reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Opowieści z porodówki ;-)

Czas na mnie.

25.08 zaczelo sie? Od godziny 3 po poludniu mialam regularne skurcze, mysle sobie znow falszywy alarm poczekam do 19 az wroci M, w miedzyczasie skurcze nasilily sie trzykrotnie i o 21 jechalismy do szpitala. Nie mieli miejsc ani na porodowce ani u poloznych, wiec do 12:40 w nocy czekalismy na lozku w poczekalni wtedy mialam 4 cm rozwarcia, dostalam gaz rozweselajacy, az w koncy po 2,5 godzinie zabrali mnie na oddzial poloznyczy zebym mogla w koncu zaczac rodzic w wodzie. Tak bardzo sie cieszylam, ze juz w koncu tam zostane i w spokoju poczekam na parte. Rozwarcie 7 cm, no to czas na wanne. Przyjemnie ciepla woda, poczekalismy na parte i sie zaczelo. Spedzilam w wannie 6 godzin z partymi moj M spisal sie na medal podawal wode, wilgotne husteczki (krzyczalam, zeby mnie zostawil w spokoju jak mam skurcz, strasznie mnie draznil dotyk wtedy i jedynie lamalam mu kosci reki :)), az w koncu o 9 rano przyszla nowa zmiana poloznych, chwalily mnie, ze dobrze mi idzie. Wzieli mnie do lazienki, usiadlam. Odeszly mi wody i jedyne co uslyszalam to, ze wody mam zatrute (w koncu tydzien po terminie) wiedzialam, ze od teraz nie bedzie kolorowo. Wzieli mnie pod kroplowke z oxytocyna, rozwarcie wtedy juz mialam pelne na 10cm i lezalam pod okiem poloznej ze skurczami, dali mnie dwa razy zastrzyk z morfiny, bo juz naprawde nie dawalam rady, problem w tym, ze to znieczulenie na ten bol juz nie pomagalo i myslalam zeby wstac i wrocic do domu. Spytalam ile jeszcze musze wytrzymac i kiedy w koncu cos sie ruszy, polozna mowila, ze beda mnie tu na stole trzymali nie dluzej niz godzine, wody caly czas mi odchodzily, przy kazdym skurczu parlam po 3-4 razy, a Majki jak nie widac tak nie widac. Po godzinie oznajmili mi, ze mala nie odwrocila glowki prawidlowo i zaraz przyjedzie lekarz, potem znowu lekarz i lekarka, az w koncu anestezjolog, w miedzyczasie chcieli mi wcisnac studentow (myslalam, ze ich rozszarpie, ja tu ledwo zyje, a oni tu chca ich na mne uczyc :p). Przyszedl anestezjolog, wyjasnil sytuacje i mowi, ze maja dla mnie rozwiazanie, otoz porod z uzyciem kleszczy i ZZO, zbladlam i myslalam, ze to juz sie nigdy nie skonczy. Smiesznie wygladala nasza rozmowa ktora ciagle przerywana byla parciem (bo moze jednak cos sie ruszy :/). Zgodzilam sie, chociaz trzeslam sie ze strachu, drgawki to mi tylko przechodzily jak mialam skurcz. Powiedzieli, ze jesli to sie nie uda to beda robili cesarke. Zabrali mnie na stol do sali operacyjnej, wzieli M zeby sie przebral, widzialam jak zbladl, az sie o niego martwilam ze padnie i go wyniosa. Nasmarowali mnie, dali znieczulenie pomiedzy skurczami i zrobilo mi sie cieplo od pasa w dol, pomyslalam teraz to juz musi sie udac. Polozna mowila, ze bedzie sprawdzac kiedy mam skurcz i kiedy mam przec. Poczulam jak mi cos wciskaja, po obu stronach, to byly kleszcze. Jedyne o czym myslalam to zeby tylko nie uszkodzili mojego malenstwa. Pierwszy skurcz, uslyszalam ze glowka juz jest na zewnatrz, troche sie niecierpliwilam bo czekam na ten skurcz i czekam i mysle ku.... ona sie zaraz udusi, przyszedl drugi uslyszalam ze nie da sie ukryc, ze to dziewczynka i ze lozysko tez juz urodzilam. Kamien z serca, zobaczylam Majke, za chwilke z nia wrocili i polozyli na mnie. Ciagle tylko spogladalam na M z usmiechem, a on taki blady byl. Spisal sie na medal, caly czas byl ze mna i do tego byl zaraz po 12 godzinnej zmianie w pracy, tym bardziej go podziwiam. Wzieli mojego aniolka na badanie, dostala 9 punktow. Okazalo sie, ze musza szyc. No to mysle do siebie, szybko do siebie nie dojde po tym porodzie. Stracilam okolo litr krwi. Jakby tego bylo malo przyszli nam oznajmic, ze nasz skarb ma rozszczep podniebienia. Pomyslalam, jak juz tyle przeszlismy to jakos sobie poradzimy. Cieszylam sie bardzo, ze juz po wszystkim, patrze na zegarek a tam po 12 po poludniu. Maja przyszla na swiat o 12:36, wazyla 3580, mierzyla 51 cm. Nasz najwiekszy skarb !!!
 
