Natt jesteś expres Kobitka. Podziwiam, rodzić bliźnięta naturalnie, to chyba już rzadkość.
No to ja opiszę moją cesarkę ale ja jej miło nie wspominam, pewnie z powodu strachu o młodego, w życiu się tak nie bałam. No więc w środę wieczorem trafiłam do szpitala, miały być tylko badania, wszystko miało być przecież w porządku i na drugi dzień myślałam, że wyjdę do domu. W czwartek po usg usłyszałam: ta ciąża na pewno zakończy się przed czasem i tak dobrze, że pani donosiła ją tak długo. Dla mnie szok ale perspektywa kolejnych dni w szpitalu nie przerażała mnie o ile to miało być z korzyścią dla młodego (okazało się, że mam zwapnienia na łożysku i wiek łożyska znacznie przewyższa wiek ciąży). Niestety ktg zaczęło pokazywać, że młodemu systematycznie spada tętno, nawet poniżej 60. W sobotę zaczęto mi podawac sterydy więc już wiedziałam, że coś się święci. Z soboty na niedzielę kroplówka za kroplówką, ktg non stop, zastrzyki w brzuch, przygotowania do cesarki ale przpeływy na usg się poprawiły więc dano mi spokój do rana. Na rannym obchodzie lekarka znowu zaleciała kroplówki, zastrzyki i non stop ktg, profilaktycznie po kroplówkach lewatywka. Jak po 20 minutach przyszła obejrzeć ktg to rzuciała tylko: tniemy, ekspresem. Nie mogłam nawet iść do toalety, sikałam do basenu w trakcie golenia mnie. Masakra. Nagle wkoło mnie zrobiło się tłoczno, wszyscy się śpieszyli co potęgowała mój strach o młodego bo wiedziałam, że nie jest dobrze. Zdążyłam tylko zadzwonić do Daniela i rzucić: zasuwaj, jadę na porodówkę. Nawet moi rodzicie nic nie wiedzieli. 15 minut poźniej Dominik dostał pierwszego buziaka od mamy. Ważył 1105 g i mierzył 36 cm ale dostał po 5 i 10 minutach 7 puktów więc sporo jak na wcześniaka z hipotrofią. Ale ja i tak cały tydzień ryczałam jak bóbr. Profersor Rudnicki, który opiekuje się młodym, nadał mi przezwisko "płaczka". 12 godzin po cesarce zasuwałam do synka, nie byłam w stanie dlużej wysiedzieć w łóżku a wczesniej mnie siostra nie chciała za chiny puścić. Jak zobaczyłam takiego kurczaka to oczywiście znowu w płacz. Na szczęście Dominik przybiera na wadze i po cichu mam nadzieję, że za miesiąc będzie z nami w domku.