To teraz czas na mnie,korzystając z wolnej sekundy
A wiec po pierwsze nic a nic nie wskazywało na poród,tak wiec w środe zjadłam sobie kilo wisni,kilo czeresni popiłam coca colą( taką dietke miałam pod koniec i brzuch absolutnie mnie po tym nie bolał. Jarek jak widział co ja jem,w jakich ilosciach i czym popijam,to sie za głowe łapał i pytał czy mnie po tym nie rozsadzi.Ale mi nic nigdy nie było ).Koło 21 poszłam lulu,a o 24.05 wstałam bo cos sie dziwnie poczułam. Myślałam ze to standardzik czyli siiiii,no to poszłam,ale za sekunde znowu sie to powtorzyło i znowu taki dziwny ni to bol ni to napięcie...cos takiego...O połozeniu sie do łózka juz nie było mowy,wziełam dwie no spy forte,ale tez nic to nie dało. Chwile po 1 obudziłam J. i powiedziałam,ze nie jestem pewna bo jakos tak to dziwnie czuję,ale chyba powinniśmy sie przejechać do szpitala i sprawdzic o co chodzi...w tej samej chwili obudziła sie Nati i przyszła do nas spać,a tu trzeba ją było zaniesć do moich rodziców. Płacz był nieziemski.Mi serce pękało i wtedy sobie powiedziałam,ze to ostatnia moja ciąza bo tej rozpaczy wiecej nie zniose...J.zaniósł Nati do dziadków ,ja wyjełam walize z szafy i za chwile byliśmy juz w drodze. Do tego czasu skurcze juz tak mi sie nasiliły,ze nie miałam wątpliwosci ze to TOOO. Na izbie przyjęć badanko i na porodówke,wyedy miałam juz 4 cm. POstanowiłam,że tym razem nie popełnie tego samego błędu i nie bede siedziała i sie zwijała z bólu tylko bede mega aktywna co by skrócic swoje porodowe męki. POdpieli mi wenflon,ale nie wiem po co bo nic a nic przez niego nie dali. Rodziłam totalnie bez znieczulenia,oxy,dolarganu czy czegos w tym stylu. Nie wiedziec kiedy nagle sie zrobiło 8 cm i połozna wzieła mnie na ćwiczenia( przysiady-myślałam,ze ją zabije!!!ale...to baardzo posunęlo sprawe do przodu,bo po 4 przysiadzie wskoczyłam na fotel i juz rodziłam. W miedzy czasie dotarł mój gin i dzieki Bogu to on odbierał poród,bo było by słabo bez niego. A dlaczego? Otóz jak juz Karol sie urodził,Ania sie delikatnie obróciła i zamiast głową to do kanału pchała rączki. Wówczas moj gin i ordynator oddziału( przy mnie było strasznie duzo lekarzy jak juz był sam poród) zaczęli mi recznie ustawiac Anie do kanału. Myslałam,znowu ze tym razem to ich pozabijam! Bol na maaksa. Gin działał od środka,ordynatorek uciskał brzuch,ze do dzis ma sińce!Ale musiała, zacisnąc zeby bo inaczej juz mi wisiała cesarka nad głową...Cgyba bym sie pochlastała,naciete krocze i szew na brzuchu! i tak sie strasznei wszyscy zmobilizowaliśmy,że w ostatniej chwili gin powiedział teraz i ja szybciutko Anusie urodziłam. Wyskoczyła jak z procy. I Karol i Ania byli u mnie na brzuchu. Potem ich zabrali na pomiary i niestety do inkubatorów. Karol dostał 10pkt,ale ze wzgl na wiek ciązowy musiał sie dogrzac,Ani natomiast dotała 7pkt bo miała wybroczyny,gorszy oddech( miała dodatkowy puszczony tlen do inku) i była bardziej wymęczona po porodzie( trudno się dziwić!bidulka moja). Na koniec było szycie i koniec. Prez cały poród był ze mną J. i chłopakowi należy sie złoty medal( było jak przy porodzie Nati). J. na porody jest bezkonurencyjny!!!Daje takie wsparcie,jaest tak troskliwy,ze az słów brakuje!!Jestem mu straaasznie wdzięczna ,że był cały czas przy mnie i tak sie wszystkim zajmował i w czasie porodu i potem przez cały tydzień w szpitalu. Na szczescie mielismy indywidualną sale do porodow rodzinnych,a potem swoją sale a własciewie pokój na te
7 dni,gdzie oboje mielismy łózka,dostawaliśmy całkiem spoko sniadania,obiadki i kolacje. Także było naprawde dobrze. A sam poród mimo tych drobnych komplikacji wspominam bardzo dobrze,a pod wzgledem bólu,to duzo bardziej sie meczyłam przy pierwszym porodzie,a teraz podeszłam do tego na spokojnie i im bardziej bolało tym ja byłam bardziej aktywna,a ból wiadomo musi byc,zeby dziecko mogło sie ustawic i urodzic.Tak to juz jest pomyslane. Dla mnie taki bol jest absolutnie do przezycia i tak jak po Nati w pełni swiadoma oswiadczam,ze rodzic to ja bym mogla co miesiąc, jakos dobrze to w sumie znoszę. A emocje????niezpomnianei jedyne niepowtarzalne!!!
A sam pobyt w szpitalu był ługi,ponieważ o ile Karol był z nami w pokoju szybko,to Anusia,musiał jeszcze sie grzać,potem dotała zółtaczki,wiec kolejne 24h w inku pod lapmpami,później Ania do nas przyszła a zabrali Karola bo z kolei on sie zażółcił i tez 24h pod lampami spedził.
Ostatecznie dzieci zostały wypisne w stanie bardzo dobrym( cyt.z wypisu ),oczywiscie mamy zalecenia odwiedzić mase specjalistów .I to chyba wszystko
Aaaaaaaaa reakcja Nati!! Bezcenna! !!!! Zrobilismy tak: Nati czekała na nas w domu z moją mamą,mame poprosilismy,zeby poszła do auta i poczekała tam z maluszkami,my weszlismy sami do domu,przywitalismy sie z Nati,wszyscy ryczeliśmy ak bobry,dalismy naszej Maleńkiej przezenty(lego i paletke do pimponga z pileczkami-bo to od jakiegos czasu było pragnienie naszej córeczki...Zawsze na placu zabaw pozyczała te paletki od dzieci i baardzo jej sie podobało odbijanie piłeczki. Gorzej jak paletke trzeba było oddać....No to ma juz swoja)
Po przywitaniu i prezentach,J powiedział,ze mamy cos jeszcze i przyniósl dwa foteliki z maleństwami. Nati była zachwycona,głaskała,bujała,całowała,mowila do nich,była tak czuła...niesamowita! i co wiecej tak jest do teraz!!!o zazdrosci nie ma mowy pewnie tez dlatego,że poswiecamy Nati mnostwo czasu,humorki Nati miewa,ale takie jak dotychzas,tu sie nic nie zmieniło pod wpływem pojawienia sie maluchów.Ale smiem twierdzic ,ze Nati od momentu pojawienia sie maluchów zrobiła sie mega emocjonalna,przytula sie do nas,daje non stop buziak i nam i dzieciom. Jest naprawde cudowna pod tym względem.
I to chyba koniec opowieści.
Buźki kochane ,nooo i czekamy na kolejne relacje......
wszystkiego najlepszego dla Was !
a opowiadanie... hmm , powinnaś dostać nagrodę
upłakałam się jak małe dziecko !! ehhh....