reklama
Wiara - ach te porody! :-( dzielna byłaś i twój ukochany też... gratuluję raz jeszcze! teraz tylko tulić i kochać tą waszą kruszynkę!
 
zastanawiałam się czy wogóle opisywać swój poród ale co tam...

Termin z USG miałam na wtorek 16.08. tego tez dnia miałm pierwsze ktg, które zapisywało drobne skurcze ale to nie były te porodowe, potem badanie i diagnoza że 'to jeszcze nie czas."Wróciłam do domu i tu dopadł mnie strach,olśnienie że to może w każzdej chwili sie zacząć. A ja chciałam to odłożyć jak najdalej w czasie. Az tu wieczorem poczułam coś dziwnego. ból, w dole pleców, ale zupełnie inny niż przy pierwszym porodzie. pojawiał sie i znikał. potem okazało się że to skurcze z krzyża, których tak mi teściowa nieżyczyła:confused:. Na początku Nie wpadłam na to że to skurcze. Wystraszyłam się i mówie do swego męza że to chyba dziś. Kładę się do łóżka z komórką w ręku aby liczyc czas między skurczami. Bardzo nieregularne. Zasypiam. Budzę się rano i nic nie czuję. W środę kolejne ktg, to samo co dzięń wcześniej. Skurcze pojawiają się ale nadal nieregularne. Powrót do domu i tu zmniana nastawienia, że mam juz dość i chcę juz urodzić bo nikt za mnie tego nie zrobi. We czwartek czuję mocniejsze skurcze, i mówię sobie że dziś to ja zostaję w szpitalu rodzić.:-D Popołudniu następne ktg i decyzja: skierwanie na patologię. ja szczęśliwa ale i wystraszona. płaczę za synkiem bo będzie bez mamy a nigdy na tak długo nie zostawiałam go. Na tej patologi skurcze mi sie rozkręciły i nawet gdybym wróciła do domu po badaniu ktg to i tak wieczorem wylądowałabym z powrotem na IP. po 22 zgłaszam położej że mam okropne skurcze. badanie i okazuje się że mam 3 cm rozwarcia:szok:. dostaję czopki, kibelek i kierunek porodówka. Tam proszę o znieczulenie, dostaję bez problemu.:happy:Choć myslałam przez chwilę że się nie uda bo był straszny problem z założeniem mi wenflonu bo żyły mi się gdzieś pochowały.:crazy: nawet na stopie próbowaly położne szukać. zestresowałam się tym bo niewyobrażałam sobie mocniejszych akurczy. A to było tylo 3 cm!!!! ale z pomocą pani anestezjolog udało się. Poczułam błogi spokój i mogłam sobie nawet pospać. na sen zebrało się dopiero nad ranem i trochę zdrzemnęłam się. Dziwiło mnie tylko czemu nie mogłam chodzić aby to przyspieszyc ale nie zpytałm o to. Co dwie godziny zaglądała do mnie połozna i sprawdzała