Nie było mnie chwilę, musiałam odpocząć. Jak by nie było, to wadliwy pozytywny test ciążowy pomógł mi przyjąć do wiadomości, że nie mam żadnych zarodków, więc całą procedura poszła na marne. Muszę się pewnie umówić z embriologią i swoim lekarzem na spotkanie, żeby spytać co dalej.
Nasienie było mrożone, z biopsji. Coś czuję, że to mógł być główny problem.
Byłam obstawiona lekami, 1xprolutex i 2xcyclogest. Pregnylu nie miałam. Następnego dnia zrobiłam dwa testy z moczu i wyszły negatywne, więc już nie poszłam na betę. Dostałam jedyny w swoim rodzaju wadliwy test, który dał mi jeden szczęśliwy dzień
W momencie gdy miałam transfer, były jeszcze cztery rokujące, niestety wszystkie zatrzymały się w 5 dobie.
Trzymam kciuki
daj koniecznie znać jakie otrzymasz wyniki!
U nas jest czynnik męski, ale przez forum na kafeterii wiem, o jakich badaniach piszesz
ja się złoszczę może nie na sam transfer, ale na całą procedurę. Mamy niestety za sobą długą drogę starań i strat, więc sam nieudany transfer aż tak by mnie nie zabolał, gdyby nie ten durny test, który z drugiej strony pozwolił nam chwilę być szczęśliwymi rodzicami kolejnego dziecka
A tak znów trzeba zbierać emocje, siły i fundusze i znów nie wiadomo jak to się wszystko potoczy...