Trochę boję się dołączyć do grupy, czytam od początku, ale co tam. Siedzę w domu, czekam za 4 betą i znowu ten stres, ani do kogo się odezwać, no dobra, mogę pogadać do papug, psów czy kotów itd., ale to nie to samo
To sobie tutaj popiszę
Mam nadzieję, że tym razem zostanę tutaj do stycznia, a nie jako jedna z pierwszych pożegnam się z Wami. Od 5 lat staramy się z mężem o dziecko. Myślałam, że nie mogę mieć dzieci więc od razu zaczęliśmy badania i leczenie. Jednak okazało się, że kilka razy zaszłam w ciążę. Głównie biochemiczne, raz donosiłam do 18 tyg. Była też pozamaciczna z bijącym serduszkiem. 3 nieudane transfery in vitro. Po 3 nieudanych próbach robią biopsję endometrium, no i okazało się że przewlekłe zapalenie endometrium. Tyle kasy, nadziei i na nic. Przepisali antybiotyki. To było rok temu. Teraz czekaliśmy do czerwca, żeby dowiedzieć się jak by wyglądało by „darmowe” in vitro. Po końcu antybiotykoterapii staraliśmy się co miesiąc pomijając ten cykl z jednym jajowodem. We wrześniu znowu ciąża biochemiczna. Zdecydowałam, że mam dość i zacznę znowu z mężem jeździć do lasu pracować. Raz tylko coś zrobiliśmy w tym cyklu. W lesie się nie oszczędzałam prawie 3 tygodnie, targałam ciężkie kołki, mąż wyzywał (ale ja chciałam rozładować całą frustrację, bo już z 10 raz byliśmy blisko rozwodu przez brak donoszonego i urodzonego dziecka
) dźwigałam, nie wiedząc, że jestem w ciąży
Dlatego trochę się boję o tę ciążę. Tak od niechcenia 30 kwietnia zrobiłam test ciążowy bardziej z przyzwyczajenia, szybko przed wyjazdem do lasu licząc, że ZNOWU nic nie wyjdzie. A tu słaba kreska. Jestem „ekspertem” od testów
i wiem, że niektóre partie się mylą, wychodzą fałszywie pozytywne, więc nie ze mną te numery
zrobiłam jeszcze dwa inne, bo zawsze mam kilka różnych firm. I znowu kreski. Więc zamiast do pracy to na betę pojechałam bo testom nie zawsze się wierzy. Mam 5 lat doświadczenia co miesiąc robiąc. No i beta wyszła pozytywna. SZOK. Ze 3 dni zajęło nam z mężem dojście do siebie, bo to taka nieplanowana, ale oczekiwana wpadka
Jestem ciekawa jak długo teraz nacieszę się ciążą, chociaż jeszcze nie zaczęłam, czekając na najgorsze… Chyba jak urodzę to uwierzę i zacznę się cieszyć… W razie czego mamy jeszcze 5 zarodków. Do lekarza jestem zapisana 17 maja. Boję się, że jeszcze serduszka nie będzie widać. To będzie 6 tydzień, a ja mam owulację tak około 20 dnia cyklu, ale przynajmniej się dowiem czy zarodek jest na swoim miejscu. Mnie jak tylko podbrzusze zaboli czy cokolwiek poczuję to od razu biorę no-spę. Podobno nie zawsze to dobrze że coś się czuje, może macica odrzucać zarodek. Ale to lepiej zapytać lekarza, ja piszę tylko jak to u mnie jest. I absolutnie nie traktujcie tego jako poradę lekarską albo żeby się bać. Każda z nas jest inna i ciąża każda też jest inna. Co jednemu pomoże drugiemu może zaszkodzić. Acha, i termin z OM 7 styczeń, ale u mnie z racji późniejszej owulacji może być około 14 stycznia