rozwarcie. O 6 rano było już pełne 10 cm:-). Wolno to chyba szło a to z tego powodu że nie miałam podłączanej oxy bo ponoc po cięciu to raczej nie wskazane jest oxy (pierwszy mój poród również zakończył się cc. a że ja uparta to chciałam spróbować czy tym razem uda mi się rodzic naturanie). Leże sobie i myślę że teraz to już szybko pójdzie. Pełne rozwarcie, to zostało mi tylko kilka razy poprzec i będę miała swego baboaska przy sobie. Ooooo ja nie mądra!!!:szok: jak daleko byłam od prawdy. Znieczulenie odchodziło. Czułam już parte ale szyjka nie była jeszcze gotowa. i tak 3 godziny męczyłam się z tymi partymi a każdy kolejny był coraz mocniejszy i jakby dłuższy. Klęłam na czym świat stoi.:zawstydzona/y: Najbardziej brakowało mi męża aby mi plecy masował przy partych. Tak się zawizęłam na ten naturalny poród. Wszystko tak długo trawało bo malutki nie schodził do kanału. O Matko!!! To samo co za pierwszym razem. kilka razy podejmowaliśmy próbę wyparcia dziecka. Lekarz mówi ze mam 90% porodu za soba i szkoda by to było zakończyc cc. Jak to usłyszałam to mysłałam że nie wyrobie tam. dostałam jakiegoś Powera i podjęliśmy kolejna próbe parcia. ale cholera i to nic nie dało:wściekła/y:. Miałam takie bóle że już błagałam o cokolwiek aby mi zrobili bo nie dawałam rady. Chyba majaczyłąm. W końcu decyzja. Cesarka. A ja tylko czekałm na znieczulenie.. Wieki to trwało. Zawieźli mnie na sale operacyjną, a tam masa ludzi, wszyscy spokojni, opanowani a ja czekam dalej na znieczulenie i zaraz je czuję….co za błogi spokój…nie czuje bólu..ne czuje nóg.. leżę i mam ochotę zasnąć. Po chwili jest mi niedobrze.. jakies drgawki mną rzucają.. mam odróch wymiotny ale nie mam czym wymiotować. I za chwilę czuję szarpnięcie i jego przeraźliwy płacz. Mój synek. Godz.9.15., 19.08.2011r. Sama też płacze. Pokazują mi go. Blondyn. A mi tylko w głowie „po kim on taki biały”:confused:. I w tej chwili nie wazne już było to co przeszłam. Chciałam go znowu zobaczyć. Dostał 9pkt.Odjęto mu 1pkt za skórę. Moje drugie szczęście. Tomuś. 3950gram i 60 cm długość. Urodziłam w piątek a w niedzielę byliśmy już w domku. Szybciej doszłam do siebie niż po Bartusiu.



to tyle...troche tego wyszło:sorry2:
 
To i ja opisze swoj chociaz byl bardzo ciezki i nigdy w zyciu sie jeszcze tak nie balam.

W sumie to przeszlam porod naturally (8cm rozwarcia,) zakonczony cc.


