reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Opowieści z porodówek

super temat z chęcią poczytam bo ja na swoje malenstwo to jeszcze poczekam do lutego hi hi mam duuuzo czasu na czytanie :-D
 
reklama
Mój poród był błyskawiczny
Przed 00-00 14.09 dostałam taki lekki ból jak na okres krzyczę do męża już wiem jak to ma bole za chwilę łązienka czerwona plamka, czekac nie czekac tel do mamy mama mówi jedziemy
Ja do mojego szpitala miałam 30km więc jedziemy ja się żmieje mój mąz panika i gazuje:) Dojechaliśmy otwiera zaspana połozna mówię mam chyba skurcze ale chyba to fałszywy alarm. KTG i odeszły mi wody. Myslę siet co jest leże na kozetce i głupiomi bo robi sie mokro powiedziałam położnej Ona nic nie zauważyła Mam skurcze małe ale są. Tel do lekarza wpada zły zaspaany i mnie bada myslałąm ze Go kopnę taki delikatny bo mecz oglądał a ja Mu śmiałam przerwac pyta się mnie to jak Pani zamierza rodzi ja mówię ze znieczuleniem, a ON nie ma mowy wkurzyłam się. No ale zostałam poinformowałana ż emała zle ułoznoa i jeśli się nie uda przekręci Jej to będzie cesara. wyszłam do męza i się zazcęły bóle Matko błagałąm Go o cesarkę o cokolwiek a tu już na porodówe przy pierwszym badaniu miałam rozwacie na 6 palcy przebii mi pęcherz no i mąż przyszedł to juz 8 palcy córcia ułożona więc rodzimy. Kiedy pojawiły się bóle p[arte wywaliłam męża za drzwi i strałąm się jak mogłam. Nie pamiętam bólu tych skurczów partych w kazydym razie dwa razy zasłabłam, dostałąm ochrzan że zmyślam ale cóż miałam bardzo częste ale słabe skurcze tzn mogłam w czasie skurczu przec tylko raz Oni kazali mi 2 razy i chyba włąsnie takie tempo spowodowało te zasłabnięcia. O 3-55 położyli moje serduszko na moim brzuszku a krzyczała. Pamiętam jak mówiłam nie płacz a położna mówiła niech płacze tak by musi wpadł mąż i wziął małą na rączki Najcudowniejsza chwila w moim zyciu:)) Milenka dostała 10 pkt ale miała lekką infekcje dlatego dopiero po tygodniu wyszłyśmy ze szpitala.
 
To teraz pora na mnie.:-)
Jak wiecie, od piątku zeszłego tygodnia leżałam na patologii. Codziennie słyszałam tylko "Czekamy" i dostawałam korby. Lekarzom się do niczego nie spieszyło i dopiero równe 14 dni po terminie jak nic się nie działo,Ordynio (w sensie ordynator) zadecydował,że robimy wywołanie.
To polazłam na porodówkę. Tam oczywiście położna do mnie,że w sumie,to na poród się nie zapowiada,ale zrobili mi lewatywę i podpięli pod oksytocynę. Leżałam tak pod tą oxy i czułam regularne skurcze jak na okres,ale dalej nic się nie posuwało do przodu. Więc przyszły sympatyczne panie i przebiły mi pęcherz płodowy (bynajmniej nie zrobiły tego delikatnie). Po dłuższej chwili coś ruszyło, rozwarcie na 2 palce i mocniejsze skurcze. Kazały mi chodzić,to chodziłam. O 19:00 przyjechał P. ( w sensie tatuś dziecka) i się przenieśliśmy na salę do porodów rodzinnych. Skurcze już były bardzo nieznośne. Wsadzili mnie do wanny,położna dała mi jakiś zastrzyk,który niby miał działać przeciwbólowo,ale nie działał. Nie będę wspominać o badaniach rozwarcia na skurczu,bo to był jakiś dramat. Później,kiedy już wyłam z bólu,kazali mi CHODZIĆ albo STAĆ przy drabinkach. W życiu nic mnie tak nie bolało, płakałam,darłam się,wieszałam się na P.,ale na szczęście nie stracił zimnej krwi i nie pozwalał mi się pokładać na ziemi (chociaż wtedy mało go za to nie zabiłam). To trwało ..trochę:sorry:, po czym poczułam parte. I wtedy jakoś poczułam,że w końcu jesteśmy na finiszu, przenieśli mnie na fotel do rodzenia i kazali przeć. Z tym akurat nie miałam problemów, 4 parte i Sara była na świecie.:-):-) P.przeciął pępowinę,a ja płakałam i śmiałam się jednocześnie. Ważyła 2720 g i miała 52 cm. Udało się bez nacięcia, nie pękłam w ogóle,założyli mi tylko 2 szwy "kosmetyczne". Jestem bardzo szczęśliwa.
Aczkolwiek to był jakiś koszmar i nie wiem co by się działo,gdyby nie P. Ja akurat o bólu nie zapomniałam i dla mnie to było tragiczne przeżycie,ale warto było. Póki co,następnych dzieci nie planuję,ale kto wie.:-)
 
