reklama
Mały buntownik
Poradniki pełne są świetnych rad jak radzić sobie z noworodkiem, niemowlęciem, a i zbuntowanymi, starszymi dziećmi.
Niektóre z nich pobieżnie omawiają kolejne etapy rozwoju dziecka, ale rad jest jakby coraz mniej...
A przecież"małe dzieci - mały kłopot, duże dzieci - duży kłopot" Dawniej ilekroć słyszałam to powiedzenie, myślałam, że jest zupełnie pozbawione sensu. Przecież te kolki, wysypki, gorączka niewiadomego pochodzenia, katar uniemożliwiający normalne spanie, zarwane noce - to ma być mały kłopot?"To powiedzenie - myślałam wstając po raz kolejny do płaczącego bez powodu malucha - wymyślił ktoś, kto już zapomniał jak to jest mieć w domu dzidziusia"
Tymczasem ostatnio coraz częściej przekonuję się o prawdziwości tego powiedzenia - dopadł nas bardzo trudny wiek - 5,5 roku. A zaczęło się tak niewinnie, wracaliśmy z przedszkola...
SzyM: Mamo, a Wojtek mnie dziś uderzył.
MaMa: Tak?
SzyM: No. Plecakiem w głowę.
MaMa (jeszcze na luzie): Trzeba mu było powiedzieć, że sobie tego nie życzysz.
SzyM: Mówiłem mu, a on mnie znowu uderzył.
MaMa (niepedagogicznie): Trzeba było mu oddać.
SzyM (spokojnie): Oddałem. Też plecakiem.
MaMa (zdziwiona:"Mój aniołek?!?";): Serio? I co?
SzyM: I on płakał, bo trafiłem go termosem. I wtedy przyszedł Bartek, no wiesz, jego brat.
MaMa (cierpnąc): I co?
SzyM: Kazał Wojtkowi mnie przeprosić, więc Wojtek jemu też przywalił. I wtedy Bartek płakał.
MaMa (z lekką kołowacizną): I co?
SzyM: I wtedy dziewczynki kazały mu nas przeprosić i Wojtek przeprosił.
MaMa (udając, że rozumie): Aha.
SzyM: Ale ja tego Wojtka nie lubię.
Następnego dnia odbierając dziecko widzę, że trzyma w ręku kartonik po soku.
MaMa (zadając pytanie nieuniknione): Skąd masz?
SzyM (zdziwiony): Kupiłem sobie w sklepiku.
MaMa: Za co?
SzyM (zdziwiony jeszcze bardziej): No przecież mi dałaś pieniądze!
MaMa: Przecież kazałam ci je dać pani!
SzyM: Dasz mi jutro nowe.
MaMa (wzdychając): A reszta?
SzyM: Nie mam. Przecież kupiłem dwa soki. Ten jabłkowy dałem Wojtkowi. Lubię Wojtka.
A potem to już poszło z górki...
MaMa (po raz piąty, ale jeszcze spokojnie): Kochanie, trzeba posprzątać zabawki z podłogi. Rano, gdy weszłam was obudzić, wlazłam na klocka i połamałam go.
SzyM (rzuca mimochodem): Trzeba było patrzeć, gdzie stajesz.
MaMa (lekko poirytowana): Było ciemno.
SzyM (po chwili namysłu): Wiesz, najlepiej jest chodzić z latarką. Może tata ci pożyczy?
MaMa (zdenerwowana): Trzeba posprzątać zabawki spod nóg.
SzyM (rozejrzawszy się krytycznie): Nie przejmuj się, dzisiaj są same maskotki, nic nie połamiesz.
MaMa (katastroficznie): Ale potknę się, przewrócę i zabiję.
SzyM (demonstrując): Mamo, popatrz jak ja to robię - idę tu, tu i tu. Widzisz? Zapamiętaj tę drogę. Przejdziesz nią rano.
MaMa: (nic nie mówi, bo cóż tu powiedzieć?)
Takie właśnie bywają dzieci w wieku 5,5- 6 lat. Po okresie równowagi cechującej pięciolatka, kiedy to mama stanowiła centrum świata, a jej polecenia były wykonywane praktycznie bez sprzeciwu, nadchodzi zimny prysznic: kolejny trudny okres. Dzieckiem szarpią sprzeczne emocje, to kocha, to nienawidzi, to chce, to nie chce, łapie się stu nowych rzeczy, choć nie umie podołać nawet połowie. Ciekawe świata chce mieć wszystko, teraz i już! Musi być pierwszy, najlepszy, jedyny i najukochańszy. W każdej grze musi wygrać - stąd zdarza się, że oszukuje. Jeśli bardzo coś chce mieć - zdarza się, że samo sobie to weźmie. Przytrafiają się także kłamstwa i drobne oszustwa.
