z brzuszkiem czy wózkiem ja się cieszę z każdego dnia z moim gamoniem brzuszkowym :)))
 
reklama
O widzisz, prawie tak samo, jak u mnie.

Z moim, jeszcze wtedy nawet nie narzeczonym, stwierdziliśmy, że chcemy mieć dziecko i się nie zabezpieczamy. Jeżeli się uda - super, a jak nie to będziemy dalej "się starać". Mieliśmy tyle o ile trudniej, bo partner pracował wtedy w Szwecji i w Polsce bywał średnio raz na dwa miesiące. Także trafić w termin i punkt wydawało się wręcz niemożliwe. Ha! A jednak się w październiku jakoś tak złożyło. Pominę już fakt przesunięcia ślubu kościelnego na termin niewiadomy, gdzie praktycznie wszystko było załatwione. Ale się cieszyliśmy. Kurcze no, z jednej strony łapię się na tym, że zawsze martwię się o stan małej, staram się uważać na to, co jem i piję, nie palę od kiedy dowiedziałam się o ciąży, a mam ogromną ochotę... Ale z drugiej strony to też nie jest to takie wyczekiwane dziecko, o które staraliśmy się latami. Wiecie o co chodzi. Kocham je i wiem, że mój mąż też je kocha, a pewnie jeszcze bardziej pokochamy je, jak już się urodzi, ale cała ta otoczka sprawia, że więcej się stresuję.

I do tego cały czas mam ochotę na słodycze... Niby kontroluję ile jem i staram się trzymać w tej zdrowej ilości kalorii, białek, tłuszczy i wegli, ale i tak mam TAKIE wyrzuty sumienia, że masakra... Przed ciążą byłam na diecie, pewnie wspominałam, prawie doszłam do wymarzonej wagi, polubiłam zakupy i inne, a teraz myślę tylko o tym ile przytyję do końca ciąży i ile mi po niej zostanie. Boję się, że już nie znajdę w sobie takiej motywacji, żeby dopiąć celu...

Ah, dobrze się wygadać.
A ja mam jeszcze 24 lata, 4 maja stuknie 25.
A teraz Twój facet jest już na miejscu czy dalej w rozjazdach?

Ja też sobie folguje troche... no bo w koncu coś mi się od życia należy :p
I też się boję, że przybiorę i nie zrzucę... bo ruchu dużo nie dam rady znieść teraz.... ale podobno przy karmieniu waga sama schodzi...
Ja lubię dużo chodzić więc z maluchem na spacery i heja... bo mam nadzieję, że po porodzie mi wszystkie dolegliwości miną...

Postaraj się tak nie fiksować z tą wagą no bo przecież to nie jest najważniejsze... a jak trafi Ci się żywe dziecko to nic nie poradzisz na to, schudniesz biegając za nim :-D

Chociaż nie powiem, jak widzę jak tu piszecie "ja przytyłam tylko 2 kg" to myślę sobie, że jednak mój znak zodiaku to wieloryb...

I jeszcze Teściowa ostatnio do mnie zadzwoniła i rzuciła tekstem "a ile już przytyłaś?" ... aż miałam ochotę odpowiedzieć "a Ty?".. :p
 
Do góry