Ale tak z innej beczki...
Przez ostatnie upały nie wyłaziłam po zakupy tylko wysyłałam Męża... dzisiaj stwierdziłam, że muszę iść po mascarpone do ciasta, do biedronki - jakieś 1-1,5 km w jedną stronę. Pikuś przecież prawie codziennie łaziłam 9km pieszo z pracy do domu. Pogoda akurat, nie za ciepło, nie za zimno, słonko świeci.... specjalnie zrobiłam 2 razy siku przed wyjściem i leze... po 200m już mi się odechciało no ale jutro goście, ciasto samo się nie zrobi... ide, myślę sobie "nie bądź mięczakiem! To tylko spacer!"... dreptam i dreptam i dreptam... całe szczęście w biedronce klima... biore zakupy, ale tylko tyle co się mieści w rękach bo ostatnio to kupiłam tyle, że nogą zakupy pchałam do domu.... stoje przy kasie, pot spływa po czole, mieni mi się w oczach.... ale myślę sobie "bądź twarda!"... kupiłam sobie wode na powrót, wzięłam łyka i zachciało mi się siku, a toalety brak... no to dreptam spowrotem... odezwał się kręgosłup, coś mi tam zaczęło chrupać, młody się położył chyba na pęcherzu... no ekstra... dreptam dalej i piję tą wodę, bo pić się chce, ale siku też.... mijam budowę i tak myślałam przez chwile czy się tam nie wbić do toi-toia
ale toi-toi używany przez 30 chłopa na pewno nie był zbyt czysty... ide dalej... przez krzaki, myślałam, żeby może w tych krzakach siku zrobić ale już widziałam swój blok, a kto wie czy jak bym kucnęła to bym wstała
no to dreptam dalej do domu... stopy zaczęły mnie boleć... no masakra.... jakoś dotarłam ale już do końca ciąży na żadne takie eskapady się nie wybieram! Ani nigdzie, gdzie w zasięgu wzroku nie ma łazienki
A Wy dajecie rade jeszcze chodzić same po zakupy?
[/QUOTE]
Ja po zakupy raczej jeżdżę niż chodzę ale widzę, że teraz kondycji nie mam za grosz. Az ciezko uwierzyć- jeszcze w styczniu 7-9km chodziłam szybkim marszem dla zdrowia.