Hello laseczki
Ja już na szczęście w domku.. ale przeżyłam dziś chwile grozy, że mnie nie wypuszczą... Ogólnie tak jak pisałam, hipotrofia się nie potwierdziła, mała mieści się w normach. Żadnego leczenia nie trzeba (sterydy jedynie dostała w weekend zapobiegawczo). W szpitalu robią dwa razy dziennie ktg, jedno koło 7 rano, drugie ok 15 (no i też częściej w razie potrzeby). Ostatnio po tych sterydach, jak mi robili w niedzielę, to musiałam mieć powtarzany zapis, bo mała się mało ruszała. Tętno było ok 140-150 ale było strasznie jednostajne, więc powtarzali, aż trochę zaczęła się ruszać i były skoki do np. 170-180). Dziś rano, ja już nastawiona na wyjście ze szpitala, myślę sobie, ok jeszcze jedno ktg (a oprocz tego niedzielnego nigdy nie było problemu) i do domciu
A tutaj zaczął się horror. Pierwsze 20 min (standardowo robią zapis 40 min) mała dość leniwa, tętno 140-150, to sobie myślę, bez śniadania jestem to może dlatego. Ale w pewnym momencie jak zaczęła się szamotać, to myślałam, że albo się obraca głową w górę, albo szatan w nią wstąpił, no normalnie wierciła się jak opętana. Do tego dostała czkawki, tętno skakało jej do 190-200 spadało do 170... Przyszła położna, że przedłużamy zapis o kolejne 40 min.. No dobra to ja staram się nie denerwować, a ta dalej, 190, 200, 180, to już mnie ciśnienie skoczyło, że coś jej się dzieje, że nie wyjdziemy, że w ogóle to jakiś koszmar.. suma summarum siedziałam pod tym ktg prawie dwie godziny, pod koniec już było około 160, ale jeszcze nie pamiętam, żeby tak dawała czadu. Chyba musiała po tych sterydach odreagować, albo denerwowała się wypisem razem ze mną. Koniec końców, lekarz zaakceptował zapis i nas wypuścili, ale mimo wszystko się martwię, co jej tak odbiło. W ogóle jest dziś jakaś bardziej aktywna, ale mam nadzieję, że będzie się bardziej łagodnie i umiarkowanie ruszać już, bo jak znowu mi taką akcję zrobi to chyba na IP będę na sygnale jechać...