O co chodzi w szkole, czyli jak pomóc uczyć się dziecku
Zacznę przewrotnie i trochę prowokująco. Blaise Pascal stwierdził: "Wszystkie ludzkie nieszczęścia biorą się stąd, że człowiek nie potrafi usiedzieć cicho w pokoju."
Czy chodziło mu o niedostatek tych umiejętności, które później nazwano inteligencją emocjonalną? Przypuszczam, że tak. Przypuszczam, że chodziło mu o umiejętność porządkowania swoich zachowań, a więc porządkowania myśli i uczuć.
Ja sama, gdy jeszcze pracowałam w szkole, miałam czasem ochotę wykrzyczeć z siebie ten cytat, wykrzyczeć go dzieciom, wykrzyczeć rodzicom, administracji szkolnej, nauczycielom i instruktorom nauczycieli.... Nigdy tego nie zrobiłam, bo, po pierwsze, wydaje się on zbyt daleko idącym uproszczeniem i trzeba te słowa naprawdę chcieć zrozumieć, aby je zaakceptować, a po drugie...no, cóż, oczywiście, jeśli wszystkie ludzkie nieszczęścia, to lepiej posiedzieć cicho w pokoju i skupić myśli na znalezieniu rozwiązania. Zawsze znajdywałam rozwiązanie dla każdej kolejnej sprawy i nie było już powodu, żeby krzyczeć i okazji, żeby przypomnieć te słowa innym.
Teraz, gdy już od dawna nie pracuję w szkole, a o uczeniu i uczeniu się wiem dużo, dużo więcej, jest dobry moment, by zastanowić się, o co chodzi w szkole.
O co chodzi w szkole
Jasne, że odpowiedź w stylu: w szkole chodzi oto, żeby się dobrze uczyć, jest odpowiedzią prawidłową. Pozostaje do wyjaśnienia DOBRZE i UCZYĆ SIĘ.
I taka odpowiedź: w szkole, jak wszędzie, chodzi o to, by każdy dobrze wywiązywał się ze swej roli: uczniowie przyswajają informacje, (chociaż wolą robić ciekawsze rzeczy), nauczyciele interesująco podają informacje, (chociaż woleliby robić to rutynowo), a rodzice troszczą się i opiekują, (chociaż woleliby zająć się czymś ważniejszym) - to też prawda.
I odpowiedź w stylu: w szkole chodzi o to, by przygotować ludzi do podróży po mapie życia tak, aby zebrali jak najwięcej pozytywnych, dobrych doświadczeń, a "wszystkie nieszczęścia ludzi" ominęli, to też jest dobra odpowiedź.
W tej zewnętrznej warstwie, najłatwiej zauważalnej, chodzi o to, by pomóc dzieciom przyswoić sobie całkiem konkretną ilość informacji, przede wszystkim informacji słownikowej. Nazwy, etykiety, słowa, pojęcia, wyrazy pozwalają na komunikowanie się ludzi, przepływ informacji i wiedzy bez konieczności pokazywania na migi. Co nazywa się aspiryną, a co trójkątem, co związkiem chemicznym, a co opisem przyrody?
Z każdym dniem, miesiącem, z każdym rokiem przybywa słów, by nazywać rzeczy i sprawy, o nich mówić i pisać. Uff, jest tego naprawdę sporo. Nam dorosłym, dopiero zmierzenie się z innym językiem przypomina, jaką ogromną pracę wykonaliśmy jako dzieci.
reklama
Szkoła ma pomóc w tym zadaniu
Od nauczycieli oczekujemy, że będą znali te wszystkie sposoby podawania informacji tak, żeby sama wchodziła do głowy, a właściciel głowy żeby pragnął wciąż więcej. To się bardzo rzadko zdarza. Jeszcze rzadziej zdarza się, by świadomy swej pracy nauczyciel potrafił także rodzinie dziecka wskazać jak mogą pomóc.