A w moim porodzie nie bylo nic nadzwyczajnego - chyba taki tradycyjny porod bez jakis niespodzianek ;-)
jak wiecie, 3 wrzesnia - w dzien terminu - zglosilam sie do szpitala ze skierowaniem i juz wtedy zostalam przyjeta. lezalam sobie tak do 5 wrzesnia. o 8 rano poszlam pod prysznic i odszedl mi czop. zaczely mi sie delikatne skurcze co 15 minut i trwaly one do 15:00 ;-) od 15 nagle zaczely mi sie skurcze co 2 - 3 minuty :eek: odczuwalne bardziej niz te poprzednie, jednak jeszcze do wytrzymania, wiec siedzialam sobie tak na lozku na sali ze znajoma i czekalam do 17:30. wtedy monika powiedziala zebym moze poszla do poloznych i sie zapytala czy mam dalej czekac czy juz isc rodzic, wiec poszlam. z usmiechem na twarzy weszlam do poloznych i sie pytam czy juz rodze bo mam skurcze co 2, 3 minuty:tak: na co one wywalily oczy i mowia "pani to sie juz moze pakowac, my pani rzeczy przeniesiemy na poporodowa" :eek: no to ok, poszlam sie spakowac, zabralam szlafrok i na porodowke :p o 18:00 juz tam bylam, podlaczyli mnie pod ktg, rozwarcie mialam na 3 cm, posiedzialam troche na pilce, w miedzyczasie zrobili mi lewatywe( bez kitu, to chyba najprzyjemniejsza rzecz podczas tych skurczow :-D), po jakims czasie mialam rozwarcie juz na 7 cm i tu nastapil kryzys. skurcze byly, ale glowka wysoko i nie bylo postepu w rozwieraniu, ja juz nie dawalam rady, plakalam i blagalam o cesarke :zawstydzona/y: ale zamiast cesarki oczywiscie dostalam kroplowke na poped :-D po jakims czasie przebili mi pecherz plodowy i potem to juz poszlo ekspresowo, niestety godzin nie pamietam, nie zwracalam na to uwagi :tak: o 12:00 zaczely mi sie skurcze parte, przy 3 wyskoczyl Alex (po nacieciu niestety, ale to rutynowo robia u nas w szpitalu w Pabianicach) :-D wazyl 4 480 i mial 59 cm :-D potem lozysko, lyzeczkowanie bo cale nie odeszlo niestety no i najgorsze - szycie :crazy: a potem to juz tylko lod miedzy nogi, odwiezienie na sale poporodowa i odpoczywanie z malym :-)

