Pozytywne historie - Nastoletnia mama

Miałam 17 lat, gdy test ciążowy wskazał pozytywny wynik. Na widok dwóch kreseczek zareagowałam bardzo spokojnie. Mój świat nie runął. Nie było płaczu, nie było we mnie żadnych emocji i uczuć. Jedyne zadawałam sobie pytanie: „Co teraz będzie?”. Ojciec dziecka też przyjął te wieści ze spokojem. „Poradzimy sobie” – powiedział. A ja mu uwierzyłam.
Na początku byłam chyba w szoku, bo dopiero z czasem dotarło do mnie, że rośnie we mnie mała istotka, że trzeba iść do lekarza, powiedzieć mamie… Nie miałam odwagi. Nie wiedziałam, jak się za to wszystko zabrać. W końcu dojrzałam do rozmowy. Kiedy powiedziałam mamie, że jestem w ciąży, była w szoku. Dopiero po mniej więcej tygodniu zaczął do niej docierać sens informacji. Podpytywała mnie o dziecko, czy wszystko jest w porządku. Niby było normalnie, ale czułam, że jest na mnie zła, ma żal. Potem o tym, że będę mamą, powiedziałam siostrze. Ta zareagowała złością. Chociaż może nie tyle złością, co zazdrością – bo to ja, siedemnastolatka, jestem w ciąży, a nie ona, choć od lat stara się o dziecko. Nie było mi z tym wszystkim lekko.
Przez całe dziewięć miesięcy starałam się być dzielna. Wciąż powtarzałam sobie, że dam radę. Nie bałam się – wiedziałam, że muszę zrobić wszystko dla człowieczka, którego noszę pod sercem. Oczywiście miałam wątpliwości i chwile słabości, ale to chyba zrozumiałe. Byłam niepełnoletnią nastolatką – w głowie kłębiło mi się od różnych pytań i myśli. Co ze szkołą? Co z moim życiem? Jak zareagują znajomi? Czy jestem gotowa na to, by nagle być osobą odpowiedzialną, dorosłą…
Ciąża mijała, brzuszek rósł, a wraz z nim mijała złość mojej mamie. Gdy dowiedziała się, że będzie mieć wnuczkę (ma 3 wnuków), zakochała się w moim dziecku. Pytała o badania, oglądała USG i z niecierpliwością czekała. Było mi lżej.
Gdy urodziła się Natalia, gdy ja po raz pierwszy zobaczyłam, nie byłam w stanie zbyt wiele powiedzieć. Właściwie to jedyne słowa, jakie zdołałam z siebie wydusić to: „ Zobacz, jaka malutka, śliczna”. Byłam dumna z siebie, że to jest MOJE DZIECKO. Myślałam o tym, ze teraz mam dla kogo żyć, dla kogo się starać. Jest ktoś, kto będzie ze mną zawsze, kto będzie oczekiwał ode mnie pomocy - że jestem za nią odpowiedzialna.
Pobyt w szpitalu zleciał bardzo szybko. Wróciliśmy do domu. Pamiętam pierwszą sytuację, która wywołała we mnie lęk – to była kąpiel. Patrzyłam na moją córkę i myślałam, że to mnie przerasta. Bo jak mam takiego małego człowieczka bezpiecznie wykąpać?!. Zrobiła to mama - ja stałam i z przejęciem obserwowałam każdy ruch… Potem rytuał kąpania przejął tata Natalii – o jaki był dumny, kiedy to robił! Dużo pracował, Natalia nie widziała go całymi dniami – dlatego to kąpanie było takie ważne, to był ich czas. Niestety bajka się skończyła - tata Natalki poddał się, gdy ta miała 5 miesięcy. Odszedł od nas, nie utrzymujemy kontaktu. Zachował się jak tchórz – nie zasługuje na to, by wychowywać nasze cudowne dziecko. Jestem pewna, że będzie tego żałował.
reklama
Dziś mam prawie 19 lat, jestem mamą fantastycznej 15-miesięcznej Natalii. Mam nowego partnera. Dobrze mi w życiu. Jestem głęboko przekonana, że tak właśnie miało być. Nie chciałabym ani cofnąć czasu, ani niczego zmienić. Jestem szczęśliwa. Córka wypełnia mi cały świat – daje radość, nadaje życiu tempo i sens. Dlatego nie żałuję, że w weekend nie idę ze znajomymi na imprezę – wolę spędzać czas z córeczką. Jedyne, czego mi brak, to szkoła, ale ona nie ucieknie. Na razie jestem cała dla niej. Sobą zajmę się nieco później – i na to przyjdzie czas.
Patrząc wstecz uśmiecham się do wspomnień. Nie tylko do tych o kreskach na teście ciążowym, o rosnącym brzuszku czy pierwszym ruchu córeczki, ale także o niepewności i strachu – głównie przed mamą, a także o tym, że nie przypuszczałam nawet wówczas, jaka będę jeszcze szczęśliwa i dumna. Mam cudowną córkę. Jestem mamą. Dałam radę, ułożyłam sobie życie. I wiem jedno - nic lepszego w życiu spotkać mnie nie mogło.
Milena