A po co rodzina ma pomagać szkole? Czy nie wystarczy, że dziecko uczy się w szkole?
I tak i nie. Zupełnie wystarczy, jeśli dziecko ma w przyszłości żyć podobnie jak żyli rodzice. Absolutnie nie wystarczy, jeśli chcielibyśmy, aby osiągnęło wyższy poziom życia pod względem społecznym lub materialnym, pod względem satysfakcji z życia lub jakości związków z ludźmi.
Dotarliśmy do zagadnienia funkcji języka. Na razie nie będę tego tematu rozwijać, przypomnę tylko, że ludzie, którzy używają wielu słów, mają bogate słownictwo, mają także "bogatsze" życie. Są nie tylko zdrowsi i bogatsi, ale także są bardziej zadowoleni ze swego życia. Nie wiem, czemu tak jest. Jeśli ktoś z Państwa wie, na czym polega ten związek między bogactwem języka, którym się wypowiadamy, a bogactwem naszego życia, proszę napisać. To bardzo interesujące zagadnienie.
Łatwo się teraz domyśleć, że będę zachęcać rodziców, aby pomagali dzieciom opanować te wszystkie słowa potrzebne w szkole. Stworzenie takiego aktywnego słownika, skatalogowanie, utworzenie sensownych połączeń to przecież wcale nie koniec pracy. Gdy dziecko zna już pewną ilość słów, można dopiero przejść do praktyki stosowania. Rzecz lub zjawisko nienazwane - w pewnym sensie nie istnieje. Nie istnieje w procesach myślenia, nie istnieje, zatem w praktyce działania.
Każde działanie musi być poprzedzone myślą, nie możemy zrobić tego, czego nie pomyśleliśmy. Oczywiście nie wszystkie nasze myśli są świadome, ale odpowiadamy za to, co zrobiliśmy i za to, czego nie zrobiliśmy. Język jest, bowiem także narzędziem percepcji, jak słuch, wzrok, smak, węch i dotyk, tak i słowo "powołuje do istnienia". Nie tylko widok cytryny wywołuje reakcje w naszych ustach, ale słowo cytryna też je wywołuje. Nie tylko smutna muzyka bywa powodem naszego nastroju, ale słowo smutek też ma taką moc.
Rozpisałam się dużo o tym pierwszym, podstawowym zadaniu szkoły -; nauczyć nazywać to, co się dostrzega, to, czego się doświadcza, co się przeżywa. Nauczyć nazywać dokładnie, jasno, wyraźnie, zrozumiale i wiernie otaczający świat.
Dopiero z pewnym zasobem słów można przejść na wyższy poziom niż nazwa; na poziom wiedzy, zastosowania, praktyki. Czwarty poziom to zrozumienie, szersze powiązania, nadawanie ogólnych znaczeń.
Na schemacie wygląda to tak
4. ZROZUMIENIE (po co?)
^
3. WIEDZA (praktyka-jak? w jaki sposób?)
^
2. INFORMACJE (etykieta -co? kto? ile?)
^
1. DANE (niejednoznaczne - wzrokowe, słuchowe, kinestetyczne)
Można powiedzieć, że w szkole chodzi o to, by nauczyć dzieci zbierać, organizować, przechowywać i tworzyć informacje.
Dobrze, jeśli dołączymy się do tego procesu i razem z dzieckiem będziemy je oswajać i systematyzować. A można mieć z tego dużo radości i zabawy. Proponuję razem poćwiczyć:
- tworzenie rymowanek,
- odgrywanie scenek- kalamburów,
- zabawę w skojarzenia,
- poszukiwania źródeł słów,
- zagadki,
- wymyślać zdanie, a potem je powiedzieć innymi słowami
A podstawowym ćwiczeniem dla nas wszystkich jest rozmowa, o tym, czego dziecko się uczy, a nie, jakie oceny dostaje. Wspólnie będziemy uczyć się komunikowania, ponieważ nie można się nie komunikować.