reklama
T
taycia
Gość
Oli - czytało się twoją opowieść jak książkę... szybko, fajnie i przyjemnie :-) super,że nie miałaś ciężkiego porodu
oliB ty jestes poprostu nieziemska! pieknie to opisalas, pozmialam sie troche fajny porod, ja tez taki poprosze hehe a synek pokazal kto rzadzi hihih
wiesz moglabys pisac i z tego sie utrzymywac tak sie fajnie czyta jak piszesz!
wiesz moglabys pisac i z tego sie utrzymywac tak sie fajnie czyta jak piszesz!
Tonya
Zadowolona z życia :)
Oli zupełnie inna historia niż u Ewki - czyli i cc bywają bezstresowe :-) Świetnie, że się tak dobrze czułaś i czujesz nadal, no a Filipek dał niezły popis na wejściu
No to w równy tydzień po porodzie pora na mnie, może uda mi się to jakoś opisać...A było to tak...
W sobotę 23.07, a w sumie to w nocy z piątku na sobotę poczułam coś ciepłego śpiąc, szybko się podniosłam i chlupnęło na podłogę, absolutnie nic mnie nie bolało, nie miałam nawet pół skurczu, no ale myślę wody, więc idziemy na IP, lało jak z cebra, noc ciemna brrrrrr, szpital mamy 500 m od domu także dotarliśmy szybko, zbadali mnie i paski nie pokazały że to wody, ale na obserwacji miałam zostać...Przez cały czas coś tam mniej lub więcej podciekało, ale już nie tak mocno jak w nocy, także przeleżałam całą sobotę, w niedzielę rano zrobili mi amnioskopię(badanie czystości wód płodowych-metalowa rurka przez którą lekarz wprowadza wziernik i podgląda kolor wód) i wypisali do domku, bo się przecież nic nie działo i paski nadal pokazywały, że to nie wody. Z powrotem na IP wylądowałam tego samego dnia wieczorem, o 20 znów chlupnęło i to BARDZO porządnie, tym razem pasek pokazał jednoznacznie : wody. Miałam zostać do rana na obserwacji, bo żadnej akcji skurczowej, pobrali mi krew do badania, przebrałam się i ułożyłam do łóżka, żegnając się z moim K około 22 giej weszła Pani położna i zaprosiła na lewatywę- biora mnie na porodówkę, bo w krwi wyszedł jakiś stan zapalny Parę minut po 23 leżałam już na porodówce zapięta w KTG i pełna niepokoju, Borys szalał jak nigdy, a ja jeszcze niedawno był przekonana, że to fałszywy alarm. Pani Położna co chwilę miała pretensje o coś, że dziecko szaleje, że KTG się nie zapisuje, że skurczy nie ma, tak jakbym mogła coś na to poradzić, o 2 w nocy podłączyli mi oksytocynę no i się zaczęło... skurcze przyszły bardzo szybko, z minuty na minutę bolało coraz bardziej, ale nie wg Położnej, bo zapięła mi KTG na górze macicy i mowi do mnie że żadnych skurczy nie ma, bo się nic nie pisze... to tłumaczę jej, że skurcze mi idą krzyżowe i z tego co wiem to takie się nie piszą, a są na pewno, bo boli mnie jak cholera, po 2 godzinach 4 cm rozwarcia, Borys nadal strasznie niespokojny, bałam się strasznie o niego, 2 godziny od 4 do 6tej kompletna masakra, zajebiście ciężko mi było, miałam ochotę uciec stamtąd, kilka razy myślałam, ze po prostu nie dam rady, skurcze nadal krzyżowe, co 2 minuty, wg Położnej nadal ich nie było, a mój K biedny miał już chyba rękę złamaną, bo co skurcz to się na nim zaciskałam, Położna powiedziała, że jak skurcze będą mocniejsze to dostanę zastrzyk przeciwbólowy(głupia baba, mocniejsze już być nie mogły)w końcu po 2 godzinach łaskawie sprawdziła mi rozwarcie( bo przecież skoro skurcze słabe to nie ma się z czego zrobić rozwarcie)i baaardzo była zdziwiona, że jest już 9 cm, no i na tym etapie to juz ją miałm w dupie z tym jej znieczuleniem, bo o 6 przyszły skurcze parte, parłam ile mogłam, ale to jej się znowu nie podobało jak prę(no mówię Wam babie bym aortę przegryzła), na szczęście przyszła nowa zmiana i przejęła mnie inna Położna (złota kobieta), pokazał się też lekarz, założyli mi bar tlenowy, bo już sił nie miałam, a Borys ustawiony w kanale z widoczną glówką, mój K zaglądnął i potwierdził, tlen bardzo mi pomógł, nowa położna też, jak usłyszałam, ze wzywają do porodu pediatrę, myślę sobie, to już pora, 2 razy poparłam, położna nacięła mi krocze i 2 sekundy potem, Borys leżał na moim brzuchu
