reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Watek Porodowy

Mała śpi, to może i mnie się teraz uda....

Cały dzień (6.12.) miałam twardniejący brzuszek. Co chwila twardniał, ale nic nie bolało. Chodziłam po domu siedziałam jak zwykle co chwila na bb. i co jakiś czas zaglądałam do mężyka obok w pokoju i się śmiałam, mówiąc, że coś brzuszek mi twardnieje... Nie miałam zielonego pojęcia, że to są skurcze!!! Myślałam, że to jakieś takie przepowiadające, czy coś... A takie normalne - to myślałam, że bolą - a że mnie nic nie bolałao - to zachowywałam się jak co dzień.... i byłam spokojna.
Aż tu nagle po 20.00 parę min. złapał mnie silny skurcz.... i mówię do misia że boli, za chwilkę drugi... no więc mówię, że wezmę prysznic - to może wyciszę te skurcze - bo może to jeszcze nie "to". Po wejściu do wanny znów skurcz - ale "miarkuję" że coś szybko po tym ostatnim - i wołam minia - żeby szybko dopakował torbę - pozostałymi rzeczami z listy i żeby mierzył czas między skurczami bo coś często. Bolało baaaardzo - co 5 min - więc spanikowałam - bo myślałam - że to jakoś wolniej będzie.... 3ci skurcz i 4ty już tak szybko kolejne dwa skurcze już co 4 i 2 min - więc strasznie spanikowałam - że nie zdążę - pogoniłam mężyka żeby bardzo szybko dopakowywał a ja wychodzę - latał po chacie jak szalony- o mało skarpetek nie pogubił jak zobaczył, że kolejny co 1,5 min.:tak:. Szybko się ubrałam i do szpitala. W szpitalu wzięli mnie na fotel sprawdziła ginka - i powiedziała, że będziemy rodzić. Zapomnieliśmy karty ciązy!!!!!!! :angry: - która leżała na samym wierzchu rzeczy do dopakowania - i mąż się wrócił (na szczęście 5 min mamy do szpitala) Poszłam na salę porodową - i ta moja położna (prywatna - co 400zł skasowała) - mówi, że nie wiadomo, czy mąż zdąży na poród i żebym się kładła na to łóżko porodowe - ja na to - że nie chcę (było bardzo wysokie - prawie po cycki mi sięgało!!!:wściekła/y:) mówię, że chcę inaczej, że "teraz już się tak nie rodzi i że można inaczej" (ja chciałam w kucki - lub na klęcząco...) A ona na to niemiłym tonem: "a u nas się tak rodzi":wściekła/y: I ledwo wczłapałam się na to łoże - mężyk wzedł - i po ok 10 - 15 min. parcia od razu urodziłam. No i zadowolona... mówię do położnej, że szybko i nawet tak nie bolało... I się zaczęła MASAKRA!!! RZEŹ W BIAŁY DZIEŃ.... Mężykowi powiedzieli żeby poszedł z położną i dzidzią do mierzenia, ważenia i wyszli :angry: a ja miałam urodzić łożysko... Nie chciało wyjść... I zaczęła mnie ginka z całej siły naciskać na brzuch ja zaczęłam wyć z bólu, ona jeszcze mocniej, minęło 15 min (naciskania!!) - one się zdenerwowały po spojrzeniu na zegar - i ja też już spanikowałam - chciałam, żeby jak najszybciej wyszło bo się wystraszyłam, że mnie może jeszcze czekać coś gorszego... Ginka powiedziała, że musi ponaciskać i jeszcze pozwoliłam - ale już tak mnie mocno naciskała - że myślałam - że wszystkie flaki urodzę!!!!!! No i wyszło... Było baaaaaaardzo malutkie (tak jak moja kruszynka - 2100). Potem ginka założyła mi wziernik i zaczęła szyć - tam w środku!!! NA ŻYWCA!!! Zapytałam czy mi pękła szyjka macicy - ona, że "tak". Ja zaczęłam krzyczeć z bólu na cały szpital, twierdząc, że to jeszcze bardziej boli jak poród (Dziewczyny poród to pestka w porównaniu z szyciem). Potem zaczęła mi szyć nacięcie - bolało też baaaardzo ale nieco mniej niż szyjka bo było znieczulane - zastrzykiem zewnątrz. Trwało to kolejne 20 min!!!!!!!!! NAJDŁUŻSZE I NAJBARDZIEJ BOLESNE 20 MIN (w sumie ok 30min) W MOIM ŻYCIU....:no::no::no:
Od razu po tym miałam konwulsje, dreszcze i było mi baaardzo zimno - chyba rzycawki dostałam - bo mną telepało strasznie. Mówiłam o tym ale przykyła mnie położna dopiero po ok 5 min. drgawek. Przywieźli drugie łóżko z wysokimi barierkami po bokach i kazali mi przejść - nie byłam w stanie!!! mówię, że nie dam rady przez barierkę (ok 10 cm) A ta druga położna : "Ja przechodziłam 4 razy":wściekła/y: "Jak pani nie da rady to niech pani woła męża" No ale jakoś przeszłam cała obolała... I pojechałam na salę poporodową i dali mi małą do ssania.
Ogólnie - poród malutkiej ok. Ale po porodzie MASAKRA - jestem przerażona, bo chciałabym mieć jeszcze jedną dzidzi.
Obsługa w szpitalu - do dupy. Były tam takie niektore wstrętne baby - co się niemiło odzywały....
Z mojej położnej też jestem niezadowolona. Niby poród szybki, ale - ja myślałam, że skoro bierze kasę - to mnie jakoś wymasuje - jakieś okłady porobi, żeby nie nacinać. W sumie - uważam, że rodziłam normalnie - państwowo - i nie wiem po co tą kasę całą wydałam... (Choć może rzeczywiście akcja szybka była i położna też już nic nie zdołała zrobić....)
Tylo zastanawiam się CZEMU MNIE NACINAŁA, skoro moja malutka ledwie 2kg ważyła?? (Nie jestem do końca przekonana czy to było konieczne...)
A za poród rodzinny - czyli, ża to że misiek postał przy mnie dosłownie15 min dodatkowo 200 zł wydałam:angry::angry::angry:
No nic... Pierwszy raz - trzeba było... Ale następnym razem muszę coś wymyślić....
 
