reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Opowieści z porodówki ;-)

reklama
Marcelinaa - no to ładnie się działo. U mnie na sali przedporodowej była laska do której non stop ktoś przychodził,bo jej mamusia w szpitalu pracowała... u Ciebie były flipsy ,a u mnie zapach z Mc Donalda... :baffled: więc rozumiem co czułaś...
 
JEJUUUU
tak was czytam i wychodzę z założenia że ja nie mam o czym pisać ;/

u mnie wyglądało tak;

od 8 rano odchodziły mi wody poszłam to potwierdzic i gin powiedziała ze mam sie do szpitala zgłosic
ale popisałam z wami jeszce bo skórczy nie było i na 13 zajechałam do IP
tam godzinę mi zeszło na przyjęcie.... potem na porodówkę
od 14.20 do 15.20 leżałam pod ktg i skurczy zero ... wiec przyszedł lekarz i powiedział ze czekamy na skurcze albo kroplówka
nie chciałam za długo leżeć w szpitalu zdecydowałam na oxy
i tak od 15.30 miałam kroplówke
kiedy zaczęły sie skurcze mały był ciągle wysoko nawet jak przyszły parte to nie sięgały małego....
ból okropny ale ok 18.45 zszedł do kanału potem było jeszcze gorzej .... oparcie łózka spadało mi ze 4 razy:wściekła/y::wściekła/y::wściekła/y:...
ból niedozniesienia i w sumie urodziłam na płaskim łózku wyzywając na czym świat stoi :shocked2::wściekła/y:

jedno co wiem oxy mówię stanowcze NIE !!!!
 
Gabina dałaś radę.....zuch dziewczyna.....a po oxy zawsze bardziej boli.....niestety :baffled:

Marcelina to teraz Flipsów nie zjesz przez pół roku chyba :-D:-D:-D:-D:-D:-D
 
Marcelina opowieści niezłe, odc 2 to az normalnie....

No nic nadszedl czas na mnie i moja opowieść

Przyjęcie planowe do szpitala na 16.08 rano ok 10. Ale juz 15 zaczelam czuc skurcze. Poszlismy z męzem jeszce na popoludniowa mszę i tam caly czas patrzalam ze mam co ok 15 min skurcze, no nic zaczelam myśleć, że albo coś sie szykuje albo mam tak zintensyfikowane przepowiadające. Ale caly wieczór bylo ciagle to samo, odszedl mi czop, no ale se pomyślaalm ze to nic przecież nie znaczy bo wiele chodzi bez tego czopa jeszce 2 tyg. a ja mam jutro szpital więc. Ok godz. 2 obudziły mnie znów skurcze ale byly co ok 8 min, no nic myslę poleżę i zobacze co dalej a jak nie budze meża i jedziemy. No ale jakims cudem zasnełam, nie wiem czy skurcze przeszły czy ze zmeczenia. Rano znów skurcze co 8-10 min, no więc wzieliśmy torbę i wyjechaliśmy dobre 2 h wcześniej niz planowo. w szpitali na IP troche oczekiwania, bo jakas Rumunka z masa tobolow była przyjmowana na ginekologię, kurde kobieta cala pościel do szpitala zabrala, i 2 torby nie wiem czego :szok:
No nic po czekaniu przed wkońcu babeczka wziela mnie i pyta czy mam skierowanie na patologię, mowie że tak ale że oprócz tego mam skurcze. Kazala mi usiąść wypelnic jakies dokumenty i ze ona mnie w tym czasie poobserwuje, bo nie wie czy dac mnie na patologie czy odrazu na porodowkę. Jak zaczelam wypisywac to nagle zachcialo mi się do toalety i pobieglam prawie jak strzala. Jak wrocilam babka dzwonila po lekarza i mowi: "mam pacjentke na patologię, ale ma skurcze i wlasnie zaczeła biegac do toalety więc myślę ze sie zaczyna, proszę zejść zbadac bo pani jest do ciecia i nie wiem gdzie ja przyjąć."
Lekarz przyszedl zbadał, powiedzial: rozwarcie 1.5 do 2 cm, pani na porodowkę pod ktg i obserwację. Wypelnilam masę papierologii, przebraalm się , potem dali uniformik mężowi ktory przerazony co się dzieje bo nastawial się że zostawi mnie na patologii i będe dopiero czekać na operacje.
Na porodówce położyli mnie na lawędowej sali, podlączyli pod ktg, zalożyli wenflon i jak to powiedziala polozna "zaczeli mnie nawadniać" mialam leżeć godzinę pod ktg, ale leżalam 2 i męczylam sie z tymi regularnymi co 9 min skurczami wielkości ok 65-75, mialam wrażenie ze cos chce mnie tam od dolu otworzyc ok 12:20 przyszla pani i powiedziala jeste decyzja jedziemy na stol, na co ja jej że muszę siusiu, a ona ze teraz to nie bo ona musi cewnik zalożyć. Niemile uczucie, wzieli mnie przebrali w szpialną "gustowna koszulę" kazali na lozko sie klasci wioza na blok, nogi trzęsły mi się jak galareta. Mąż oczywiście zostal pod pani jedynie powiedziala, "no to buziaka jeszce na ostatek".
Na sali zaczeli mnie podlączaćpod aparaturę.
Przyszedl lekarz ktory badał mnie na IP i mowi no to myjemy pania, siostry zalożyly mu fartuch a mnie w tym czasie pani anasteziolog wypytywala o rozne rzeczy. Na koniec mówi: "pani ma ten zlom w plecach i ja tam grzebać nie bedę więc bedzie ogólne. Dawno pani zalozyli ten zlom - to mowie że jak mloda bylam - "a teraz co stara pani - no nie odpowiadam, ale dzieckiem bylam- "acha no to wiele pewnie do powiedzenie nia miala pani zalozyli i koniec, mnie tez kregoslup siada ale zlomu bym sobie wlozyc nie dala":baffled: no nic po tych dziwnych komentach uslyszałam glos ginekologa " no to co tniemy" na co anasteziolog podala mi maskę i kazala głeboko wdychać, wzielam kilka glębszych i...... odjechalam

