Ja jestem dość młoda ale życie już poznałam i to od najgorszej strony. Dużo widziałam, dużo mnie to nauczyło. Życie naprawdę bywa niesprawiedliwe i ciężkie. Nie wiem czy wam mówiłam ile mam lat ale może to zachowam dla siebie. Jako naprawdę młoda dziewczyna nastolatka praktycznie przeszłam silną depresję. Miałam stany lękowe, obawy, natrętne myśli.
Miałam bardzo ciężko w życiu. Mój tata pił odkąd pamiętam. I nigdy tak naprawdę nie miałam ojca. Albo był za granicą w pracy większość roku, albo pił. Jednego dnia usiadlam i po prostu się załamałam. Samym myśleniem o moim życiu. I tak każdego dnia sobie coś dokładałam, aż nabawiłam się natrętnych myśli. Trwało to na początku 3 miesiące. Później nie dawałam już rady i w tajemnicy przed wszystkimi skorzystałam z pomocy psychologa. Rodzinie powiedziałam po pół roku leczenia. Jak wylądowałam w szpitalu próbując na własną rękę odstawić leki.
Byłam jak warzywo. Każdy dzień był dla mnie męka. Płakałam całymi dniami. Potrafiłam leżeć na ziemi i płakać. Jedyne co mi pomagało i trzymało przy życiu to była modlitwa i Bóg. Udałam się raz do kościoła szukając pomocy i zwykłej rozmowy. Ksiądz się przestraszył. Bo płakałam mu, mówiłam o myślach samobójczych. Tak, nie wstydzę się tego. Miałam takie myśli. Nie miałam nikogo. Nie miałam wsparcia. Mój ode mnie tak naprawdę uciekał. Nie mógł znieść tego w jakim jestem stanie. Zaczęłam pić. Sama. Wieczorami i do takiego stanu, że ukrywał mi się film. Leczenie trwało pół roku. Więcej nie dałam rady. Ludzie widzieli jaka jestem zniszczona psychicznie. Byłam wycofana. Nie ufałam nikomu. Byłam zamknięta w sobie. Wszystko brałam do siebie. Wszystko powodowało u mnie atak paniki i płaczu. Odstawiłam leczenie rok temu w kwietniu. I stanęłam na nogi. Sama. Potem pojawiło się pierwsze poronienie. I wszystko wróciło. Przeżywałam je do czasu aż nie pojawiło się kolejne. Odtrąciłam wszystkich. Praktycznie nikt nie wiedział o poronieniu poza tymi którymi ufałam. Nawet rodzinie nie powiedziałam. Każdego dnia próbowałam być silna, ściskałam zęby, żeby nie rozpłakać się jak dziecko. W czerwcu byłam w naprawdę w złym stanie. Kolejna ciąża, właśnie ta była dla mnie całkowitym szokiem. Tak się bałam, że znowu ją stracę.
Zawsze mówiłam jak miałam depresję, że nie dożyję swojego dziecka. Dodatkowo pojawiły się problemy ze zdrowiem. I byłam przybita. I pytałam dlaczego akurat ja. Co jeszcze mnie spotka takiego i czym zawiniłam. Naprawdę było ciężko. Czasami jeszcze mam gorsze dni. Ale staram się myśleć pozytywnie. I otaczać się takimi ludźmi. Mój nastawia mnie pozytywnie, że będzie dobrze. Mam nadzieję, że nikt mnie nie oceni. Każdy coś przeżył w życiu. Każdy niesie brzemię na swych plecach. Ale tacy ludzie dla mnie są wyjątkowi. Bo są ludźmi. Bo widzieli, przeżyli. I mimo, że życie ich tak skrzywdziło potrafią być po prostu ludźmi.