pomoglo chodzenie po schodach dzien wczesniej :-D

ah, i jak o 11:50 (ta godzine akurat pamietam :-D) turlalam sie na tej cholernej pilce, to poloznym zebralo sie na zarty i stwierdzily : ee, pani to jeszcze ze 4 godziny bedzie rodzic :sorry: myslalam ze je pogryze :-D ale 25 po polnocy juz bylo po bolu :-D lacznie moj porod trwal 7 godzin i 25 minut, z czego skurcze parte trwaly 15 minut :-)
 
no to dołączę się
szpital Inflandzka wawa-polecam z cała odpowiedialnością
skurcze regularne co 5 min zaczely sie w domku o 18 25/09, wytrzymałam do 23:00
w samochod i do szpitala. Wszystko oki z wyjątkiem rozwarcia- zostaję w szpitalu.
cała noc nieprzespana,booolii . rano ide na kontrolę, skurcze osłabły więc moze w domu przeczekam resztę a tu o 11:00 lekarz mi mowi ze wody odeszły , jadę na porodówkę. Pok. jedynka wykupiony prywatny WARTO !!! jest tam wanna , piłka , cisza przede wszytskim . |Moj M cały czas ze mną. Połozna naprawdę wspaniała zresztą jak cała ekipa . Leżę, chodze kąpie się i czekam na rozwarcie i nic. Wody cały czas odchodzą, skurcze zaj... bolesne. Daja mo oxy - zaczyna się powooooli rozwierać . Ja mam dość biorę znieczulenie i ufff mam 2 h luzu ide spać. budzi mnie potworny bol w krzyżu , nie chcą już mi dac znieczulenia bo rozwarcie na 8 cm. no i jeszcze 2 h tych męczarni i mała jest na świecie. porod trwal 12 H nacieli mnie ale bardzo minimalnie, polozna starala sie chronic krocze no ale nei zawsze da rade. podczas mojego porodu dwie zmiany były kazda profesjonalana.
po porodzie poszlam na sale ogolna juz nie platna - tez naprawde jest ok.
z czystym sercem polecam ten szpital i każda z poloznych , poediatrów czy laktacyjnych. :tak:
jedno dodam- moj M to bohater :-)
 
Po fałszywym alarmie porodowym 20 września -zaczęłam pić herbatkę z liści 4
razy dziennie,dodatkowo nie zaparzałam jej normalnie tylko robiłam napar z
całej paczki w średnim garnku-zagotowywałam 10 min i piłam taki mocny.Do tego
obowiązkowo wiesiołek na noc wew.2 kapsułki.
1 .09 z rana pojawiło sie lekkie krwawienie -pojechałam do szpitala(na ten
dzień miałam wyznaczone ktg-3 dni po terminie)
Szyjka na 1,5 p.i skurcze przepowiadające-bezbolesne.
Położyli mnie na patologi i cały dzień minął bez sensacji -chodziłam z mężem
po schodach trochę,masowałam brzuch i co 2 godz .byłam badana.Po 17 mąż
pojechał do domu -odpocząć trochę a ja byłam coraz bardziej znudzona i
wątpiłam momentami ze coś sie ruszy.
Po 22 kolejne badanie na którym p.doktor zrobiła masaż szyjki i powiedziała że
3 palce-coś sie może zacząć ale lepiej żebym przespała tą noc jeszcze i
nabrała sił.Na łóżku poleżałam może 15 min i zaczęły się skurcze
przepowiadające co 4 min.Ruszyłam pod ciepły prysznic sprawdzić czy miną.
W momencie kiedy ciepła woda poleciałą na brzuszek dostałam takiego skurczu ze
wyć zaczęłam i szybko oczywiście do ginki-badanko -a tam już 6 palców!!!Po 1
skurczu!Byłam w szoku,personel zresztą też i szybko zaczęli pakować mnie na
porodówkę .Na sali wylądowałam o 23:40 ,po 20 min dojechał mąż-skurcze miałam
co 2 min.Ale całkiem inne niż przy poprzednich porodach-strasznie mocne i
bolesne ale każdy trwał nie więcej niż 30 sek...
Położna ledwo zdążyła zrobić ktg i przygotować stołek porodowy i o 1 zaczęłam
parcie-niestety nie obyło sie bez nacięcia bo mała była 2krotnie owinęta
pępowiną na szyjce a dodatkowo blizna po 2 poprzednich cięciach bardzo mocno
trzymała.Po nacięciu urodziłam córeczkę po 2 partych.Pani doktor świetnie mnie
zszyła -tak że nawet nie czuję nic i normalnie siedzę . cały poród byłą tak
szybki że nie zdążyłam sie zmęczyć ani nacierpieć:)
Wierzę ze to zasługa 6 tyg.picia liści malin i wiesiołka -plus pozytywne
afirmowanie z mojej strony.
 
