Jak konstruktywnie rozwiązywać konflikty między rodzicami i dziećmi?
Co roku miliony rodziców podejmują pracę, która można uznać za jedną z najcięższych, jakie można sobie wyobrazić: zostają rodzicami. Biorą na siebie odpowiedzialność za zdrowie fizyczne i psychiczne dziecka, wychowanie go na dobrego człowieka, który będzie twórczy, produktywny i zdolny do życia w społeczeństwie. Czyż to nie jest najbardziej wymagająca praca, jaka znacie?
Skąd się biorą konflikty między dziećmi i rodzicami?
Początkowo rodzic skupia się bez reszty na potrzebach dziecka, z czasem jednak, im jest ono starsze i jego potrzeby ulegają zmianom, zaczyna coraz częściej dochodzić do konfliktów. Wynikają one z tego, że potrzeby rodziców i dzieci stoją w opozycji do siebie. Ten moment, kiedy nasze potrzeby ścierają się, może być kryzysem, który pozwoli rodzinie się umocnić lub wręcz przeciwnie, osłabi więzi. Nie zależy się obawiać konfliktów – są one nierozerwalnie związane z naszym życiem i nie jest to zjawisko, którego należy za wszelką cenę unikać. Radząc sobie z nimi w sposób konstruktywny, uczymy nasze dzieci, jak się z nimi i uczuciami im towarzyszącymi, uporać. Umiejętność tę dzieci będą musiały wykorzystać niejeden raz podczas kontaktów z rówieśnikami, w szkole, czy później, w dorosłym życiu.
Thomas Gordon w klasycznym już dzisiaj poradniku „Wychowanie bez porażek” opisuje najczęściej stosowaną przez rodziców metodę jako walkę o władzę, której wynik postrzegany jest jako zwycięstwo albo porażka. Dlaczego nie jest to dobra metoda?
reklama
Gdy rodzic zawsze jest górą
Jeżeli rodzice ciągle „są górą” w sporach z dziećmi, płacą sporą cenę za zwycięstwo: dziecko nie czuje się zmotywowane do tego, aby wykonać polecenia rodzica, czuje niechęć do rodziców, brak im poczucia odpowiedzialności za własne czyny i swoje otoczenie. Posłuszeństwo jest pozorne i wynika raczej ze strachu przed karą albo dezaprobatą. Wykonanie polecenia jest odwlekane w nieskończoność, a w końcu „odbębnione” z minimalnym wysiłkiem. Poczucie niesprawiedliwości wzbudza niechęć do rodziców, czasem przechodzącą we wrogość. Wadą takiej metody jest też fakt, że aby wyegzekwować swoją decyzję, rodzice muszą nierzadko poświęcić dużo czasu i stale kontrolować, gderać, przypominać. To z kolei w końcu powoduje u rodzica złość, uczucie zniechęcenia, żalu, bezradności.
Gdy dziecko wygrywa spór
Druga możliwość - nasza przegrana, a zwycięstwo dziecka, wcale nie jest lepszym układem. Wprawdzie dziecko nie jest zdominowane, uległe czy wrogie, ale umie świetnie manipulować rodzicami poprzez swoje zachowanie: ataki wściekłości, wzbudzanie winy, rozmyślne prowokowanie. Wśród rówieśników jest postrzegane jako to, które jest nieopanowane, impulsywne, nieumiejące współpracować, egoistycznie myśląc tylko o zaspokajaniu własnych potrzeb.
Ponieważ rodzic stoi na pozycji siły, więc najczęściej decyduje się na pierwsze rozwiązanie i zwycięża. Niestety okazuje się, że im dziecko starsze, tym władza i kontrola rodzicielska stają się mniejsze. Młody człowiek potrafi sam zaspokoić swoje potrzeby i ma już taką władzę, że nie musi bać się władzy rodzicielskiej. Jednocześnie nie jest jeszcze wystarczająco dojrzały, żeby samodzielnie podejmować pewne decyzje.
reklama
Co robić, by konflikty nie utrudniały kontaktu z dzieckiem?
Odpowiedzią na te wszystkie wątpliwości jest rozwiązywanie konfliktów metodą bez porażek. Wcale nie jest to takie trudne. Przeważnie codziennie stosujemy ją w kontaktach z małżonkiem, pracownikami, przełożonym. W sytuacjach, w których oponenci mają podobny stopień władzy, używamy takich rozwiązań, w których unikamy użycia siły. Spróbujmy postąpić tak samo z naszym dzieckiem: wspólnie poszukajmy rozwiązania, oceńmy propozycje obu stron, a jeśli ono będzie dobre dla wszystkich, prędko wejdzie w życie. Warto przy tym mieć świadomość, że nie ma uniwersalnych rozwiązań, sprawdzających się w każdej rodzinie. Nawet to co będzie dobrym rozwiązaniem dla mnie i starszego dziecka, przy młodszym może się już nie sprawdzić.
Musimy być elastyczni i jeżeli coś nie zadziała od razu, próbować znowu i znowu. Początkowo zabiera to dużo czasu, ale z czasem, gdy wszyscy nabierają wprawy, przejście wszystkich etapów zajmuje go coraz mniej.
Konflikt. Rozpoznać go i nazwać. Ponieważ to dorośli są stroną bardziej doświadczoną (i z reguły to oni łatwiej dostrzegają i nazywają problemu), powinni spokojnie, pewnie, nie naruszając godności osobistej dziecka, krótko przedstawić, co postrzegają jako konflikt.
Możliwe rozwiązania. Można je zapisywać, początkowo ich nie oceniamy, a im ich więcej, tym większa szansa, że coś naprawdę dobrego nam wpadnie do głowy. Lepiej aby zaczęło dziecko.
Ocena propozycji. Na tym etapie trzeba się krytycznie przyjrzeć rozwiązaniom i odrzucić te absolutnie nie do przyjęcia, oczywiście podając powody, dla których nie mogą one funkcjonować.
Wybór rozwiązania. Najczęściej po odrzuceniu gorszych rozwiązań, zostaje nam to, które odpowiada wszystkim. Jeśli sprawa jest duża, a rozwiązanie kilkuetapowe, można zapisać wszystko w postaci umowy.
Wykonanie. Wcześniej należy ustalić: kto jest odpowiedzialny, kiedy zaczynamy, jak to zrobić itp.
Ponowna ocena. To etap niezbędny nie tylko wtedy, gdy coś nie funkcjonuje jak trzeba. Warto zastanowić się nad tym, czy rozwiązanie spełnia oczekiwania, także wtedy, gdy wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku. Jeśli tak jest rzeczywiście, okażemy dzieciom, ze poważnie traktujemy podjęte zobowiązania i wspólne umowy. Pomoże im to też dostrzec, że takie rozwiązanie działa.
Dlaczego warto stosować metodę bez porażek?
Dziecko jest znacznie lepiej zmotywowane do podporządkowania się ustaleniom, ponieważ samo w nich uczestniczyło. Załatwienie rodzinnych problemów bez walki i konieczności pokazania, kto „tu rządzi”, może być zbawienne dla udręczonych ciągłym egzekwowaniem nakazów rodziców. Dzieci stają się mniej wrogie. Ćwiczą również niezwykle przydatną w dorosłym życiu umiejętność negocjowania i twórczego rozwiązywanie problemów. Chociaż dobre funkcjonowanie tej metody wymaga początkowo mnóstwo energii, przemyśleń i prób, to naprawdę warto pokusić się o takie rozwiązanie, które na dłuższą metę naprawdę się sprawdzi.
Joanna Górnisiewicz