Ja miałam 3 koszule ciążowe i do karmienia jednocześnie. Ta, w której rodziłam poszła na śmietnik, bo nie mogłam na nią patrzeć. Zakrwawiona nie była, ale miałam złe wspomnienia z porodu. Jedna z koszul niby była specjalna do karmienia, ale nie dawałam rady przez nią karmić, bo miała dość wąskie otwory, przez które ciężko było wysunąć małe, a nawet średnie, sterczące piersi... W szpitalu na pewno nie pozwalali chodzić w pidżamkach, więc koszula to był mus. A jakby nie miała żadnego patentu na wychylenie cycka, to trzeba by było ją całą ściągać do karmienia. A na sali rzadko kiedy jest się samemu... Trzeba karmić przy innych ludziach, np. partnerach sąsiadek. Większe zgromadzenia trzeba wtedy wywalać, bo dziecko musi mieć spokój do jedzenia, tak samo zresztą jak kobieta po porodzie. Z powodu obecności tych innych ludzi uważam też, że szlafrok, i to najlepiej dość długi jest obowiązkowy. Leżąc w łóżku trzeba wietrzyć krocze. Zazwyczaj zarzuca się na siebie kołderkę, ale czasami trzeba wstać. Koszula podwija się do góry, więc wstanie bez pokazania swojego podwozia jest dość ciężkie... Ja miałam dość krótki szlafrok i klęłam na niego strasznie.