Ja byłam przy śmierci mojej mamy, ubłagałam ordynatora,żeby wposcil do niej chociaż tatę (covid) i zgodził się na dwie osoby. Mój ojciec był wtedy podpity - jeszcze z nim później wylądowałam na sor,żeby mu dali coś na uspokojenie bo nie chciał jej puścić... Jak podpisywałam dokumenty odbiory mamy rzeczy i nie zgodę na sekcje to wspomniałam pielęgniarką,że sama nie dawno straciłam pierwszą ciążę a one " Jezu,dziecko to Ty powinnaś coś na uspokojenie zabrać a nie tylko ojciec". Chujowy był to czas... Nie będę się rozpisywać ale to mnie tylko przekonało ,że nie znam własnego ojca.
przykro mi
jeżeli mogę zapytać , jeżeli nie chcesz to nie odpowiadaj , co się stało mamie ? Bo rozumiem że to była jakaś nagła śmierć skoro miała być wykonywana sekcja ? Jeżeli chodzi o ojca ? Hmm ... Mam jakieś uczucie do niego bo to mój tata , spotykam się z nim czasem ( mieszka 4 godziny ode mnie i pracuje za granicą ) ale jakby to powiedzieć , doświadczyłam dużo w życiu złego przez niego , nigdy nie zrobił mi krzywdy fizycznej ale psychiczna już tak , zarówno że względu na dzieciństwo które było trudne , ponieważ bardzo źle traktował moja mama jak wypił alkohol , w środku nocy wychodziliśmy w domu bo robił awantury i tak dalej , nie chce stracić z nim kontaktu a z drugiej strony nie potrafię mu tego wszystkie wybaczyć , nie tego co zrobił mnie , tego co zrobił mojej mamie , że tak naprawdę zmarnowal jej życie , zawsze myślałam że jej to wszystko wynagrodze jak dorosne , zabiore ja w różne miejsca w których nigdy nie była ,nawet tych najprostszych ponieważ zawsze brakowało pieniędzy , nigdy nie patrzyła na siebie , zawsze tylko na innych , a przede wszystkim na mnie . Nawet chcąc od niego odejść pytała mnie co ja o tym myślę , i czy może . Życie niestety mi nie pozwoliło i w momencie w którym dorosłam i zaczęłam zarabiać i mogłabym coś dla niej zrobił to los mi ją odebrał . Miesiąc przed ślubem dowiedzieliśmy się że ma raka płuc , żyją z diagnoza 5 miesięcy mimo tego że czuła się dobrze , tam poprostu poszło coś nie tak ale co to się nie dowiem bo nie robili sekcji ,jak usłyszeli że chorowała od razu stwierdzili że to przez to a jak dla mnie poprostu dostała jakiegoś zatoru płuc nagle . Rozmawiałam z nią rano przez telefon ,umawialiśmy się na spotkanie a popołudniu zadzwonił do mnie ojczym żebym przyjechała natychmiast bo z mama jest źle , nie zdążyłam , zmarła mu na rękach
poprostu nagle poszła do pokoju i zaczęła pluć krwią , zemdlała i zmarła mu na rękach
jak zadzwoniłam do taty z płaczem usłyszałam ,, przecież wiedziałaś że była chora ,, także... Mogłabym dużo pisać ale nie chce was zamęczyć tym . Minął rok , a ja dalej się nie pogodziłam z tym . Myślę że powinnam iść do psychologa ale jakoś nie mogę się do tego zebrać ,boje się chyba poprostu że za dużo mnie kosztować opowiadanie o wszystkim ,bo wiem że mam traumy z którymi nie potrafię sobie poradzić ,i przez to wszystko zachowuje się w różnych sytuacjach tak a nie inaczej . Dodatkowo starania o ciążę mnie jeszcze bardziej dobijają psychicznie , od kiedy pamiętam wiedziałam że chce zostać mamą .. to jest jedno z moich największych marzeń tak naprawdę , a jestem tak emocjonalna że przeżywam wszystko strasznie ,jednocześnie starając się to ukryć przed całym światem bo nie lubię jak mi ktoś współczuję . Nawet płacząc z tęsknoty za mama zazwyczaj robię to jak mąż spi ,bo moja głowa nie chce ,,psuć ,, mu humoru lub żeby musiał być w tej niekomfortowej sytuacji bo wiem że nie da się kogoś pocieszyć .. Przepraszam za tak długi post