Pępowina została odcięta, doktor cyknął na parę fotek i moj K razem z Borysem poszli na mycie, ważenie i badania, ja urodziłam łożysko... Jak usłyszałam: " urodziła pani zdrowego, donoszonego Syna, 3600, 56 cm, 10 ptk" wszystko przestało się liczyć, ból odszedł ma jakiś inny poziom, w ogóle do mnie nie docierał, był tylko Borys, Ja i K, cały mój wszechświat, nic innego się nie liczyło. Zostawiłam to wszystko za drzwiami porodówki, całe cierpienie i nerwy, o tym, co przeszliśmy przypominało tylko osłabienie ciała. Jedno wiem na pewno, BAARDZO pomogła mi obecność mojego K, cały czas stał przy moim boku, cały czas czułam jego ogromne wsparcie i miłość, przeszliśmy przez to razem i jestem z Niego bardzo dumna, tak samo z mojego dzielnego Synka, który nie wiedział przecież co się dzieje i musiał być 100 razy bardziej przerażony ode mnie. Nawet Położna była pod wrażeniem K, bo on wszystko tam razem z nią oglądał zaglądał i zachowywał przy tym stoicki spokój. Na koniec powiedziała jemu, że jest pod wrażeniem, że ani razu nie krzyknęłam, a mnie spytała gdzie znalazłam tak fantastycznego męża
Gdzie znalazłam nie powiem, wiem na pewno, że NIE ODDAM, ani jego ani BORYSKA, są sensem mojego życia
W sobotę 23.07, a w sumie to w nocy z piątku na sobotę poczułam coś ciepłego śpiąc, szybko się podniosłam i chlupnęło na podłogę, absolutnie nic mnie nie bolało, nie miałam nawet pół skurczu, no ale myślę wody, więc idziemy na IP, lało jak z cebra, noc ciemna brrrrrr, szpital mamy 500 m od domu także dotarliśmy szybko, zbadali mnie i paski nie pokazały że to wody, ale na obserwacji miałam zostać...Przez cały czas coś tam mniej lub więcej podciekało, ale już nie tak mocno jak w nocy, także przeleżałam całą sobotę, w niedzielę rano zrobili mi amnioskopię(badanie czystości wód płodowych-metalowa rurka przez którą lekarz wprowadza wziernik i podgląda kolor wód) i wypisali do domku, bo się przecież nic nie działo i paski nadal pokazywały, że to nie wody. Z powrotem na IP wylądowałam tego samego dnia wieczorem, o 20 znów chlupnęło i to BARDZO porządnie, tym razem pasek pokazał jednoznacznie : wody. Miałam zostać do rana na obserwacji, bo żadnej akcji skurczowej, pobrali mi krew do badania, przebrałam się i ułożyłam do łóżka, żegnając się z moim K około 22 giej weszła Pani położna i zaprosiła na lewatywę- biora mnie na porodówkę, bo w krwi wyszedł jakiś stan zapalny Parę minut po 23 leżałam już na porodówce zapięta w KTG i pełna niepokoju, Borys szalał jak nigdy, a ja jeszcze niedawno był przekonana, że to fałszywy alarm. Pani Położna co chwilę miała pretensje o coś, że dziecko szaleje, że KTG się nie zapisuje, że skurczy nie ma, tak jakbym mogła coś na to poradzić, o 2 w nocy podłączyli mi oksytocynę no i się zaczęło... skurcze przyszły bardzo szybko, z minuty na minutę bolało coraz bardziej, ale nie wg Położnej, bo zapięła mi KTG na górze macicy i mowi do mnie że żadnych skurczy nie ma, bo się nic nie pisze... to tłumaczę jej, że skurcze mi idą krzyżowe i z tego co wiem to takie się nie piszą, a są na pewno, bo boli mnie jak cholera, po 2 godzinach 4 cm rozwarcia, Borys nadal strasznie niespokojny, bałam się strasznie o niego, 2 godziny od 4 do 6tej kompletna masakra, zajebiście ciężko mi było, miałam ochotę uciec stamtąd, kilka razy myślałam, ze po prostu nie dam rady, skurcze nadal krzyżowe, co 2 minuty, wg Położnej nadal ich nie było, a mój K biedny miał już chyba rękę złamaną, bo co skurcz to się na nim zaciskałam, Położna powiedziała, że jak skurcze będą mocniejsze to dostanę zastrzyk przeciwbólowy(głupia baba, mocniejsze już być nie mogły)w końcu po 2 godzinach łaskawie sprawdziła mi rozwarcie( bo przecież skoro skurcze słabe to nie ma się z czego zrobić rozwarcie)i baaardzo była zdziwiona, że jest już 9 cm, no i na tym etapie to juz ją miałm w dupie z tym jej znieczuleniem, bo o 6 przyszły skurcze parte, parłam ile mogłam, ale to jej się znowu nie podobało jak prę(no mówię Wam babie bym aortę przegryzła), na szczęście przyszła nowa zmiana i przejęła mnie inna Położna (złota kobieta), pokazał się też lekarz, założyli mi bar tlenowy, bo już sił nie miałam, a Borys ustawiony w kanale z widoczną glówką, mój K zaglądnął i potwierdził, tlen bardzo mi pomógł, nowa położna też, jak usłyszałam, ze wzywają do porodu pediatrę, myślę sobie, to już pora, 2 razy poparłam, położna nacięła mi krocze i 2 sekundy potem, Borys leżał na moim brzuchu
reklama
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 41
- Wyświetleń
- 5 tys
- Odpowiedzi
- 26
- Wyświetleń
- 60 tys
C
- Odpowiedzi
- 500
- Wyświetleń
- 56 tys
- Odpowiedzi
- 32 tys
- Wyświetleń
- 2M
- Odpowiedzi
- 47
- Wyświetleń
- 47 tys
Podziel się: