Pewnie już nikt wątku nie czyta ale no muszę się wyżalic bo ostatnio mam gorszy czas
nie uważam się za idealną mamę ale też nie za najgorszą.. od początku miałam gdzieś 'zlote' rady mam, babć, ciotek no ale ostatnio nie mogę...
Mówię nie chce chodzika, słyszę 'No jak nie..Ty miałaś i nic Ci nie jest', mówię nie będę prowadzać/uczyć chodzić trzymając do góry za rączki, słyszę ' No jak nie..ty tak chodzilas i wyrosłaś wysoka i szczupła (jakby to coś miało do tego..)
mówię do roczku czysta woda, zero cukru, soli, soczków, herbatek, słyszę 'No jak to tak.. tylko wodę dają do picia, trzymają dziecko na podłodze (macie do zabawy), kładli głównie na brzuszku.. biedne dziecko'
no patologia.. Dzisiaj chwilkę posadzilam młodą na parapecie bo gadaliśmy z tatą przez okno (dom parterowy) usłyszałam 'weź choć czasami pomyśl przecież później będzie wchodzić na ten parapet'
no tak bo bez tego nie wejdzie w szczególności że kanapa jest przy oknie.. tylko od jednorazowego posadzenia.. ręce i cycki mi opadają..
No niestety, tak to już jest, że ludzie lubią być specjalistami we wszystkim :-) często uważają, że skoro z ich dziećmi jest wszystko ok, to tylko ich postępowabie jest prawidłowe... i radzą, bo chcą niby dobrze... a w efekcie podkopują tylko naszą samoocenę i zaczynamy wątpić we własne możliwości i kompetencje...
Ja już się nauczyłam wpuszczać jednym uchem, drugim wypuszczać. Jak ktos mi radzi, to tylko przytakuję, "mhm spróbuję", "aaa może faktycznie"... a robię i tak po swojemu, czasem może coś z tych "dobrych rad" przesieję dla siebie...
Ten koronawirus w sumie trochę też mi dał, bo nie musiałam nikogo słuchać :-) a wiadomo, że zawsze, przy każdym spotkaniu, ktoś jakąś uwagą, czy dobrą radą rzuci :-).
Teraz przy okazji urodzin się w końcu spotkaliśmy i wszyscy przy moim synku uważali, a żeby się nie uderzył czy coś... chcieli pomagać mu wstać czy coś, a ja mówię "nie podawaj mu tak ręki, bo Ci tylko piątke przybije, on nie wie o co Ci chodzi, bo my tak nie robimy" on sam wstaje czy przy ścianie, przy krześle, stole- tam ydzie da rade, a tam gdzie nie da rady, to nie wstaje i proste ;-)
Z chodzeniem za rączki też, jak ktoś próbował to mówiłam, żeby tak nie robili bo jak zauważy, że tak można, to będzie chciał, a ja nie zamierzam się do niego schylać całe dnie... chce chodzić, to niech się nauczy
Choć to też kwestia czasu, bo pierwszy samodzielny krok od kanapy w stronę piłki już zrobił ;-)
Trzeba niestety się uzbroić w cierpliwość do tych wszystkich co tak radzą i albo wpuszczać jednym uchem, a wypuszczać drugim, albo mówić "ja jestem teraz Mamą i będę robić co uważam dla mojego dziecka, Ty miałeś/aś swój czas, albo zajmij się swoim dzieckiem".
Połowę związku słuchaliśmy "bedziecie miec dziecko to zobaczycie", a gdy mamy już dziecko to zacznie się "jedno to pikuś, zobaczysz z dwoma!"... no nie, nie zobaczysz, bo więcej nie będzie i kropka :-)
Trzeba robić po swojemu, żyć po swojemu, wychowywać po swojemu, bo tylko my możemy swoje życie przeżyć i od nas zależy jakie będą nasze dzieci :-) a na wszystkich innych można gwizdać ;-)