reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Staraczki 2017 ;) zapraszam!

Cześć CzarnaMadzia!
Dzięki za posta. Oczywiście nie odbieram tego jako hejta, tylko konstruktywną opinie, bazująca na informacjach (szczątkowych) którymi sie podzieliłam. Pewnie podobnie oceniałbym sytuacje czytając tylko to co napisałam.
Jestem w gorącej wodzie kąpana i jak mnie M wkurzy to od razu emocje biorą gore i uważam ze nic nie ma sensu, wszystko rzucam. Lubię miec sytuacje pod kontrola i cieżko mi iść na kompromisy w związku. Mam w głowie jakis wypracowany przez własna osobowość, wychowanie, wzorce w rodzinie, ideał związku i cieżko mi czasem pogodzić sie z faktem ze ideałów nie ma. Pracuje nad tym. M jest bardziej opanowany i łagodzący różnice, umiejący pójść na kompromis.
Rozmowę o tym jakie sa nasze cele i czy maja one wspólny mianownik przeszliśmy właśnie rok temu. Ponieważ miałam wlasnie watpliwości czy tak jest. Nie zmusiłam go do małżeństwa, nie poszłabym na to, słysząc od niego np ze on nie chce dzieci. On przemyślał sprawę i samodzielnie podjął decyzje ze on tylko panikuje a chce być ze mną i chce założyć ze mną rodzine. (On sie boi czy bedzie dobrym ojcem, bo wzorce rodzinne ma słabe, ale mysle ze on bedzie duzo lepszym ojcem niz wielu którzy uważają ze bedą super.) Tylko przy tej okazji jasno postawiłam sprawę ze jesli sie decydujemy ze idziemy w to, to nie ma dalszych wahań, tylko chce czuć ze oboje tego chcemy i realizujemy plan.
To ze nie chciał zony i dzieci to fakt - zanim poznał mnie nigdy o tym nie myślał. Nie miał marzeń jak kobiety zwykle miewają o szczęśliwym życiu rodzinnym. Można by rzecz - po prostu facet, ale wiem ze sa i tacy którzy świadomie chcą rodziny. Choc zawsze jak mu przypominałam ze on przeciez kiedyś mi powiedział ze on nie chciał zony i dzieci, to powtarza ze wlasnie zanim mnie poznał, i dopiero przy mnie pomyślał ze jesli zona, to tylko ja. Moj M jest silnym charakterem, tak jak ja, a przy tym "facetem", czyli bardzo mało okazuje emocji, pragmatycznie podchodzi do życia, zadaniowo, a nie żyje marzeniami, nie płacze nad rozlanym mlekiem, tylko stara sie wyciągac wnioski i iść dalej. (Choc jak np. spotka staruszkę na ulicy ktora potrzebuje pieniędzy na leki, to odda jej wszystkie pieniądze i płacze słuchając jej historii... Albo na naszym ślubie gdzie był tak wzruszony ze miał zeszklone oczy)
Ale on nie zmienił decyzji ot tak. Potrzebował na dojrzenie do tego 10 miesięcy kiedy nie byliśmy razem. To rozstanie to nie był szantaż z mojej strony, tylko zakończenie związku. Ja zaczęłam układać sobie swoje życie. On żył swoim. To on wrócił do mnie prosząc żebyśmy jeszcze raz spróbowali, wiedząc ze dla mnie priorytetem jest małżeństwo i dzieci. Ja rownież po tej przerwie i próbie ułożenia sobie zycia na nowo, zdałam sobie sprawę jak mi go brakuje i jak dobrze sie czułam w jego towarzystwie, jakie to było proste i naturalne byc z nim.
Ja przy każdej kłótni zastanawiam sie czy na pewno chcemy tego samego i czy nie różnimy sie zbytnio, wracam do tej rozmowy z nim, czym wkurzam M, bo przeciez "jak raz powiedział ze tego chce to to wciaz jest aktualne". Ale i tak wrócę do tej rozmowy jeszcze raz dla własnego spokoju ducha.
Wiadomo, w każdym momencie życia - za tydzień, miesiąc, rok, 10 lat - moze sie okazać ze on zda sobie sprawę ze jednak nie chce tego ,na co sie zgodził lata temu.. Tak naprawde ja i każda z nas moze tak samo nagle obudzić sie i stwierdzić ze moje życie nie jest takie jakie bym chciała zeby było, mimo ze zrealizowałam swoj plan..
No ale nie mogę iść w życie z wiecznym podważaniem tego na co sie zdecydował, bo bedzie to samosprawdzającą sie przepowiednia, jesli ciagle bede mu zarzucać ze np moze on jednak ponowni nie chce dzieci. Albo mu ufam albo nie.
Jak rok temu okazało sie ze sie udało i zaszłam w ciąże , to byłam strasznie miło zaskoczona jak on do tego podszedł, jaki był szczęśliwy!
Czy mam czas?.. Chyba mam go juz niewiele, przynajmniej tak czuje. 35 lat.. Na rozpoczynanie wszystkiego od początku to troche słabo. I nie zeby to był argument dlaczego chce byc z moim M, nie nie, chciałam sie tylko odnieść do komentarza nt czasu.
Wiesz, chcąc byc bardzo obiektywna, to tak naprawde ja najwiecej nawalam w naszej relacji. On naprawde potrafi zaakceptować mnie z moimi wadami, a ja próbuje go wciaz wychowywać, upominam go, wypominam - a to zeby nie pił piwa, a to zeby nie przeklinał itd. Panikuje jak idiotka jak cos nie zgadza sie z moja wizja.
Może M w zachodzenie w ciąże sie nie angażuje - nie czyta na ten temat, nie pisze na forum, nie liczy cyklu. Ale czy nie to sobie wzajemnie ciagle próbujemy powtarzać - wyluzujmy?! On - pewnie jak większość facetów - potrafi wyluzować. Ja nie potrafię. Kto ma lepsze podejście?
Czy wolałabym zeby sie angażował - wolałabym, ale moze lepiej zeby była jedna zdołowana osoba w związku niz dwie tym samym tematem.

