Jest bardzo mało płynu owodniowego. Mała się po prostu udusi. Jest dziura na pęcherzu płodowym i czasami się zasklepia ale bardzo rzadko. Są słabe szansę i rokowania bo płynu ubywa i nie ma jak się odnawiać.
Dlatego krwawiłam. Jak odchodzi płyn organizm szykuje się jakby do porodu już. Roniłam po prostu i to nie było plamienie jak mi wmawiali w szpitalu... Krwawiłam cały czas. Odszedł mi już czop, taka galaretka spora w kolorze krwi ciemnej. I miałam na początku jak zaczęłam krwawić mocniej od piątku słabsze skurcze ale jak wypadł czop to skurcze miałam co chwile, wszędzie, w krzyżu. Co mniej niż 10 minut takie do porodu, rozrywały mnie aż w końcu nie dałam rady nie pomagało nic paracetamol, nospa i mama mnie zabrała do szpitala z moim. Jesteśmy tak załamani, mój cały się trzęsie cały czas, stara się trzymać ale jest ciężko, widzę w jego oczach jak cierpi bo on sam nie pokazuje tego i zawsze tłumi w sobie.
Na razie czekam co dalej, ale marne szansę. Ona się udusi bez wód a cały czas odchodzą. Leżę pod kroplówką, miałam leki przeciwbólowe, nospe i antybiotyk. Mówili, że może być tak, że zareaguje po przeciwbólowych tak, że zacznę rodzić. Mam wzywać pomoc jak się zacznie. Może w każdej chwili