Witam!!!
W końcu znalazłam chwilkę by się podzielić z Wami moimi przezyciami z porodówki...
W piatek 29.07 po południu miałam wizytę u swojego gina a nie widzielismy się miesiąc bo był na urlopie( a dwa tyg wcześniej miałam wizytę u ordynatora bo ja co dwa tyg musiałam miec dopllera robionego) i mowie mu, że ordynator wolałby zebym urodziła szybciej niż w terminie - na to moj gin, że też by wolał ale najlepiej by było przetrwać do 38tyg ( a w sobotę mijał 37tydzień). No i zaczeło sie badanie rozwarcie postepujące, przepływy bez poprawy a maluch przez dwa tygodnie przybrał na wadze tylko 70gr co oznaczalo, że zaczeły sie problemy z jego wzropstem przez moje nadciśnienie i słabe przepływy tetnicze. W związku z tym wszytskim i szalejacym moim ciśnieniem dostałam skierowanie do szpitala na patologie aby dotwać do 38tyg ciązy z obawą odklejenia się lozyska!!!! miałam być jeszcze w piatek wieczorem ale ubłagałam go, ze pojawie sie w sobotę rano! jeszcze się smiałam, że skoro ma w niedziele dyżur to niech mnie rozpakuje i będzie po kłopocie!! rano robiłam ktg u połoznej no i były juz zapisy skurczów, zreszta odczuwałam skurcze juz od poprzedniej środy ale starałam się nie robić z tego żadnej wiekszej afery....
Noc nie przespana a w sobote rano jazda do szpitala, skurcze oczywiście były w domu powiedziałam, ze ja do srody wrócę bo jadę urodzić a nie lezec na obserwacji nie wiadomo ile ( wystarczylo mi, że z bartkiem spędziłam 3 tygodnie w szpitalu).
Na IP była nasza znajoma połozna, która odbierała mi bartka i smiala się, ze mamy szczęscie na siebie bo zawsze mnie przyjmuje do spzitala na ktg skurcze się zapisywały co 5-6minut, przyjeła mnie i poszłysmy na oddział. Zdązyłam się przebrać P. pojechał do domu a mnie wezwano na badanie. Pani doktor tak mnie boleśnie przebadał, że myslałam że jej ręka wyjdzie mi gardłem. Okazało się, że rozwarcie na 4cm, mały rączkami pcha sie na świat i pojawiły się zielone wody. Zrobiono mi szybko lewatywe i wydano decyzje poród w dniu dzisiejszym jesli nie siłami to wieczorem cesarka ale musi być dzisiaj rozwaiazanie.
Około 12 w południe trafiłam na poródwkę najpierw kontrola ktg skurcze co 5-6 minut ale jeszcze zbyt krótkie by mozna był uzanć za porodowe, po 40 min podłączono mnie pod kroplówke z oksytocyny 60 ml i ciagly monitoring ktg. skurcze przy kroplóce ustały, postanowiono zwiększyć dawkę a one nadal znikome jeszcze mniejsze niz moje z jakimi przyjechałam do szpitala. żnowu podniesiono dawkę no i się zaczeło ból jakiego jeszcze nie znałam (poniewaz z bartkiem miałm tylko kilka skurczy partych, które i tak w akcji porodowej ustały wiec nie widziałam co to za ból) ale jakoś dawałam radę, rozwarcie dalej 4cm ale skurcze juz mocniejsze i częstsze!! Przyszła lekarka kazała mi iśc pochodzic bo ktg nie zapisywało moich skurczy:-) wstałam przeszłam sie po korytarzu poszłam na sale, pinformowałam tych co miałam poinformować co ze mna, odwiedziłam wc no i się zaczeło bóle takie ze tylko siadanie je łagodziło. Postanowiłam wrócić na porodówkę, połozna kazała mi usiąść na piłke i się kołysać żeby przyspieszyć ale ja juz nie miałam co przyspieszać skurcze pojawiły sie co 2 minuty!! usiadłam na łozko porodowe wezwano lekarkę, kazała podać mi zastrzyk na rozlużnienie i odłączyć kroplówkę (zleciało mi