Moje dziecko to moja własność, mój psiak pokojowy. Mamy i córki w świecie insta

Moje dziecko to moja własność, mój psiak pokojowy. Mamy i córki w świecie insta

Media donoszą. Znana influencerka Oliwia P. znęcała się psychicznie nad swoją córeczką. Na Instagramie była matką idealną. W rzeczywistości córeczka stała się narzędziem jej pracy, a nie dzieckiem, które ma swoje potrzeby i prawa. Czego mała Nela się dowiedziała o sobie? Czego ja dowiedziałam się o ciemnej stronie Instagrama?

Trafiłam na insta w poszukiwaniu zwykłych dziewczyn, cieszących się swoim macierzyństwem. Wyszłam z poczuciem, że niektóre matki powinny dostać dożywotni zakaz upubliczniania zdjęć dzieci. Jasne, że to, co zobaczyłam, przez 2 dni jest niewielkim wycinkiem rzeczywistości, ale wystarczającym, żeby wzbudzić niepokój.

Na wielu zdjęciach królują małe dziewczynki opakowane (tak, specjalnie używam tego zwrotu) w śliczne ubranka, pozujące z większą lub mniejszą radością. Są nieskazitelne, ich matki są nieskazitelne, otoczenie też jest nieskazitelne. Czy to źle?

Czy przeszkadza mi tworzenie bajkowych światów, gdzie musi być idealnie?

Światów, w których nawet "mały brudasek" zostaje artystycznie upaćkany, żeby można było napisać, że brudne dziecko to szczęśliwe dziecko, ale jednocześnie nie wpaść do worka z matkami flejami?

Nie. Tworzenie wyidealizowanych światów mi nie przeszkadza, natomiast traktowanie własnych dzieci przedmiotowo - owszem. Przeraża mnie łatwość, z jaką wykorzystywana jest ich ufności i niewinności. Boli brak myślenia o tym, jak to może wpłynąć na ich życie i postrzeganie samych siebie.

Czteroletnia Maja (imię zmienione) występuje na wszystkich zdjęciach przebrana za dorosłą hmm… kobietę. Kolczyki, buty na obcasach, drogie torebki. Po co? Bo to się opłaca jej mamie. Ma szansę na darmowe gadżety, poczucie dumy i grono fanów, którzy lajkują kolejne posty.

Czego uczy się Maja? Dostaje jasny przekaz, że to wygląd jest najistotniejszy. Każdego dnia dowiaduje się, że odpowiedni uśmiech, poza, wydęte usteczka są jej najważniejszą rolą. Chętnie się na nią godzi, bo widzi, że to uszczęśliwia jej mamusię.

A Zuzia? Ona ma już 8 lat. Pozuje wspólnie z mamą. Najczęściej obie są bardzo podobnie wystylizowane. Mama występuje w roli najlepszej przyjaciółki i dba, żeby wszystko wyglądało perfekcyjnie. Dokładnie retuszuje zdjęcia. Nie tylko usuwa swoje niedoskonałości, ale również poprawia wizerunek latorośli.

Zuzia już za chwilę zrozumie, że jest niedoskonała. I nawet jeśli mama będzie mówić, że jest najpiękniejsza na świecie, nie uwierzy. Przecież widzi, że na fotografii ma jaśniejsze i bardziej błyszczące oczy, pełniejsze usta i zaróżowione policzki. Jak może podobać się sama sobie, jeśli matka nie akceptuje jej wyglądu?

Poznaj dwunastoletnią Maję. Chodzi do terapeuty, nie potrafi sobie poradzić z tym, że nie budzi już takiego zachwytu, jak kilka lat wcześniej. Czuje się zagubiona i niepewna. Szesnastoletnia Zuzia cierpi z powodu zaburzeń żywieniowych. "Niestety" w międzyczasie stała się pulchną nastolatką, więc postanowiła się głodzić, żeby nie stracić wypracowanego przez lata wizerunku. Przesadzam?

Już w 2007 roku APP (Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne) pokazało wyniki badań,  z których jednoznacznie wynika, że seksualizacja małych dziewczynek negatywnie wpływa na ich rozwój emocjonalny, seksualny i zdrowie psychiczne.

Seksualizacja łączy się też z trzema najczęstszymi problemami ze zdrowiem psychicznym u dziewcząt i kobiet:

  • zaburzeniami odżywiania,
  • niską samooceną
  • oraz depresją lub/i nastrojami depresyjnymi.

Uprzedmiotowianie podważa ich pewność siebie i akceptację własnego ciała. Prowadzi to do problemów emocjonalnych, zniekształca postrzeganie samych siebie, zarazem rodząc wstyd i lęk. Dodatkowo zaburza rozwój zdrowej seksualności. Dziewczynki same zaczynają się traktować jako obiekty służące do oglądania i oceny.

reklama

Czy uprzedmiotowienie dziecka naprawdę jest warte kilku gadżetów lub samozadowolenia mamy?

Nie twierdzę, że spotkałam „matki samo zuo”. Jestem pewna, że większość z nich kocha swoje dzieci. Być może tylko nie zdają sobie sprawy, że to, co robią, jest okradaniem własnych córek z dzieciństwa. Zabierają im czas przeznaczony na odkrywanie, wymyślanie, tworzenie, beztroską zabawę i poszukiwanie odpowiedzi na ważne pytania.

Wiele lat temu Janusz Korczak ironizował:

Moje dziecko to moja własność, mój niewolnik, mój psiak pokojowy. Łechcę je między uszami, głaszczę po grzbiecie, przybrane we wstążeczki prowadzę na spacer, tresuję, by było zmyślne i układne.

Dajmy dzieciom wolność. Pokazujmy na swoich profilach, że rysowanie, malowanie, skakanie przez kałuże, wspinaczka, czytanie, zabawa lalkami, budowanie miast z klocków, wycinanie, robienie eksperymentów, jazda na rowerze, rozmowy z babcią, wizyta w muzeum, przybijanie gwoździ, obserwowanie biedronki czy ćmy mają wartość. Pokażmy, że wspólne, mądre spędzanie czasu jest bezcenne. Uczmy dziewczynki, że nie ich wygląd, a pragnienia, działanie, myślenie czy ciekawość jest tym, co je określa.

A jeśli lubisz pokazywać prywatne życie, to jest twoja decyzja i nie ma w niej nic nagannego. Nie rób jednak tego kosztem dziecka. Ono ma prawo do szacunku i godności. Tak samo jak ty.

Anna Ślusarczyk

PS1. Kilka lat temu Reg Bailey, szef ruchu Mothers' Union i autor raportu dotyczącego seksualizacji dziewczynek mówił: - Najczęściej słyszę argument, że to przecież naturalne, że mała dziewczynka chce naśladować mamę. Otóż z badań wynika, że dzieci same sygnalizują, że według nich przestrzeń publiczna jest zbyt zseksualizowana.

PS2. I oczywiście, że podczas tych dwóch dni poznałam również fantastyczne mamy, ale o nich już innym razem.

Czy ta strona może się przydać komuś z Twoich znajomych? Poleć ją: