Safija - dziękuję za wsparcie [emoji4] Niestety na pomoc to nie za bardzo mogę liczyć. Jedynie mąż mi pomaga w domu, ale pracuje więc tylko wieczorami i w niedzielę. Chociaż i tak nie narzekam, bo wiem że część kobiet swoich mężów ma za granicą i zjeżdżają raz na jakiś czas. Mój chociaż codzień wraca. Był już tu dawno temu temat o pomocy, a raczej jej braku od najbliższych. Nie udzielałam się, ale czytałam Wasze posty i rozumiem jaką czujecie czasami gorycz i rozczarowanie. Ja mam aż nadkomplet babć, bo dwie babcie i dwie prababcie całkiem młode jak na prababcie [emoji1].. Dziadków też komplet. Mało tego, każdy mieszka w naszym mieście. Mamy do siebie kawałek, a żadna z babć nie pomaga, ba.. nawet jest wielki problem, żeby młodego gdzieś zostawić jak jest awaryjna sytuacja. Z mężem na "randkę" pierwszy raz poszliśmy dopiero pół roku temu, bo wtedy jedni zgodzili się zostać z naszym synem. I żeby nie było, my z nimi się nie kłócimy, relacje są poprawne jak to w rodzinie. Poprostu jedni uważają, że nie mają "drygu" do dzieci, a nasz jest dzikim, rozbieganym chłopcem. A drudzy.. przychodzą zrobić sobie z małym kilka fotek, kawa ciacho i papa. Serce mi czasami pęka jak widzę jaką pomoc mają niektóre moje znajome. Mam sąsiadkę, która dla mojego syna jest kolejną "babcią", przyjaźnie się z jej córką - mamy dziecko w tym samym wieku i teraz w maju urodziła drugiego synka. Dziewczyny... taka babcia to istny skarb. Zajmie się nawet noworodkiem. Pomaga cały czas. Koleżanka podrzuci dzieci, idzie z mężem gdzieś, sama o siebie zadba itd. Zresztą rozumiecie o co chodzi i czego brakuje, jak siedzieliście tak jak ja z dzieckiem same w domu. Czasami nawet ta sąsiadka mówi, bo zna naszą sytuację, że jakbyśmy potrzebowali to naszego synka jej możemy podrzucić. Ale wiecie i tak już ma często na głowie swoje wnuki.