karolina77
mamy lutowe'07 Zadomowiona(y)
- Dołączył(a)
- 5 Październik 2006
- Postów
- 4 112
Mam nadzieje ze uda mi sie opisc moj porod tak jak on w rzeczywistosci wygladal, hi hi. A mowiac szczerze byl bardzo "przyjemny " jesli tak mozna powiedziec.
W poniedzialek 5 lutego wizyta u ginki - ja jej mowie ze czuje sie tak jakbym wlasnie rodzila, a ona na to ze jesli przenosze to mam sie zglosic do szpitala. Poza tym cisnienie wysokie i jak do jutra nie przejdzie to tez mam sie zglosic do szpitala z podejrzeniem gestozy.
We wtorek 6 lutego, wieczor - jedziemy z mezem do miasta oddalonego o 30 km od miejsca zamieszkania, na szkole rodzenia. Mowie poloznej o tym co mi ginka powiedziala oraz o tym ze od dwoch dni potwornie boli mnie krzyz. Polozna zabiera mnie na oddzial i robi ktg i mierzenie cisnienia. Cisnienie w normie, ktg ok - polozna mowi ze ksiazkowo to za dwa tygodnie urodze. Mowi tez ze do szpitala mam jechac kiedy skurcze beda co 15 minut (zeby zdazyc przejechac z Malborka do Elblaga). No a ja jej na to ze mialam nadzieje ze juz niedlugo urodze, hi hi. No i z lekka podlamalam sie ze jeszcze tyle musze czekac.:-(
No a tutaj ... niespodzianka. Doslownie za kilka godzin, we srode 15 minut po polnocy, odchodza mi wody. Niby bardzo sie ciesze ale nie wiem dlaczego cala drze i zeby mi lataja. Dzwonimy do poloznej (taj ze szkoly rodzenia ktora robila wczesniejsze badania) ktora mowi aby jechac do szpitala. Drzenie juz mi przeszlo, czuje sie szczesliwa bo za kilka godzin bede mama!!!!!!!! Jeszcze wzielam prysznic, weszlam na BB (hi hi), porobilismy z mezem ostatnie zdjecia "z brzuszkiem" i pojechalismy.
Po drodze w ramach relaksu spiewalismy piosenki ktore lecialy w radiu.
Dotarlismy do szpitala okolo 2.15 w nocy. Polozna ktora mnie przyjmowala zrobila badania i wywiad medyczny i powiedziala.... ze kieruje mnie na patologie ciazy bo akcji porodowej jeszcze nie ma. No i ze moge urodzic nawet za 2 dni!!! Ja na to " za 2 dni??? Jak to, przeciez wody odeszly??". A ona "tak tak". No i maz musial wracac 30 km do Malborka bo "nie moze tu zostac". A bylo juz krotko po 3 w nocy. Ok, Przemek pojechal do domu a ja na sale. Probowalam zasnac ale nie moglam ( dziewczyna ktora tam lezala strasznie chrapala). Poza tym zaczynal mnie bolec krzyz, szczegolnie jak lezalam. Okolo 4 w nocy zauwazylam ze krzyz pobolewa mnie falami. Zaczelam zapisywac te bole, ktore stawaly sie coraz bolesniejsze. Najpierw bole byly co 20 minut, pozniej co 15 a okolo 6 rano byly juz co 5 minut!!!!! W miedzyczasie (miedzy 4 a 6 rano) , kiedy bol byl juz taki ze nie moglam lezec, chodzilam po korytarzu, wzielam prysznic i w zasadzie nie zastanawialam sie ze to tuz tuz. Bole byly juz na tyle silne ze zadne techniki oddychania nie pomagaly (bo na bole krzyzowe nie dzialaja).Poza tym polozna ktora mnie przyjmowala wziela mnie jeszcze raz na badanie i mowi "ale tu sa tylko 3 cm. Spokojnie. Jeszcze duzo czasu". Przed 6 spotykam w szpitalu kolezanke ktora tez lezy na patologii - gadamy chyba z pol godziny. Rozmowa