Mlody mial date z OM na 16/08 i tak to 10 min przed polnoca dostalam pierwsze skurcze. Wczesniej nic mi nie bylo, wieczorem odszedl mi czop ale bez krwi wiec bylam pewna, ze mam czas.
Jak tylko polozylam sie spac pojawily sie skurcze, najpierw co 7 min a po pol godziny juz co 3 min i bardzo mocne. Obudzilam M. i mame i zadzwonilam do szpitala. Kazali czekac. Czekalismy 1,5 godziny ale skurcze byly coraz dluzsze i w miare regularne wiec pojechalismy do szpitala.
Tam badanie, szyjka krociutka ale rozwarcie tylko na 3cm, dostalam paracetamol i czekalam na pilce na rozwoj akcji, bo nie zgodzilam sie wrocic do domu. Po 2 godzinach z bolu nie dawalam rady, wsadzili mnie do wanny na sali przed porodowej i tam siedzialam godzine ze skurczami co 2 min. Po wannie polozyli mnie na lozku i w tym momencie odeszly mi wody i nie wiem czemu ale samo pekniecie pecherza bolalo strasznie. Te wody to byl dla mnie pierwszy szok, bo byly zielone ze sladami smolki. Juz wiedzialam co to znaczy i zaczelam plakac i sie trzasc. Szybko przewiezli mnie na porodowke i podlaczyli pod ktg. Rozwarcie bylo tylko na 4cm ale bol nie do wytrzymania, krzyczalam przeokropnie. Poprosilam o znieczulenie w kregoslup bo gaz nic nie dawal i po tym bylo troche lepiej ale nadal czula skurcze :szok:. Mlody byl odwrocony pleckami do moich plecow wiec czekalismy, czy sie obroci, czy lekarz bedzie obracal i wtedy zaczelo mu spadac tetno.
Od tego momentu to juz bylo jak w zlym snie, momentami nie mogli wyczuc mu tetna, podlaczyli wiec monitorek do jego glowy, potem z glowki pobierali mu probki krwi, zeby zbadac poziom tlenu a potem podali mi cos na przyspieszenie skurczy. Nigdy w zyciu sie tak nie trzeslam, odchodzilo ze mnie mase rurek, lecialy ze mnie masakryczne ilosci zielonej wody i gestej smolki, takiej jak noworodki robia w pierwszych dniach! Dookola biegali lekarze i w pokoju zawsze bylo conajmniej 3 osoby z personelu, wiec wiedzialam, ze cos jest nie tak mimo, ze wszyscy wokolo mnie pocieszali i mowili, ze wszystko jest dobrze i mlody jest silny.

W pewnym momencie polozna wcisnela jakis przycisk I w pokoju pojawila sie masa ludzi I zaczeli sie krecic wokol mnie a moje lozko zaczelo jechac. W trakcie jazdy lekarka tlumaczyla, ze mlodemu spadlo tetno na 6 min I jedziemy na cesarke, bo serducho nie wraca do normy. Mi lzy laly sie ciurkiem I balam sie, ze go strace. I tak po 14h porodu znalazlam sie na sali operacyjnej I tam juz standard cesarka.

I nagle mi go pokazali, taki chudziutki szkrabik (a mial byc taki duzy!) I ten pierwszy krzyk, najcudowniejszy dzwiek jaki slyszalam. Potem podali go M i przylozyl mi jego glowke do mojej twarzy i juz wszystko bylo dobrze! Mlody dostal 8 pkt bo byl bardzo siny, a po 10min juz 10pkt.

M. byl wspanialym wsparciem! Przecial pepowine I byl przy mnie przez caly czas. Bez niego nie dalabym rady.

Mlody jest zdrowy I jest najwieksza radoscia mojego zycia. Ale stracha to mi na starcie napedzil.
 
