Zanim poszłam do kliniki już typowo w sprawie niepłodności, to poczytałam w jakich dniach badać hormony i zrobiłam sobie badanie LH, FSH, TSH, ft4, ft3, proga, prolaktynę, coś tam jeszcze. Tylko że wtedy nie wiedziałam o testach owulacyjnych, owulacja mi się przesunęła, więc proga musiałam powtórzyć, bo nie trafiłam.
Przydało się to do tego, że potem kolejne badania, które dostałam od ginekologa (a lista zawierała ze 20 pozycji), to nie musiałam już robić w konkretne dnie cyklu i zrobiłam kiedy miałam wolne w pracy.
No i przy okazji odkryłam, że znowu posypało mi się wchłanianie tyroksyny i muszę wrocić do endokrynologa na ponowne ustalenie dawki (mam usunięte pół tarczycy).