Ze mna na sali lezala cyganka i jeszcze jedna dziewczyna. Nie mam uprzedzen, ale jak na drugi dzien po porodzie przyszlo do jednej trzy osoby, a do drugiej 7(!) to sie rozplakalam z bezradnosci. Wzielam dziecko i sama wyszlam, bo do nich nic nie docieralo. Siedzieli jakies poltorej godziny w sumie, sala mala, grudzien, mroz, kazdy swoj zapach przyniosl (nie smrod, ale jednak), nie mówiąc ile zarazkow... Okna nie otworzysz bo zaraz z japami ze dziecko będzie zapalenie płuc mialo... Prosilam kilka razy zeby wyszli na korytarz chociaz i tam sobie krzyczeli, bez skutku.
Zatem nie wiecie dziewczyny na kogo traficie, ludzie sa rozni i nie do kazdego dociera, niestety.