ania_pestka
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 27 Grudzień 2007
- Postów
- 522
Więc zacznę od tego wątku i opisze nasz poród![tak :tak: :tak:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/yes2.gif)
Jak pisałam przed południem 5 lipca planowałam ostatnie zakupy przed porodem. Więc wybraliśmy się z M, teściową i Piotrusiem na wycieczkę po sklepach...3 godzinną wycieczkę...jak wracaliśmy to powiedziałam M żeby jeszcze zajechał do biedronki bo nie ma wędliny do kanapek do pracy...wysiadłam z teściową z samochodu i nagle usłyszałam takie PYK, stanęłam, teściowa się spytała co się stało a ja że chyba nic no i jak zaczęłam wchodzić po schodkach to już wiedziałam, że wody mi odeszły, ciepło się zrobiło między nogami...ja w tył zwrot i macham do M na środku parkingu i się modle, żeby jak najszybciej podjechał, wreszcie mnie zauważył i zbladł jak mu powiedziałam, że zaczęło się, poleciał po teściową do sklepu i dawaj do szpitala chcą mnie wieść, ale ja bez skurczy bez bólu i wody jasne różowe więc im mówię jedziemy do domu po torbę. Ja siedzę w samochodzie na reklamówce, teściowa bierze Piotrusia-nie żegnam się z nim to by było za trudne dla mnie i dla niego, M przylatuje z torbą i jedziemy, po drodze(trwała 20min) pojawiają się skurcze tak gdzieś co 4 minuty ale bardzo słabiutkie. Na recepcji papierkowa robota, skurcze dalej delikatne i wody się sączą, przychodzi położna kolejny wywiad i papierki, przebieram się w koszulę i jedziemy na porodówkę. Bada mnie lekarz 4cm rozwarcia szyjka skrócona, pęcherz pękł gdzieś z boku więc wody nie chlusły tylko się całyczas sączą...jak dobrze bo nie rodzę na sucho, dostaje antybiotyk na paciorkowca, następnie KTG pół godziny, skurcze dalej słabe, idę do pokoju dostaje piłkę i masuje sutki...kolejne badanie przez położną o 22...masaż szyjki i rozwarcie na 7 cm...szyjka bardzo podatna ale malutka jeszcze wysoko, skurcze co 2 minuty ale do wytrzymania, badanie o 23 już na sali porodowej...9 cm ale mała wysoko więc kolejne pół godziny spędzam na piłce a M masuje mi krzyż w czasie skurczy które zaczynają już boleć ale ja wiem, że to jeszcze nie ten ból. Idę na łóżko porodowe i mówię M, że chce żeby był przy mnie do końca porodu, rozwarcie pełne jest, mówią, że urodzę do północy, prę na boku aby mała zaszła do kanału...tyle że z tym moim parciem jakoś na początku słabo, wreszcie się udaje i mała już nisko jest północ...dzwonią po lekarzy i pielęgniarki i zaczyna się masakra ten ból to mój próg wytrzymałości...nie radze sobie z jego opanowaniem, staram się oddychać i przeć jak mogę najlepiej, skurcze za słabę i coraz rzadsze ale głowkę już widać...położna mówi, że teraz urodzę na tym partym i tak się dzieje...nacinają mnie...ja prę i naglę widzę przed oczmi krocze mojej córeczki![śmiech :-D :-D](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/laugh.gif)
![śmiech :-D :-D](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/laugh.gif)
Jest godzina 0:30-posłuchała tatusia i urodziła się 6 lipca. Słyszę jak płacze, patrzę na M...on też płaczę...cudowna chwila, dostaje malutka na brzuch...następnie ją zabierają do badania mierzenia...M idzie z nią, ja rodzę łożysko, szyją mnie ale w tej chwili już nic więcej się nie liczy tylko nasza Basia, waży 3050 i mierzy 58cm, dostaje 10 punktów. Przenoszą mnie na łóżko i daja małą do piersi, jesteśmy w trójkę razem...najszczęśliwsi na świecie...
