Spróbuje i ja opisać mój poród jeśli zdążę zanim Dominik się obudzi.
Zacznę może od tego, że na środowej wizycie gin powiedział, zę mam szansę urodzić naturalnie bo wszystko się ładnie przygotowuje. Dał skierowanie do szpitala gdyby coś się działo np. z ciśnieniem, choć kazał się jeszcze pokazać za tydzień.
W piątek i sobotę od rana tak do godzin popołudniowych pobolewało mnie podbrzusze i plecy tak miesiączkowo, brzuch się trochę napinał ale żadnych skurczy, czopa nie zauważyłam.
W sobotę po południu poszliśmy do mojej mamy na imieniny. Mój mąż nie pił choć wujowie go namawiali ale ja powiedziałam, że nie może bo ja w każdej chwili mogę urodzić a właściwie to jutro rodzę (taki mam termin z USG na 16-go).
Wróciliśmy do domu tak koło 22-23 bo byłam już zmęczona i położyliśmy się spać.
Oczywiście w nocy wstawałam na siusiu. I po jednym takim wstaniu o 4.30 jak tylko się położyłam usłyszałam takie pyk, pyk i zaczęło mnie boleć podbrzusze i plecy. Jak przestało boleć po chwili to mały zaczął się wiercić a ja poczułam że jest mi tak jakby wilgotno. Powiedziałam mojemu mężowi, że kto wie, czy faktycznie nie pojedziemy na ip bo nie wiem czy mi wody nie odchodzą. Poszłam do łazienki i wkładka była mokra i taka zaróżowiona, zapach też jakiś inny niż przy zwykłym śluzie ale nic się dalej jakoś nie lało. Stwierdziłam, że zobaczymy co będzie dalej i położyłam się. Nie mogłam już jednak zasnąć. Co jakiś czas pobolewało mnie i zazwyczaj po tym robiło mi się mokro. W końcu wstałam zaczerpnąć wiedzy w internecie i zacząć liczyć te skurcze, nie skurcze. Nie były one regularne a wkładka się co rusz nasączała na różowo choć nie jakoś bardzo. W końcu koło 8-ej stwierdziłam, że cokolwiek to jest to trzeba jednak jechać na ip i sprawdzić to. Trudno zatrzymają mnie już w szpitalu to zatrzymają, nie ma wyjścia. Zjadłam jeszcze śniadanie, dopakowałam torbę do końca i tak o 9.30 pojechaliśmy.
Przyjęli mnie do szpitala, położna przeprowadziła wywiad na ip i przyszedł lekarz. Kiedy mnie zbadał stwierdził, że zaraz mu tu urodzę bo rozwarcie na 3 palce (myślałam, że tzn. 3 cm a okazało się, że 3 palce to 6 cm). Szybko przewieźli mnie na porodówkę 2 i zaczęło się a czemu tu? Przecież skierowanie mam na 3? Nie mają miejsc? Ten lekarz wypisywał skierowanie to powinna być 1. Ale po pertraktacjach telefonicznych z ip zostałam przyjęta na 2. Mi po badaniu wody saczą się trochę intensywniej co nie jest komfortowe ale skurcze takie sobie i nieregularne.Przewieźli mnie już na salę porodową, podłączyli pod ktg i pani doktor zaczęła przeglądać moją dokumentację i historię medyczną. Oczywiście znów było pytanie a czemu na 2? Kwestia ta oparła się aż o zastępcę ordynatora, który mimo niedzieli miał dyżur. Z mojego wywiadu nie podobała się im przebyta operacja usunięcia dużego mięśniaka 1,5 roku temu i niepełnej dokumentacji medycznej (opis operacji). Nie wiedzieli czy mięśniak był wrośnięty w macicę i podczas operacji macica była mocno naruszona, czy tylko uszypułowany a wtedy macica nie byłaby osłabiona. Były jeszcze próby pozbycia się mnie i przeniesienia na inna porodówkę ale ponieważ nie powiodły się a u mnie akcja się rozkręcała trzeba było decydować co robić. Mnie było z resztą już wszystko jedno, która porodówka bo leżąc skurcze dawały mi się już trochę we znaki, szczególnie ból pleców przy nich. Rozwarcie było już na 7 cm, skurcze nie wiem jakie i co ile bo nikt mi tego nie powiedział a lekarz orzekł, że ze względu na ryzyko pęknięcia macicy przy porodzie sn trzeba zrobić cc i to za 15 min. Nie było jeszcze moich wyników badań więc na szybko wyciągnęli z laboratorium chociaż płytki krwi, które okazały się o połowę mniejsze niż powinny (całą ciążę miałam krew wzorową), ostatnie chwile z mężem i już byłam na sali operacyjnej. Żałowałam wtedy tego zjedzonego śniadania bo minęły od niego niecałe 4 godziny ale na szczęście obyło się bez komplikacji. Znieczulenie w kręgosłup zadziałało, wszystko obserwowałam w lampie i widziałam jak o 12.00 wyciągają ze mnie Dominika i za chwilę już go wdziałam krzyczącego wniebogłosy. Zabrali go do sali obok, skąd dochodził do mnie głos męża i pomiary mojego maluszka. ze mnie natomiast wyciągali łożysko co nie było przyjemne bo czułam ból (taki ciągnący) aż w prawym ramieniu. Dominika przynieśli mi jeszcze na chwilkę opatulonego w zielone prześcieradełko, przytulili mi do policzka 3 razy i zabrali. Zobaczyłam go dopiero około 20-ej jak przewieźli mnie na oddział.
Bardzo chciałam rodzić sn ale cóż jeśli miałoby się coś stać przy porodzie to lepiej, że skończyło się na cc. Może właśnie dlatego trafiłam na tę 2 porodówkę a nie na 3 czy 1?