Cóż... Przemyślałam w głowie temat, uspokoiłam sie, rozmowa nas oczywiście nie ominie, ale pewnie bedzie dobrze. (Do następnej sprzeczki kiedy to znowu powiem sobie ze rzucam tym wszystkim :))
Mam nadzieje ze nauczymy sie lepiej kłócić - bo kłócić sie tez trzeba umieć, a przede wszystkim nauczyć sie trzeba powrotów do równowagi. Wiecie jak to jest - wkurzyć sie na mamę, czy rodzeństwo i 10 minut pozniej jak gdyby nigdy nic sie nie zdarzyło śmiać sie z nimi i normalnie rozmawiać? Z rodzina to naturalne, a z mężem/partnerem, który jest rodzina ale ta "przybrana" kilka lat wczesniej to juz ciężej to wdrożyć w życie.

Takie moje poniedziałkowe wypociny.
Pozdrowienia!
Pięknie to napisałaś :-)
 
reklama
Pobolewa mnie dziś brzuch... 6 dni po owu..... Jeszcze 9 dni niepewności. Chyba że @ przyjdzie wcześniej.
 
Cześć CzarnaMadzia!
Dzięki za posta. Oczywiście nie odbieram tego jako hejta, tylko konstruktywną opinie, bazująca na informacjach (szczątkowych) którymi sie podzieliłam. Pewnie podobnie oceniałbym sytuacje czytając tylko to co napisałam.
Jestem w gorącej wodzie kąpana i jak mnie M wkurzy to od razu emocje biorą gore i uważam ze nic nie ma sensu, wszystko rzucam. Lubię miec sytuacje pod kontrola i cieżko mi iść na kompromisy w związku. Mam w głowie jakis wypracowany przez własna osobowość, wychowanie, wzorce w rodzinie, ideał związku i cieżko mi czasem pogodzić sie z faktem ze ideałów nie ma. Pracuje nad tym. M jest bardziej opanowany i łagodzący różnice, umiejący pójść na kompromis.
Rozmowę o tym jakie sa nasze cele i czy maja one wspólny mianownik przeszliśmy właśnie rok temu. Ponieważ miałam wlasnie watpliwości czy tak jest. Nie zmusiłam go do małżeństwa, nie poszłabym na to, słysząc od niego np ze on nie chce dzieci. On przemyślał sprawę i samodzielnie podjął decyzje ze on tylko panikuje a chce być ze mną i chce założyć ze mną rodzine. (On sie boi czy bedzie dobrym ojcem, bo wzorce rodzinne ma słabe, ale mysle ze on bedzie duzo lepszym ojcem niz wielu którzy uważają ze bedą super.) Tylko przy tej okazji jasno postawiłam sprawę ze jesli sie decydujemy ze idziemy w to, to nie ma dalszych wahań, tylko chce czuć ze oboje tego chcemy i realizujemy plan.
To ze nie chciał zony i dzieci to fakt - zanim poznał mnie nigdy o tym nie myślał. Nie miał marzeń jak kobiety zwykle miewają o szczęśliwym życiu rodzinnym. Można by rzecz - po prostu facet, ale wiem ze sa i tacy którzy świadomie chcą rodziny. Choc zawsze jak mu przypominałam ze on przeciez kiedyś mi powiedział ze on nie chciał zony i dzieci, to powtarza ze wlasnie zanim mnie poznał, i dopiero przy mnie pomyślał ze jesli zona, to tylko ja. Moj M jest silnym charakterem, tak jak ja, a przy tym "facetem", czyli bardzo mało okazuje emocji, pragmatycznie podchodzi do życia, zadaniowo, a nie żyje marzeniami, nie płacze nad rozlanym mlekiem, tylko stara sie wyciągac wnioski i iść dalej. (Choc jak np. spotka staruszkę na ulicy ktora potrzebuje pieniędzy na leki, to odda jej wszystkie pieniądze i płacze słuchając jej historii... Albo na naszym ślubie gdzie był tak wzruszony ze miał zeszklone oczy)