c.d.n. idę zobaczyc co u małej i za chwile dokończe wypocinki jak bylo po przebudzeniu
 
reklama
Opowiesci c.d
Jakby z zaświatów uslyszalam "dziecko owiniete pepowiną". Potem przebudzono mnie poczulam okropne rurki w gardle, kazano glęboko oddychać, pomyślalam se kurcze jak tu przez to ustrojstwo oddychać glęboko, czulam sie jakby mi ktos klatke piersiowa mlotem przyciskał a odglosy jakie dobywaly się z moich ust przypominaly chyba Lorda Vadera z gwiezdnych wojen. Znów uslyszalm glos mojej "ulubionej" pani anasteziolog od zlomu "brala pani rano leki" kiwalam glowa, ale trudno bylo mi sobie wszystko skojarzyć, "mielismy z pania problem"- prawie krzyczala "dostala pani tachykardi!!!, czy zdarzaly sie pani uczucia szybkiego bicia serca" -chyba kiwnelam ze czasami, na co ona dalej swoje "czemu pani nie mowila, bylotak jakby pani wogole nie leczyla nadciśnienia, moze ma pani jakąs wade serca" itp trudno było mi ej sluchać czulam się naprawde slabo , wyciągneto mi rurki z gardla i kazano odpluc jakąś wydzielinę, zdolalam zapytać sie co z malaą, na co ta sama pani odpowiedziala "zdrowa, ale tamci lekarze juz poszli" i tyle bylo gatki, wyjechalam do jakiejs sali gdzie pozostawiono mnie samej sobie a ja tylko gdzies w tyle slyszalam jak to panie trajkoczą o jakis plotach, ja wciąz myślalam co jest grane i gdzie jest mala, nawet nie wiedzialam że od zabiegu minelo jakies 1,5h, non stop ktos podchodzil i sprawdzal jakies funkcje na monitorkach obok mnie i kazal gęboko i spokojnie oddychac. Kurde jak tu być spokojnym. Po jakims czasie wyjechałam z bloku operacyjnego na sale pooperacyjną podlaczono mnie do aparatury, zobaczylam męża z dziwnie szczesliwą twarza ktora jakby mowila "uff.... jest cala". Pokazal mi zdjęcia malej powiedzial że urodzila sie o 12:41 i wazy 2470. Zapytał się gdzie mam komórkę i polecial z nia na noworodki by zrobić fotki dla mnie. Za chwile przylecial i mowi że powinni mi ja dać za kilka minutek, troche sie zdziwilam że tak odrazu, nie bylam świadoma że bylo ze mną źle i że tak "zasiedziałam" sie na bloku operacyjnym. Polozna przyniosla małą, bylam szczęśliwa ze zobaczylam ta kruszynę, zaczelo robić mi sie slabo, powiedzialam że odplywam na co zabrano mi kruszynę uniesiono nogi chyba cisnienie spadlo strasznie spadlo w dol, mialam wrazenie ze mimo ze lezę to odpłynę, za chwile jednak ciut zrobilo sie lepiej. Polożono mi mala spowrotem na piersi juz bez becików itp ten "tzw kontakt skora do skory" mala znalazla pierś i normalnie przyssala sie do niej jak smok" bylam przeszczesliwa, obok kręciły sie piguly i co chwile cos mi podlączaly i sprawdzaly na monitorkach

c.d.n.
 
Do góry