Pora na mnie :tak: może się wyrobię zanim maluch sie obudzi:-)
Termin porodu miałam na 4 września, niestety nic się nie działo. więc kazano mi codziennie przyjeżdzać do szpitala na KTG. No to sobie tak jeździłam i za każdym razem wielkie NIC:wściekła/y: nawet najmniejszego skurczu nie miałam. W końcu po prawie tygodniu lekarz który oceniał KTG stwierdził, żebym następnego dnia (piątek 11września) zgłosiła się na Izbę przyjęć ze spakowana torba i tam ocenią co dalej. Tak też uczyniłam. Na izbie czekałam 6 godzin az mnie w końcu zbadał lekarz. Bardzo sympatyczna pani doktor w czasie badania stwierdziła, że gotowośc do porodu jest juz doskonała, główka niziutko i rozwarcie na 2 palce, tylko skurczybrak. Zostawiła mnie w szpitalu na Patoligii i powiedziała, że jutro ona ma dyżur to pomoże mi urodzić. Noc upłynęła spokojnie. Rano w sobotę na obchodzie pania doktor zabroniła cokolwiek jeśc i pić i zleciła oksytocynę. Tak więc o 12 wylądowałam na przedporodowym i podpieli mi kroplówkę. Na początku zupełnie nic się nie działo, po jakiś 25 minutach dostałam lekkich skurczy które dosyć szybko się nasilały. O 12.30 mój maluch chyba sie na mnie juz wkurzył bo poczułam dośc ostry ból (tak jakby on mnie kopnął bądź udzerzył rączka centralnie w szyjkę) i odeszły mi wody. Położna mnie zbadała i stwierdziła rozwarcie na 3 luźne tylko nie wiem czy palce czy cm a jest to dość spora różnica. Zabrali mnie na porodówkę. Niestety musiałam cały czas leżeć bo byłam podpieta do oxy i pod KTG. Bóle były coraz częstrze i coraz silniejsze. Miałam plan przy następnym badaniu poprosić o znieczulenie, ale okazało się wtedy że rozwarcie już na 8 cm więc ze znieczulenia nici. Położna mnie pocieszyła że jeszcze jakieś 2 lub 3 skurcze i będziemy rodzić. I tak też się stało, zaraz przyszły skurcze parte i to było moje wybawienie, bo wogóle mnie nie bolały. Poprostu czuła jakbym miała okrutne zatwardzenie:-) z którym trzeba się troche pomęczyć. No więc zaczęło się parcie co na początku nie zbyt mi wychodziło, ale poożna mi pomogła. Jak juz główka miała wyjść to coś sie tam zablokowało do tego stopnia że lekarz juz chciał użyć kleszczy, na co moja położna zaczęła na mnie krzyczeć żebym się postrarała, kazała mi dotknąć główki która juz prawie wyszła. Przy następnym skurczu ja dałam z siebie wszystko na co było mnie w tym momencie stać, lekarka która mnie przyjmowała położyła mi się na brzuchu i tym sposobem o godzinie 16.00 urodził się mój ukochany syneczek 58 cm i 4380g.
Poród był któtki i nawet znośny. Gorzej wspominam późniejsze szycie.
Niestety Maliczek przy porodzie nałykał się wód płodowych które były juz zielone i dostał zapalenia płuc wiec prawie 2 tygodnie spędzilismy w szpitalu.
Teraz juz jesteśmy w domku, synuś jest zdrowy ja czuję sie dość dobrze, choć prawie miesiąc po porodzie nadal mnie coś tam pobolewa.
Rodziłam w Warszawie na Inflanckiej. Także bardzo polecam ten szpital. Położna super, panie pielegniarki na noworodkach ekstra kobiety i wspaniale zajmowały się moim syneczkiem.
 