Czując niezadowolenie rodziców lub słysząc krytykę obraża się: nie lubię cię, nienawidzę cię, ty to się nade mną znęcasz - to tylko niektóre teksty, które można usłyszeć"naraziwszy się" Jednak już po chwili dziecko prosi o przytulenie i wyznaje:"kocham cię jak stąd do słońca, a to jest bardzo daleko" A jeśli coś idzie nie tak - to wina przede wszystkim mamy. Młody człowiek stara się od niej gorączkowo"uwolnić" Sprzeciwienie się mamie często jest najbardziej zuchwałym i dorosłym czynem, jaki może sobie wyobrazić. Dyskutowane jest niemal każde jej polecenie. O ile dziecku chce się dyskutować, bo równie często odmawia wykonania polecenia, bądź zwyczajnie puszcza je mimo uszu. W swych wymaganiach dziecko jest równie nieustępliwe, jak wtedy, gdy miało 2,5 roku.
Jak sobie z tym radzić?
Przede wszystkim zrozumieć. Do tej pory, ilekroć zachowanie mojego dziecka pogarszało się, sięgałam po"Rozwój psychiczny dziecka” i już wiedziałam, że to normalne. Ostatnio jednak jakoś moje zaufanie do psychologów i psychoterapeutów gwałtownie zmalało, więc książki leżały na półce, a sytuacja zaczęła mnie przerastać. Zwłaszcza, że jednego dnia moje dziecko było wzorowo grzeczne, troskliwe i czułe, a następnego dnia wręcz przeciwnie. Tymczasem świadomość, że tak się dzieci w danym wieku zachowują, zawsze pomaga - to nie my robimy coś źle, to po prostu taki etap - trzeba go (podobnie jak wszystkie wcześniejsze) przetrwać.
Odpuścić. Dla świętego spokoju warto ustąpić, szczególnie w rzeczach mniej ważnych. Po prostu zminimalizować ilość poleceń do tych absolutnie niezbędnych. A zamiast rozkazu czy nakazu niech to będzie prośba (nie tylko w słowach, ale także intonacji). Niewielka różnica, a jakże istotna. Takie ustępstwo pozwala zachować twarz rodzicowi (w końcu chodzi o to, żeby dana rzecz została zrobiona), a dziecko czuje się doroślejsze i ważniejsze. Niekiedy skutkują też takie słowa: nie każę ci tego zrobić, ani cię nie proszę, przypominam tylko, że (i krótko przypominamy konsekwencje).
Użyć podstępu czyli po prostu wykorzystać trochę jego chęć bycia najlepszym, np.:"zastanawiam się, czy dasz radę to zrobić zanim doliczę do 10" Generalnie postępując z naszym"pępkiem świata” warto sięgnąć po metody skuteczne, gdy miał on 2 lata.
Nie kusić. Wiedząc, że jakaś rzecz (będąca cudzą własnością) jest przedmiotem marzeń dziecka, usuń ją poza zasięg jego wzroku i rąk, nie zostawiaj drobnych pieniędzy na wierzchu. Dzieci w tym wieku czasem nie potrafią zrozumieć, dlaczego ktoś inny miałby mieć coś, czego one nie mają, a chciałyby mieć. Stąd lepkie palce - zanim maluch nie nauczy się lepiej nad sobą panować - nie kuśmy go.
Umówić się. Na przykład tak:"teraz bawimy się przez 15 minut, potem ja przez 30 minut pracuję, dopiero wtedy znów będę mieć czas dla ciebie" Jeśli my dotrzymamy obietnicy, jest szansa, że dziecko także.
Cieszyć się. To, że dziecko się buntuje, oznacza, że dojrzewa, rozwija się. To, że najbardziej obrywa się przy tym mamie, znaczy, że właśnie ona była z dzieckiem najbardziej związana i że nadszedł czas, żeby ten związek zaczął się odrobinę rozluźniać. Ja pocieszam się, że im jest gorzej, tym lepiej to o mnie świadczy - zbudowałam z dzieckiem naprawdę silną więź. Jej rozluźnienie musi trochę trwać i nie będzie łatwe, ale trzeba się z tym pogodzić.
Zamienić się rolami. Nie z dzieckiem, tylko jego ojcem ;-) Złe stosunki z matką, to najczęściej dobre układy z ojcem. Dlatego te rzeczy, które wywołują najwięcej konfliktów (ubieranie, wstawanie, sprzątanie zabawek, mycie) powinny stać się domeną ojca. Mama może proponować coraz wymyślniejsze potrawy - żadna nie spotka się z aprobatą, ale jeśli to tata przygotuje jedzenie - zwykłe kanapki będą dobre. W tym okresie tata powinien być czujny i wkraczać do akcji zanim mama i dziecko będą całkiem skłóceni i obrażeni na siebie.
Docenić. I nauczyć się dostrzegać wspaniałe cechy tego okresu: ciekawość świata, gotowość poznawania nowych rzeczy, zdolność błyskawicznego uczenia się i zapamiętywania. Dziecko jest pełne energii i radośnie zdobywa świat. Chętnie się dzieli (także swoją wiedzą). Odkrywa tajemnicę pisma, aż któregoś dnia przynosi kartkę z napisem:"koham cie mamo"
Gorąco polecam lekturę książki:
F.L.Ilg, L. B. Ames, S.M. Baker "Rozwój psychiczny dziecka od 0 do 10 lat".
Joasia Górnisiewicz