tylko 20ml) i podłaczyc ponownie pod ktg. Połozna podała mi zastrzyk a ja już nie dawałam rady z bólu, skurcze były bardzo częste i bolesne, rozwarcie na 7cm. Kazały mi oddychać a mi pomagala tylko pozycja na boku. w pewnym momencie straciłam przytomność, połozna narobiła paniki ale za to druga postawiła ja i mnie do pionu wróciłam do akcji porodowej poprostu przy mocniejszym skurczu i szybkich oddechach przetlenowałam się i straciłam przytomność. Po chwili zaczęły sie skurcze parte, które nie były juz tak bolesne jak poprzednie skurcze brzuszne. Zleciały sie trzy połozne, lekarka i zespół z dziecięcego. Wiedziałam, że juz nie przelewki. Moja znajoma połozna obiecała pomocna dłoń no i słowa dotrzymała i tez przyszła trzymała mnie za rękę a przy parciu ja trzymałam się jej cztery skurcze parte i maluszek był na świecie. Poczułam tylko jak położna naciagła mi skóre i wyszła głowka a potem było już bezboleśnie. Lekarka trzymała mi nogę żeby mi ułatwić i kontrolowała brzuch a połozna sama kierowała porodem. Sam poród trwał 8 minut:-) i mały o 15.08 dnia 30.07 - równo trzy tygodnie przed teminem- był na świecie wazył 2400gr i dł 49cm, dostał trzy razy po 9 pkt zabrano mu za skóre po jednym bo był za blady. Mój cały poród trwał 3godz i 40 minut. Mam załozone tylko 4 szwy wewnetrzne i nic poza tym. Ochroniono moje krocze, które jest po plastyce po poprzednim porodzie. Jesli dziecko było by troszkę wiecej nie udałoby mi sie samej urodzić i znowu były by komplikacje!! o godzinie 17 wstałam już z łozka i poszłam pod prysznic, czułam się jakby nic sie nie wydarzyło:-) Michałek był malusi ale słodziutki!! Położne były super i mogę powiedzieć ze dzięki nim uwierzyłamw siebie i dałam rade bo prawde mówiąc bardzo sie bałam porodu i cała ciążę byłam nastawiona na cc!!!
W niedziele przyszeł mój lekarz, którego kumpela juz poinformowała w sobote ze urodziłam i był bardzo zadowolny, ze tak gładko isparwnie mi poszlo i musiał obejrzeć malucha. którego nazwał "mikrobem" ale jego zdaniem wszytsko w najlepszym porzadku.
Wraz z lekarka przyjumjąca poród stwierdzili, że potrzebny był mi poród aby mnie uleczyć z nadciśnienia i cukrzycy!! Maly zadnych oznak cukrzycowych nie przejął i poza mała waga było wszytsko wporzadku z nim!!
W poniedziałek pojawił się ordynator na obchodzi, który również bardzo zadowolny był, ze tak sprawnie poszło z porodem ponieważ obaj obawiali się żebym nie popekała i nie miała komplikacji i ponownego uzycia vacum jak przy pierszym porodzie bo tym razem dziecko było male.Na szczęście wszytsko skończyło się dobrze i w poniedziałek wyszlismy juz do domu, choć ordynator chciał nas zostawic do wtorku z racji małej wagi dziecka ale pani pediatra nas pusciła :-) a ja czułam sie dobrze i od wtorku funkcjonowałam juz jak przed ciązą choć wszysc uwazali ze nadal jestem w ciązy bo brzuch zaczął mi znikać dopiero w tym tygodniu a tu w sobote bedzie jak ja juz dwa tygodnie bez brzucha a mój maluszek nabiera wagi i wazy już 2650gr!!!!!!!!!!!
Tak było w naszym przypadku i pomimo, że nie było zle to wiem, że juz wiecej dzieci mieć nie będę na dwójce poprzestanę
Zyczę wszytskim łatwych i szybkich porodów!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
W końcu znalazłam chwilkę by się podzielić z Wami moimi przezyciami z porodówki...