Postanowiłam napisać w tym wątku dlatego że są dziewczyny, które przed porodem czytają te straszne opisy porodów a potem boją się panicznie porodu - tak było ze mną, tak się bałam że na porodówce wezwali kardiologa bo ciśnienie ze strachu skoczyło mi że hej! Ale do rzeczy, DZIEWCZYNY, NIE TAKI DIABEŁ STRASZNY WIERZCIE MI!!! Ja nie jestem odporna na ból i dałam radę i w dodatku nie jęknęłam nawet! owszem boli ale ten ból jest do przeżycia, moim zdaniem przy biegunce miałam podobny ból, zawsze bałam się partych i tego jak dziecko wyjdzie taką małą dziurką:-D, a tak naprawdę w porównaniu ze skurczami to pikuś, dodam że byłąm nacięta, pochwa popękała mi a na koniec miałam łyżeczkowanie macicy i żyję i mam się dobrze. Naprawdę nie bójcie się bo podczas porodu jest taka adrenalina że można góry przenosić, moja Maja miała 3830 i 59 cm więc mała nie była. A jeśli chodzi o cesarkę to prawda ja kilka godzin po porodzie wziełam prysznic i umalowała się a koleżanki z sali po CC leżały jak kłoda 2 dni a potem też wesoło nie było, mam nadzieję że pomogłam choć jednej ciężarnej koleżance przezwyciężyć obawy jeśli nie strach przed porodem.:blink:
 
Popieram nie taki diabel straszny:tak:Ja urodzilam 9 dni po terminie.(22 wrzesnia 2009)Dostalam od gina skierowanie do spiztala na wywolanie. Wyszykowalam sie i 21 wrzesnia zostaalm wpisana na odzial. Na drugi dzien miala byc kroplowka. Strasznie sie jej balam bo slyszalam ze takie skurcze sa silniejsze. No i z tego strachu sama zaczelam rodzic w nocy. Skurcze zaczely sie o godz 00.30 a o 10 rano wyskoczyl Piotrus. Okolo 4 rano skurcze byly juz co 5 minut wiec zadzwonialm po mojego meza(rodzilismy razem) i od razu przyjechal caly jak w skowronkach ze w koncu cos sie zaczelo.:-Dw miedzy czasie mialam masaz szyjki cos okropnego:wściekła/y:okolo 8 rano porod sie zatrzymal stanelo na 8 cm, skurcze co 2 minuty juz druga godzine lecialy wiec dostalam kroplowke(jednak mnie nie ominela) no i wtedy zaczela sie jazda bez trzymanki. Bolalo mocno:-Dpotem skurcze parte, naciecie krocza i plusk.Piotrus sie urodzil. Po porodzie szycie a godzinke pozniej bylam juz pod prysznicem czulam sie dobrze :tak:pozdrawiam
 
reklama
I na zakończenie dodam, że rzeczywiście tak jest - jak to mówią nasze matki - że potem wszystko to co złe, czyli ból, bardzo szybko się zapomina a w głowie zostają miłe przeżycia i wspomnienia...:yes::tak::yes::tak::yes:
Amen;-)
 
Do góry