Przepychanki przy stole
Wspólny posiłek – często w natłoku wszystkich obowiązków trudno zorganizować wszystko tak, aby rodzina w komplecie zasiadła o jednej porze do stołu.
Zajęci, między pracą, przedszkolem, szkołą i dodatkowymi zajęciami, zabiegani, zjadamy posiłki na szybko, każdy członek rodziny z osobna. Małe dziecko nie może przecież czekać ze swoim obiadem, aż tata wróci z pracy, a i nastolatek po całym dniu szkoły i treningów zacznie „umierać z głodu” na długo przed kolacją. Wszystko to sprawia, że śniadanie łykamy w biegu (albo zjadamy je dopiero w pracy), obiady jemy na mieście czy w stołówce, a kolację patrząc w telewizor. Zapominamy jak ważny jest wspólny posiłek zjedzony w atmosferze spokoju i zrozumienia.
Awantury, kłótnie, przepychanki
Zdarza się, że rodzina unika wspólnego zasiadania do stołu, gdyż powoduje on konflikty. Ich przyczyna może być bardzo różna. Przede wszystkim, przygotowanie posiłku to swego rodzaju wyraz miłości. Mama, która wybrała produkty i ugotowała to, co jej zdaniem, jest smaczne i zdrowe, czuje się wyjątkowo okropnie, gdy jej kucharskie wysiłki zostają skrytykowane, czasem odbiera to, jako odrzucenie jej uczuć. Kolejnym błędem jest zaczynanie rozmów dotyczących trudnych i bolesnych tematów, co sprawia, że jeszcze przed posiłkiem wszyscy są spięci i niewiele trzeba, aby ktoś wybuchnął.
Dla każdego coś smacznego
reklama
Rodzice czują się odpowiedzialni za to, co jedzą ich dzieci. Poniekąd słusznie, gdyż to oni są „żywicielami”, co oznacza, że ich rolą jest wybranie odpowiedniego, zdrowego i wartościowego jedzenia oraz zaproponowanie go dziecku. Tu się jednak ich odpowiedzialność kończy, a to, czy dziecko zje i jak duża będzie to porcja, to decyzja dziecka. Jeśli rodzice czują się odpowiedzialni za każdy kęs, który trafia do żołądka ich pociechy, sami siebie skazują na nieustanne scysje, starcia i awantury. Każdy człowiek, zarówno dziecko, jak i dorosły, ma okresy, kiedy jego odżywianie staje się nieco monotonne. Często zależy do od pory roku, czy energii, na jaką akurat organizm ma zapotrzebowanie. W dodatku apetyt i smak mogą się zmieniać, a pewne, często jedzone potrawy „przejeść”. Jeżeli pozwolić człowiekowi samemu decydować o tym ile i co je, to jego organizm będzie to doskonale regulował.
Wielu rodziców zapomina o tym, że zdrowe dziecko, mające możliwość wyboru, nigdy się nie zagłodzi i wybierze dokładnie to, co jest mu w danym momencie potrzebne: jednego dnia będzie to tylko mięso, a drugiego sam chleb, trzeciego zaś z apetytem zje surową marchewkę i jabłko, a poprawi czterema bananami. Nikt nie powiedział, że równowaga między ilością zjadanych białek, węglowodanów, tłuszczy i witamin musi być zachowana w ciągu jednego posiłku lub nawet jednego dnia...
Stół polem bitwy
Uświadamianie sobie tego, co i ile trzeba zjeść, aby zaspokoić swoje potrzeby jest łatwe i naturalne dla każdego człowieka, ale bardzo łatwo to zaburzyć. Dzieje się tak wówczas, gdy stół staje się polem bitwy. Zaczyna się niewinnie, od próby podania dziecku jeszcze jednej łyżeczki papki, mimo że dziecko odmawia: żeby malucha do tego zmusić, rodzice uciekają się do zachęcania, proszenia, grożenia, zabawiania, odwracania uwagi (na przykład włączonym telewizorem). Dziecko, które traci kontrolę nad tak podstawową czynnością, jak odżywianie się, w pewnym momencie usiłuje pokazać, że jednak ma coś w tej kwestii do powiedzenia. Tymczasem im mniej ingerencji w to, co i ile dziecko je, tym rozsądniejsze postępowanie dziecka w tej sprawie. Jeśli dziecko nie jest zmuszane do jedzenia, a mimo to rodzice obserwują wyraźne problemy w tej kwestii (dziecko nie je lub je bardzo mało), to warto się uważnie przyjrzeć samemu sobie i temu, jak funkcjonuje nasza rodzina. Dzieci są bardzo czułymi „barometrami” rodzinnych nastrojów i problemy z jedzeniem mogą być sygnałem, że dzieje się coś niepokojącego i to znacznie głębiej.
Tata za sterem okrętu
Tradycyjnie „przy garach” stoją kobiety i one też zajmują się wszystkim, co z jedzeniem związane: planowaniem posiłków, robieniem zakupów. Mężczyźni oddają im to miejsce bez namysłu, a przecież kuchnia może być nie tylko „sercem” domu, ale i kapitańskim mostkiem. Nakarmienie rodziny to tradycyjna rola mężczyzny, to on wracał z łupem z polowania. Jeśli w ten sposób spojrzeć na codzienne, spożywcze zakupy, wielu ojców może odnaleźć w tym pewną radość i satysfakcję. Gotowanie dla innych to także czas na zastanowienie się: czego potrzebuje każdy z członków mojej rodziny? Jak te potrzeby zaspokoić? W dodatku ojcom wyjątkowo chętnie pomagają dzieci, warto więc znaleźć czas, choćby raz w tygodniu na to, aby to mężczyzna z pomocą dzieci przygotował posiłek, a jego jedzeniu towarzyszyła dobra atmosfera.
Więcej o tym, jak sprawić, aby posiłki dawały radość wszystkim członkom rodziny, można poczytać w książce Jespera Juula „Uśmiechnij się! Siadamy do stołu”, wydaną przez wydawnictwo MiND Dariusz Syska, a którą gorąco polecam wszystkim rodzicom.
Joanna Górnisiewicz