Hej kochane cieszę się ostatnimi chwilami z wami, plamienia nie ustępuje i niestety wiem co usłyszę w środę o ile wcześniej się nie zacznie. Brzuch pobolewa czasami poza tym nic więcej mi nie dolega
Takie czekanie na najgorsze to chyba jesr najcięższa rzecz w tym wszystkim. Wytłumaczyłam sobie że nie ma zarodków są tylko pęcherzyki więc jakby jest mi trochę łatwiej bo nie tracę dzieci. Nie tracę też nadziei na kolejne próby bo nie poddam się dopóki nie przytulę tego fioletowego małego ludka po porodzie. Może niektorzy pomyślą że moje nastawienie jest zimne i nie ludzkie ale kto tego nie przeżył nie wie jak to jest. Więc wolę wziasc to na chłodno i przyjąć to do wiadomości jako kolejna decyzja natury niezależną ode mnie niż załamywać się zamykac w sobie i rozpaczać. Jasną rzeczą jest fakt że to boli , jest to jakaś osobista porażka i mam milion myśli na minutę co mogłam zrobić nie tak ale prawda jest taka że nic.... Nic więcej nie mogłam zrobić. Od pierwszego dnia po testowaniu jestem na L4 nie palę nie pije odżywiam się zdrowo odpoczywam korzystam z przywilejów kanapowania, mam zdrowe 9- letnie dziecko i wierzę że będę mieć kolejne
Bo przecież nic nawet natura nie pozbawi mnie nadzieji na to że kiedyś znowu będę mogła poczuć wewnętrzne kopniaki i te całe " przyjemności" z bycia w ciąży Całuje was mocno sierpnioweczki życzę powodzenia jak najmniej bolesnego rozwiązania i duuuużo cierpliwości
p.s odezwę się jak to wszystko się już skończył żeby zameldować że żyje i odliczam dni do kolejnych prób