W piatek 29.07 po południu miałam wizytę u swojego gina a nie widzielismy się miesiąc bo był na urlopie( a dwa tyg wcześniej miałam wizytę u ordynatora bo ja co dwa tyg musiałam miec dopllera robionego) i mowie mu, że ordynator wolałby zebym urodziła szybciej niż w terminie - na to moj gin, że też by wolał ale najlepiej by było przetrwać do 38tyg ( a w sobotę mijał 37tydzień). No i zaczeło sie badanie rozwarcie postepujące, przepływy bez poprawy a maluch przez dwa tygodnie przybrał na wadze tylko 70gr co oznaczalo, że zaczeły sie problemy z jego wzropstem przez moje nadciśnienie i słabe przepływy tetnicze. W związku z tym wszytskim i szalejacym moim ciśnieniem dostałam skierowanie do szpitala na patologie aby dotwać do 38tyg ciązy z obawą odklejenia się lozyska!!!! miałam być jeszcze w piatek wieczorem ale ubłagałam go, ze pojawie sie w sobotę rano! jeszcze się smiałam, że skoro ma w niedziele dyżur to niech mnie rozpakuje i będzie po kłopocie!! rano robiłam ktg u połoznej no i były juz zapisy skurczów, zreszta odczuwałam skurcze juz od poprzedniej środy ale starałam się nie robić z tego żadnej wiekszej afery....
Noc nie przespana a w sobote rano jazda do szpitala, skurcze oczywiście były w domu powiedziałam, ze ja do srody wrócę bo jadę urodzić a nie lezec na obserwacji nie wiadomo ile ( wystarczylo mi, że z bartkiem spędziłam 3 tygodnie w szpitalu).
Na IP była nasza znajoma połozna, która odbierała mi bartka i smiala się, ze mamy szczęscie na siebie bo zawsze mnie przyjmuje do spzitala na ktg skurcze się zapisywały co 5-6minut, przyjeła mnie i poszłysmy na oddział. Zdązyłam się przebrać P. pojechał do domu a mnie wezwano na badanie. Pani doktor tak mnie boleśnie przebadał, że myslałam że jej ręka wyjdzie mi gardłem. Okazało się, że rozwarcie na 4cm, mały rączkami pcha sie na świat i pojawiły się zielone wody. Zrobiono mi szybko lewatywe i wydano decyzje poród w dniu dzisiejszym jesli nie siłami to wieczorem cesarka ale musi być dzisiaj rozwaiazanie.
Około 12 w południe trafiłam na poródwkę najpierw kontrola ktg skurcze co 5-6 minut ale jeszcze zbyt krótkie by mozna był uzanć za porodowe, po 40 min podłączono mnie pod kroplówke z oksytocyny 60 ml i ciagly monitoring ktg. skurcze przy kroplóce ustały, postanowiono zwiększyć dawkę a one nadal znikome jeszcze mniejsze niz moje z jakimi przyjechałam do szpitala. żnowu podniesiono dawkę no i się zaczeło ból jakiego jeszcze nie znałam (poniewaz z bartkiem miałm tylko kilka skurczy partych, które i tak w akcji porodowej ustały wiec nie widziałam co to za ból) ale jakoś dawałam radę, rozwarcie dalej 4cm ale skurcze juz mocniejsze i częstsze!! Przyszła lekarka kazała mi iśc pochodzic bo ktg nie zapisywało moich skurczy:-) wstałam przeszłam sie po korytarzu poszłam na sale, pinformowałam tych co miałam poinformować co ze mna, odwiedziłam wc no i się zaczeło bóle takie ze tylko siadanie je łagodziło. Postanowiłam wrócić na porodówkę, połozna kazała mi usiąść na piłke i się kołysać żeby przyspieszyć ale ja juz nie miałam co przyspieszać skurcze pojawiły sie co 2 minuty!! usiadłam na łozko porodowe wezwano lekarkę, kazała podać mi zastrzyk na rozlużnienie i odłączyć kroplówkę (zleciało mi tylko 