Takie mam przemyśleniaz mojej drogi do kp...drogi której kawałjeszcze przede mną....
przeczytałam gdzieś,że płacz i marudzenie jest wpisane w kp.kilka dni temu miałam kryzys...płacz przy cycku, szarpanie i wiszenie...podawałam mm by zapchać pyska, bo denerwowalo mnie ryczenie,prezenie sie,moje niedospanie,brak czasudla starszaków..ale wiedziałam że nie tędy droga.im więcej mm tym mniej cycka.zawzielam się w sobie, olałam laktator,przystawiam.ma prawo wisieć, ma prawo się uczyć.cierpliwie przystawiam,jak ryczy wstaje ponoszę i przystawiam dalej....dziś,a w zasadzie wczoraj mm podalam raz.na noc.zobaczymy jak będzie dalej.uwielbiam wygodę mm, to że tak łatwo i szybko go podać można.ale szkoda mi kasy, czasu i mleka i bliskości.poza tym mm śmierdzi- zwłaszcza jak się dziecku odbije.
Dziś karmimy się od 3 w nocy...trochę popił,trochę poprzytulał się trochę powisiał,ale jest spokojniejszy pogodniejszy.
A ja i to chyba najważniejsze pozwalam sobie na brak nerwów,gadam do niego ,tulimy się .
Mam dwa tygodnie bez dzieci i ten czas daje sobie i Kornelkowi.