Pobyt w szpitalu długi jak dla mnie za długi, najpierw leże 3 dni na sali sama, mała ma żółtaczkę więc przenoszą nas na patologie noworodków gdzie jest naświetlana...policzyłam...spędziła 66 godzin pod lampami...była bardzo dzielna nie płakała...wreszcie po 10 dniach od porodu wracamy do domu,przyjeżdża po nas M z synkiem, jak go widze to płacze...jak on dorósł w przeciągu tych dni...jak ja bardzo za nim tęskniłam...teraz już jesteśmy razem we czwórkę:-):-):-)
![tak :tak: :tak:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/yes2.gif)
Jak pisałam przed południem 5 lipca planowałam ostatnie zakupy przed porodem. Więc wybraliśmy się z M, teściową i Piotrusiem na wycieczkę po sklepach...3 godzinną wycieczkę...jak wracaliśmy to powiedziałam M żeby jeszcze zajechał do biedronki bo nie ma wędliny do kanapek do pracy...wysiadłam z teściową z samochodu i nagle usłyszałam takie PYK, stanęłam, teściowa się spytała co się stało a ja że chyba nic no i jak zaczęłam wchodzić po schodkach to już wiedziałam, że wody mi odeszły, ciepło się zrobiło między nogami...ja w tył zwrot i macham do M na środku parkingu i się modle, żeby jak najszybciej podjechał, wreszcie mnie zauważył i zbladł jak mu powiedziałam, że zaczęło się, poleciał po teściową do sklepu i dawaj do szpitala chcą mnie wieść, ale ja bez skurczy bez bólu i wody jasne różowe więc im mówię jedziemy do domu po torbę. Ja siedzę w samochodzie na reklamówce, teściowa bierze Piotrusia-nie żegnam się z nim to by było za trudne dla mnie i dla niego, M przylatuje z torbą i jedziemy, po drodze(trwała 20min) pojawiają się skurcze tak gdzieś co 4 minuty ale bardzo słabiutkie. Na recepcji papierkowa robota, skurcze dalej delikatne i wody się sączą, przychodzi położna kolejny wywiad i papierki, przebieram się w koszulę i jedziemy na porodówkę. Bada mnie lekarz 4cm rozwarcia szyjka skrócona, pęcherz pękł gdzieś z boku więc wody nie chlusły tylko się całyczas sączą...jak dobrze bo nie rodzę na sucho, dostaje antybiotyk na paciorkowca, następnie KTG pół godziny, skurcze dalej słabe, idę do pokoju dostaje piłkę i masuje sutki...kolejne badanie przez położną o 22...masaż szyjki i rozwarcie na 7 cm...szyjka bardzo podatna ale malutka jeszcze wysoko, skurcze co 2 minuty ale do wytrzymania, badanie o 23 już na sali porodowej...9 cm ale mała wysoko więc kolejne pół godziny spędzam na piłce a M masuje mi krzyż w czasie skurczy które zaczynają już boleć ale ja wiem, że to jeszcze nie ten ból. Idę na łóżko porodowe i mówię M, że chce żeby był przy mnie do końca porodu, rozwarcie pełne jest, mówią, że urodzę do północy, prę na boku aby mała zaszła do kanału...tyle że z tym moim parciem jakoś na początku słabo, wreszcie się udaje i mała już nisko jest północ...dzwonią po lekarzy i pielęgniarki i zaczyna się masakra ten ból to mój próg wytrzymałości...nie radze sobie z jego opanowaniem, staram się oddychać i przeć jak mogę najlepiej, skurcze za słabę i coraz rzadsze ale głowkę już widać...położna mówi, że teraz urodzę na tym partym i tak się dzieje...nacinają mnie...ja prę i naglę widzę przed oczmi krocze mojej córeczki
![śmiech :-D :-D](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/laugh.gif)
![śmiech :-D :-D](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/laugh.gif)
![śmiech :-D :-D](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/laugh.gif)
Pobyt w szpitalu długi jak dla mnie za długi, najpierw leże 3 dni na sali sama, mała ma żółtaczkę więc przenoszą nas na patologie noworodków gdzie jest naświetlana...policzyłam...spędziła 66 godzin pod lampami...była bardzo dzielna nie płakała...wreszcie po 10 dniach od porodu wracamy do domu,przyjeżdża po nas M z synkiem, jak go widze to płacze...jak on dorósł w przeciągu tych dni...jak ja bardzo za nim tęskniłam...teraz już jesteśmy razem we czwórkę:-):-):-)