Zacznę może od tego, że na środowej wizycie gin powiedział, zę mam szansę urodzić naturalnie bo wszystko się ładnie przygotowuje. Dał skierowanie do szpitala gdyby coś się działo np. z ciśnieniem, choć kazał się jeszcze pokazać za tydzień.
W piątek i sobotę od rana tak do godzin popołudniowych pobolewało mnie podbrzusze i plecy tak miesiączkowo, brzuch się trochę napinał ale żadnych skurczy, czopa nie zauważyłam.
W sobotę po południu poszliśmy do mojej mamy na imieniny. Mój mąż nie pił choć wujowie go namawiali ale ja powiedziałam, że nie może bo ja w każdej chwili mogę urodzić a właściwie to jutro rodzę (taki mam termin z USG na 16-go).
Wróciliśmy do domu tak koło 22-23 bo byłam już zmęczona i położyliśmy się spać.
Oczywiście w nocy wstawałam na siusiu. I po jednym takim wstaniu o 4.30 jak tylko się położyłam usłyszałam takie pyk, pyk i zaczęło mnie boleć podbrzusze i plecy. Jak przestało boleć po chwili to mały zaczął się wiercić a ja poczułam że jest mi tak jakby wilgotno. Powiedziałam mojemu mężowi, że kto wie, czy faktycznie nie pojedziemy na ip bo nie wiem czy mi wody nie odchodzą. Poszłam do łazienki i wkładka była mokra i taka zaróżowiona, zapach też jakiś inny niż przy zwykłym śluzie ale nic się dalej jakoś nie lało. Stwierdziłam, że zobaczymy co będzie dalej i położyłam się. Nie mogłam już jednak zasnąć. Co jakiś czas pobolewało mnie i zazwyczaj po tym robiło mi się mokro. W końcu wstałam zaczerpnąć wiedzy w internecie i zacząć liczyć te skurcze, nie skurcze. Nie były one regularne a wkładka się co rusz nasączała na różowo choć nie jakoś bardzo. W końcu koło 8-ej stwierdziłam, że cokolwiek to jest to trzeba jednak jechać na ip i sprawdzić to. Trudno zatrzymają mnie już w szpitalu to zatrzymają, nie ma wyjścia. Zjadłam jeszcze śniadanie, dopakowałam torbę do końca i tak o 9.30 pojechaliśmy.
Przyjęli mnie do szpitala, położna przeprowadziła wywiad na ip i przyszedł lekarz. Kiedy mnie zbadał stwierdził, że zaraz mu tu urodzę bo rozwarcie na 3 palce (myślałam, że tzn. 3 cm a okazało się, że 3 palce to 6 cm). Szybko przewieźli mnie na porodówkę 2 i zaczęło się a czemu tu? Przecież skierowanie mam na 3? Nie mają miejsc? Ten lekarz wypisywał skierowanie to powinna być 1. Ale po pertraktacjach telefonicznych z ip zostałam przyjęta na 2. Mi po badaniu wody saczą się trochę intensywniej co nie jest komfortowe ale skurcze takie sobie i nieregularne.Przewieźli mnie już na salę porodową, podłączyli pod ktg i pani doktor zaczęła przeglądać moją dokumentację i historię medyczną. Oczywiście znów było pytanie a czemu na 2? Kwestia ta oparła się aż o zastępcę ordynatora, który mimo niedzieli miał dyżur. Z mojego wywiadu nie podobała się im przebyta operacja usunięcia dużego mięśniaka 1,5 roku temu i niepełnej dokumentacji medycznej (opis operacji). Nie wiedzieli czy mięśniak był wrośnięty w macicę i podczas operacji macica była mocno naruszona, czy tylko uszypułowany a wtedy macica nie byłaby osłabiona. Były jeszcze próby pozbycia się mnie i przeniesienia na inna porodówkę ale ponieważ nie powiodły się a u mnie akcja się rozkręcała trzeba było decydować co robić. Mnie było z resztą już wszystko jedno, która porodówka bo leżąc skurcze dawały mi się już trochę we znaki, szczególnie ból pleców przy nich. Rozwarcie było już na 7 cm, skurcze nie wiem jakie i co ile bo nikt mi tego nie powiedział a lekarz orzekł, że ze względu na ryzyko pęknięcia macicy przy porodzie sn trzeba zrobić cc i to za 15 min. Nie było jeszcze moich wyników badań więc na szybko wyciągnęli z laboratorium chociaż płytki krwi, które okazały się o połowę mniejsze niż powinny (całą ciążę miałam krew wzorową), ostatnie chwile z mężem i już byłam na sali operacyjnej. Żałowałam wtedy tego zjedzonego śniadania bo minęły od niego niecałe 4 godziny ale na szczęście obyło się bez komplikacji. Znieczulenie w kręgosłup zadziałało, wszystko obserwowałam w lampie i widziałam jak o 12.00 wyciągają ze mnie Dominika i za chwilę już go wdziałam krzyczącego wniebogłosy. Zabrali go do sali obok, skąd dochodził do mnie głos męża i pomiary mojego maluszka. ze mnie natomiast wyciągali łożysko co nie było przyjemne bo czułam ból (taki ciągnący) aż w prawym ramieniu. Dominika przynieśli mi jeszcze na chwilkę opatulonego w zielone prześcieradełko, przytulili mi do policzka 3 razy i zabrali. Zobaczyłam go dopiero około 20-ej jak przewieźli mnie na oddział.
Bardzo chciałam rodzić sn ale cóż jeśli miałoby się coś stać przy porodzie to lepiej, że skończyło się na cc. Może właśnie dlatego trafiłam na tę 2 porodówkę a nie na 3 czy 1?