Ale on nie zmienił decyzji ot tak. Potrzebował na dojrzenie do tego 10 miesięcy kiedy nie byliśmy razem. To rozstanie to nie był szantaż z mojej strony, tylko zakończenie związku. Ja zaczęłam układać sobie swoje życie. On żył swoim. To on wrócił do mnie prosząc żebyśmy jeszcze raz spróbowali, wiedząc ze dla mnie priorytetem jest małżeństwo i dzieci. Ja rownież po tej przerwie i próbie ułożenia sobie zycia na nowo, zdałam sobie sprawę jak mi go brakuje i jak dobrze sie czułam w jego towarzystwie, jakie to było proste i naturalne byc z nim.
Ja przy każdej kłótni zastanawiam sie czy na pewno chcemy tego samego i czy nie różnimy sie zbytnio, wracam do tej rozmowy z nim, czym wkurzam M, bo przeciez "jak raz powiedział ze tego chce to to wciaz jest aktualne". Ale i tak wrócę do tej rozmowy jeszcze raz dla własnego spokoju ducha.
Wiadomo, w każdym momencie życia - za tydzień, miesiąc, rok, 10 lat - moze sie okazać ze on zda sobie sprawę ze jednak nie chce tego ,na co sie zgodził lata temu.. Tak naprawde ja i każda z nas moze tak samo nagle obudzić sie i stwierdzić ze moje życie nie jest takie jakie bym chciała zeby było, mimo ze zrealizowałam swoj plan..
No ale nie mogę iść w życie z wiecznym podważaniem tego na co sie zdecydował, bo bedzie to samosprawdzającą sie przepowiednia, jesli ciagle bede mu zarzucać ze np moze on jednak ponowni nie chce dzieci. Albo mu ufam albo nie.
Jak rok temu okazało sie ze sie udało i zaszłam w ciąże , to byłam strasznie miło zaskoczona jak on do tego podszedł, jaki był szczęśliwy!
Czy mam czas?.. Chyba mam go juz niewiele, przynajmniej tak czuje. 35 lat.. Na rozpoczynanie wszystkiego od początku to troche słabo. I nie zeby to był argument dlaczego chce byc z moim M, nie nie, chciałam sie tylko odnieść do komentarza nt czasu.
Wiesz, chcąc byc bardzo obiektywna, to tak naprawde ja najwiecej nawalam w naszej relacji. On naprawde potrafi zaakceptować mnie z moimi wadami, a ja próbuje go wciaz wychowywać, upominam go, wypominam - a to zeby nie pił piwa, a to zeby nie przeklinał itd. Panikuje jak idiotka jak cos nie zgadza sie z moja wizja.
Może M w zachodzenie w ciąże sie nie angażuje - nie czyta na ten temat, nie pisze na forum, nie liczy cyklu. Ale czy nie to sobie wzajemnie ciagle próbujemy powtarzać - wyluzujmy?! On - pewnie jak większość facetów - potrafi wyluzować. Ja nie potrafię. Kto ma lepsze podejście?
Czy wolałabym zeby sie angażował - wolałabym, ale moze lepiej zeby była jedna zdołowana osoba w związku niz dwie tym samym tematem.

Cóż... Przemyślałam w głowie temat, uspokoiłam sie, rozmowa nas oczywiście nie ominie, ale pewnie bedzie dobrze. (Do następnej sprzeczki kiedy to znowu powiem sobie ze rzucam tym wszystkim :))
Mam nadzieje ze nauczymy sie lepiej kłócić - bo kłócić sie tez trzeba umieć, a przede wszystkim nauczyć sie trzeba powrotów do równowagi. Wiecie jak to jest - wkurzyć sie na mamę, czy rodzeństwo i 10 minut pozniej jak gdyby nigdy nic sie nie zdarzyło śmiać sie z nimi i normalnie rozmawiać? Z rodzina to naturalne, a z mężem/partnerem, który jest rodzina ale ta "przybrana" kilka lat wczesniej to juz ciężej to wdrożyć w życie.

Takie moje poniedziałkowe wypociny.
Pozdrowienia!

Widzę że jesteś bardzo zorientowana w swoim związku, potrafisz rozmawiać, jesteś świadoma swoich wad i zalet:) Mam nadzieje że Twój facet udźwignie temat ojcostwa i przełamie swoje rodzinne wzorce:)
 
reklama
Do góry