reklama
Ewelw rozumiem, że jednym słowem TAŚMOCIĄG.
Masówka i tyle - moje wnioski są takie, że poród przebiegał sprawnie bo w dużym stopniu zależał od Ciebie i maleństwa, a to co zależało od personelu - beznadzieja. Dzielna z Ciebie kobietka. Dziwię się tylko, że nie dogadałaś takich rzeczy jak nacinanie wcześniej, kiedy umawiałaś się z położną...Wzięła kasę za nic.
Dobrze, że już po wszystkim a niunia jest przesłodka i taka maleńka:-)
 
Ewelw ja miałam to samo ze zszywaniem, rodzić mogę ale to szycie na żywca to jakaś masakra:no:, a położna to jakaś znieczulica i jeszcze miała tupet kase zabrać po takim porodzie jak się nie spisała:angry: też by mnie nosiło.
 
Ewelw rozumiem, że jednym słowem TAŚMOCIĄG.
Masówka i tyle - moje wnioski są takie, że poród przebiegał sprawnie bo w dużym stopniu zależał od Ciebie i maleństwa, a to co zależało od personelu - beznadzieja. Dzielna z Ciebie kobietka. Dziwię się tylko, że nie dogadałaś takich rzeczy jak nacinanie wcześniej, kiedy umawiałaś się z położną...Wzięła kasę za nic.
Dobrze, że już po wszystkim a niunia jest przesłodka i taka maleńka:-)

Dorotka - najgorsze jest to, że się z nią dogadałam co do nacinania - mówiłam jej żeby tego nie robiła - (ewentualnie tylko i wyłacznie w ostateczności...) Sądziłam, że do niej dotarło - po naszej wspólnej gadce. No i skoro płacę -to wymagam - a ona zgobiła inaczej....:crazy:
 
ewelw porod naprawde expresowy. połozna to koszmar, jak tak można, wzięła kase za nic, szycie to naprawdę nic przyjemnego, tez żle wspominam szycie, niby dostałam jakies znieczulenie ale wszystko czułam, pół godziny okropnego bólubyłas dzielna a Zuzia wszystko Ci wynagrodzi
 
moniawycint współczuję Ci tego porodu i aż w szoku jestem bo ja też na Inflankciej rodziłam a miałam super położne i lekarzy ...

Myszqa gratuluję lekarza :-)

ewelw a wiesz już czemu taka malutka była twoja córcia?
 
reklama
ewelw - mam nadzieję, że opiszesz to na stronie Fundacji Rodzić po Ludzku! To jest strasznie smutne, bo ból bólem, porodowi towarzyszy, ale traktowanie przez personel to akurat rzecz, którą można łatwo zmienić! A ona cię nacięła przy wychodzeniu małej czy przy rodzeniu łożyska?
Całe szczęście, że Zuzia zdrowa, na pewno szybko nadrobi wagę. A Ty dzielna kobitka jesteś.
 
Do góry