WRZUCAM MOJ OPIS,WE WLASCIWY WATEK :)
29 lipca,w piatek poszlam do miasta kupic prezent dla mojego R ,bo mial miec urodziny za pare dni...
i wiedizlam,ze to moze byc ostatnia szansa,zeby wyjsc z domu...
jak tylko wstalam,to od razu jakos tak zle sie czulam,bylam cala obolala,wiec sie na sile zebralam i poszlam na miacho z Emi i moja mama.
Lapaly mnie skurcze,wiec sie podtrzymywalam lady w kazdym sklepie i czekalam az mi przejdzie...i tak od 14.00,do 16.00 robilam zakupy :)
R,podjechal i odwiozl nas do domu...w domu rodzinka zaczela kombinowac smaczny obiad,wiec ja czekalam,zeby zjesc...
skurcze byly coraz mocniejsze i co 4 minuty,staly sie takie bolesne ,ze wypielam sie na obiad i zadecydowalam,ze trezba jechac do szpitala.
po drodze byly korki,a ja przy szrroko otwartym oknie ,dzielnie znosilam skurcze,potem juz krzyknelam do meza-SZYBCIEJ JEDZ!!!!
bo czulam,ze to juz tuz tuz!!!
W szptalu bylismy o 17.40,polozna zaoferowala mi kapiel,nawet nalala wode do wanny,powiedzila,ze po kapieli skircze moga przejsc!!!????
wiec po co ta kapiel...wrrrr!!!Rozwarcie mialam na 3 palce ( od 2 dni takie samo)
no nic,weszlam do wanny,ale po 3 skurczach wyskoczylam z niej rozloszczona...myslslam,ze sie utopie podczas skurczy!!!
Wyszlam z wanyy i normalnie wieszlam sie na mojego meza!!
prosilam o epidural,ale mowiono mi ,ze jest za wczesnie na to,dostalam narkotyk petadyne,nadal czulam potworny bol,ale pomiedzy skurczami bylo przyjemnie,choc przyjemnosc trwala krociutko.
Dostalam jeszcze gaz...e ...taki sobie!
Wilam sie z bolu,ale moglam lezec na boku w trakcie skurczy...
i nagle poczulam skurcze parte...te juz nie byly takie zle,bo przynosily ulge podczas parcia...
polozna powiedziala,ze spokojnie moge sobie przec,bo juz bylam otwarta na fula :D
Dokladnie czulam,jak maluszek przechodzi mi przez kanal rodny...uslyszalam od meza,ze juz widac czarna glowke!!!!!!
Dotknelam ja...i zaczelam przec ze wszystkich sil!!!!!!!!!!!!!!!!!
Za chwilunie synus byl juz z NAMI!!!!!!!! Piekniutki i glodny!!!!
Wazyl 4.505 kg, Delikatnie peklam,ale nie bylo konieczne zszywanie!
ciesze sie ,ze juz mam to za soba!!!! ;)
 
dzieki dziewczyny!!!
ja strasznie prosilam o epidural,ale wiadomo,
robili wszystko,zeby mi go nie dac ;(
tak bolala,ze myslam,ze zejde,ze zwariuje...okropnie :/
Bylam jak w amoku.
Juz nie planuje dzidziusia,bo nie przezyje tym razem,ani ciazy,ani porodu.
poza tym nie wiem,co bedzie z moja macica :(
 
reklama
I tak już Wam pokrótce opisałam poród na FB, ale co tam... powspominam sobie:-D.