20ml) i podłaczyc ponownie pod ktg. Połozna podała mi zastrzyk a ja już nie dawałam rady z bólu, skurcze były bardzo częste i bolesne, rozwarcie na 7cm. Kazały mi oddychać a mi pomagala tylko pozycja na boku. w pewnym momencie straciłam przytomność, połozna narobiła paniki ale za to druga postawiła ja i mnie do pionu wróciłam do akcji porodowej poprostu przy mocniejszym skurczu i szybkich oddechach przetlenowałam się i straciłam przytomność. Po chwili zaczęły sie skurcze parte, które nie były juz tak bolesne jak poprzednie skurcze brzuszne. Zleciały sie trzy połozne, lekarka i zespół z dziecięcego. Wiedziałam, że juz nie przelewki. Moja znajoma połozna obiecała pomocna dłoń no i słowa dotrzymała i tez przyszła trzymała mnie za rękę a przy parciu ja trzymałam się jej cztery skurcze parte i maluszek był na świecie. Poczułam tylko jak położna naciagła mi skóre i wyszła głowka a potem było już bezboleśnie. Lekarka trzymała mi nogę żeby mi ułatwić i kontrolowała brzuch a połozna sama kierowała porodem. Sam poród trwał 8 minut:-) i mały o 15.08 dnia 30.07 - równo trzy tygodnie przed teminem- był na świecie wazył 2400gr i dł 49cm, dostał trzy razy po 9 pkt zabrano mu za skóre po jednym bo był za blady. Mój cały poród trwał 3godz i 40 minut. Mam załozone tylko 4 szwy wewnetrzne i nic poza tym. Ochroniono moje krocze, które jest po plastyce po poprzednim porodzie. Jesli dziecko było by troszkę wiecej nie udałoby mi sie samej urodzić i znowu były by komplikacje!! o godzinie 17 wstałam już z łozka i poszłam pod prysznic, czułam się jakby nic sie nie wydarzyło:-) Michałek był malusi ale słodziutki!! Położne były super i mogę powiedzieć ze dzięki nim uwierzyłamw siebie i dałam rade bo prawde mówiąc bardzo sie bałam porodu i cała ciążę byłam nastawiona na cc!!!
W niedziele przyszeł mój lekarz, którego kumpela juz poinformowała w sobote ze urodziłam i był bardzo zadowolny, ze tak gładko isparwnie mi poszlo i musiał obejrzeć malucha. którego nazwał "mikrobem" ale jego zdaniem wszytsko w najlepszym porzadku.
Wraz z lekarka przyjumjąca poród stwierdzili, że potrzebny był mi poród aby mnie uleczyć z nadciśnienia i cukrzycy!! Maly zadnych oznak cukrzycowych nie przejął i poza mała waga było wszytsko wporzadku z nim!!
W poniedziałek pojawił się ordynator na obchodzi, który również bardzo zadowolny był, ze tak sprawnie poszło z porodem ponieważ obaj obawiali się żebym nie popekała i nie miała komplikacji i ponownego uzycia vacum jak przy pierszym porodzie bo tym razem dziecko było male.Na szczęście wszytsko skończyło się dobrze i w poniedziałek wyszlismy juz do domu, choć ordynator chciał nas zostawic do wtorku z racji małej wagi dziecka ale pani pediatra nas pusciła :-) a ja czułam sie dobrze i od wtorku funkcjonowałam juz jak przed ciązą choć wszysc uwazali ze nadal jestem w ciązy bo brzuch zaczął mi znikać dopiero w tym tygodniu a tu w sobote bedzie jak ja juz dwa tygodnie bez brzucha a mój maluszek nabiera wagi i wazy już 2650gr!!!!!!!!!!!
Tak było w naszym przypadku i pomimo, że nie było zle to wiem, że juz wiecej dzieci mieć nie będę na dwójce poprzestanę
Zyczę wszytskim łatwych i szybkich porodów!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!