Wczoraj byliśmy u znajomych i pił, dzisiaj po 10h snu wielce potrzebował energetyka, bo bolą go nogi od chodzenia w prracy (ennergetyk na ból, kretynizm). Pokrecilan nosem i mówię, że widzę, że wszystkie jego obietnice poszły w las... na wyjezdzie w Wisle jak dostałam tego silnego bólu to powiedział, że pić nie będzie do porodu bo mogę go potrzebować i co wtedy, a energetyki tylko gdy naprawdę potrzeba, fajki juz niee ( na imprezie jedną zapalił).
On do mnie: sama pozwolilas mi się napić i zapalić - tak, nie będę mu bronić, sam ma swój rozum, i sam obiecał...
Na koniec usłyszałam, że skoro ma nie pić to nie chce już chodzić na imprezy do znajomych bo nie będzie się tłumaczył czemu odmawia i kłamał (nikt z nich jeszcze nie wie), poza tym ON NIE ROZUMIE, czemu jak ja nie mogę pić to on też w tym musi uczestniczyć i brać odpowiedzialność - i tu mi wybiło!
Powiedziałam, że nie będę go ograniczać, i nie musi brać za nic odpowiedzialności a dziecko sama sobie wychowam i niech się odwali, bo przez niego mam stresy, ze mogę sie wyprowadzic i będzie mógł sobie żyć dalej bez ograniczeń i BEZ DZIECKA!
Poplakał się, przeprosił itd... błagał żebym tak więcej nie mówiła.
Jestem pewna, że to i tak się jeszcze powtórzy...