Byłam w moim ulubionym Selgrosie z mężem i Piotrze i Pawle(po 2 miesiącach walki w końcu zapakował sam te cholerne zakupy i przyniósł je do domu:-D). Teraz już wiem, że tam się zaczynało... Nie mogłam dojść do samochodu, a jak już doszłam, podnieść nogi żeby wsiąść. Wnosiłam je własnymi rękoma. Popłakałam się, że nie daję rady, że dziecko 4kg, a na poród ni cholery się nie zanosi. Wróciłam, popisałam z Wami jak co wieczór:-D, i poszłam spać.
W nocy(przed 2) usłyszałam takie 'pyk'. Myślę sobie- jasny gwint nie pierłam:)-D), a słyszałam to z własnego organizmu. Szybka analiza... pęcherz płodowy? Jeszcze nic nie wyciekało, a ja zamarłam i przestałam się ruszać absolutnie, mówię 'dalej dalej ręka gadżeta' i pukam Tomka w ramię mówiąc niepewnie 'chyba rodzę, ale poczekaj poruszę się' :-D. No i pociekło. Zaczęła się trzęsawka, latałam jak po opakowaniu fenoterolu. Usiadłam na kiblu, i czekam aż poleci więcej, jednocześnie dzwoniąc do rodziców, żeby zorganizować opiekę Li. Nic z tego- nie odbierali bo im nagadałam chwilę wcześniej, że poród będzie wywoływany, więc mieli w tyłku telefony. Na szczęście przyjechała koleżanka. Zamiast wsiąść w samochód i jechać do szpitala, jeszcze się wykąpałam, ogoliłam... Ale byłam głupia- bo skurcze ruszyły jak z kopyta. No ale jak na twardziela przystało mimo to - uszykowałam na dobę Lilce jedzenie, wstawiłam pranie, poprawiłam oko, włosy.. i heja;-).
W samochodzie napisałam do położnej (znajomej, która pracuje w szpitalu), że rodzę. Od razu oddzwoniła, że ma dyżur. Skurcze były co 3 minuty, Tomek przerażony jechał tak ostro, że na zakrętach myślałam, że urodzę przez tę jazdę(a mamy 30km). W szpitalu przyjęli mnie genialnie (połozna- Dominika poinformowała:-D). Szybko, szybko papierologia. Ale musiałam czekać prawie godzinę na salę porodową. Akurat siedziałam na wprost drzwi, gdzie odbywał się poród i na nieszczęście widziałam rozwaloną pipuchę jakiejś baby, i w ogóle.. myślałam że odjadę, bo dopiero zobaczyłam jak to naprawdę wygląda :|. O 3.30 weszłam na salę, jakaś się zwolniła. Dominika nie wpuszczała żadnych studenciaków i innych przechodniów. Dała znieczulenie, które ***** dało, a ja jęczałam jak poparzona. Po 40 minutach klnęłam (w duszy) na czym świat stoi i mówiłam, że nie wytrzymam (jak pomyślałam, że to pierwsze minuty porodu to w duchu chciałam już cc). No i prawie 'wybłagałam'. Akcja serca młodego stanęła, szybkie pobieranie krwi z głowy w celu określenia czy jest odpowiednio dotleniony, już prawie gotowa byłam do wywozu na cc, ale serducho ruszyło i było w normie. A ja dalej wiłam się z bólu. Źle oddychałam, bo za szybko, co powodowało że młodego nie dotleniałam. Ale nie potrafiłam inaczej. Lekarz(pojawił się przy komplikacjach i już został) walił mnie po nogach żebym się ogarnęła :-D. Po 10 minutach dostałam partych. I znowu(z Lilą też tak było) słyszę 'nie przyj'. Kurwiki mnie roznosiły- dziecko samo się pchało. Mówię, że nie ma opcji- rodzę. Rozstawili mi nogi, rachu ciachu i młody wyskoczył o 4.30. Czyli poród trwał 1h na sali. Dzięki Bogu bo bolało w ryj! Nawet nie miałam parcia na to, żeby wstać, siedzieć na piłce, wolałam leżeć i zdychać.
Ponieważ poród był kameralny - lekarz i położna(załatwiła mi brak widowni) + mąż, zadbali o to żeby było w miarę 'po ludzku', Czyli długo nie przecinali pępowiny, nie zabrali do ważenia, do mierzenia, ja sobie leżałam z młodym i leżałam.
Po 7 już wstawałam do łazienki, o 10 się wykąpałam. Czułam się genialnie. Pewnie dlatego, że końcówka ciąży była dla mnie nieznośna.
I muszę pochwalić Dominikę - dzięki niej poród wspominam bardzo dobrze i widzę różnicę, jak ma się 'kogoś w szpitalu' i jak 'się nie ma'. Może macie pomysł jak mogłabym jej podziękować? Bo się należy. Tym bardziej, że nie skasowali nas(dzięki niej) za poród rodzinny.
 
Do góry