mnie rozluznia i nie skupiam sie na bolach.Po 6 rano dzwonie do Przemka aby lepiej przyjezdzal bo bole mam co 5 minut. Po 6-stej do szpitala przyjezdza polozna ze szkoly rodzenia (bylam z nia unowiona na porod rodzinny). Ona tez mnie bada i mowi ze rozwarcie na 5 cm, szyjka zgladzona i wszystko idzie tak jak powinno. Ja jej mowie, ze jako takich skurczy nie czuje tylko bole z krzyza (tak myslalam ze te bole sa tak silne ze nie czuje skurczy macicy. No i tak bylo). Pozniej lewatywa na zyczenie no i okolo 7.40 trafiam na sale porodow rodzinnych. Maz juz tez jest w szpitalu - tylko jeszcze nie ze mna.Na sali podlaczono mi kroplowke - maz juz przy mnie jest i robia KTG. Niby wszystko w porzadku ale ja nie mogle z bolami ulezec pod tym KTG. CZuje ze lzy naplywaja mi do oczu. No i wtedy polozna kaze Przemkowi wyjsc z sali bo jest obchod. Przemek wychodzi a ja mowie poloznej ze nie moge ulezec tak mnie bola plecy, no i ze czuje ze zaraz musze isc do ubikacji (bo "kupe" mi sie chce, hi hi). Ona mowi ze nie pusci mnie ale pozwolila mi zejsc z lozka. Zeszlam i od razu ukleknelam na podlodze i podparlam sie jednym lokciem, bo przy drogim mialam za krotka kroplowke. Tak wiec jedna reke mialam podniesiona do gory, a na drugiej opieralam sie. Zachcialo mi sie wymiotowac!!! Polozna dala mi jakis pojemnik, a sama uwijala sie jak nie wiem co . Widzialam jak ona sie spieszy, slyszalam jak wola inna polozna do pomocy, ale w ogole nie zastanawialam sie ze juz pre!!!!!!!!!!! Czulam parcie, wiedzialam ze teraz nie moge jeszcze przec (wiec stosowalam oddychanie "ziajanie"). Jednak bedac jeszcze na podlodze dwa razy mialam skurcze parte ktorych nie potrafilam do konca powstrzymac. Czulam jak dziecko jest coraz nizej, ale o dziwo nic mnie nie bolalo. W miedzyczasie na sale weszli lekarze z obchodem (ja w tym czasie bedac na podlodze mialam pierwszy skurcz party i oprocz mojego stekania lekarze zobaczyli niewielka ilosc "kupki" na podlodze, hihi (jednak lewatywa nie do konca mnie przeczyscila - pewnie nie zdazyla). No a pozniej to juz byla jazda bez trzymanki. Weszlam na fotel, polozne spieszyly sie z narzedziami, juz moglam przec a tu nie ma meza!!!! Polozna go wola. Przemek przychodzi, staje kolo mnie reke polozym mi na klatce piersiowej. No to teraz moge przec. Pierwsze parcie - glowka juz na wierzchu (tylko ze ja o tym nie wiem), w ogole nie czulam bolu przy parciu, drugie parcie - dziecko juz mam na brzuchu. Okazuje sie ze to Milenka. Cudownie mamy corke. Zaczynam do malej mowic glaskac ja i najchetniej juz bym ja ucalowala. MAz mnie caluje, odcina pepowine, Milenka placze a ja jestem z niej dumna,a polozne nadal spiesza sie bo lozysko juz sie zupelnie odkleilo. Sa jeszcze jakies dwie panie i widze ze one tez tak jak ja sie ciesza.
Nasz porod na prawde byl cudny i wydaje mi sie ze generalnie lekki - chocaz nikomu nie zycze boli z krzyza.
Porod w sumie trwal 4 godz. 20 min,a polozna powiedziala ze nastepnym razem pewnie bedzie szybciej. A jedna dziewczyna z ktora lezala na patologi ciazy dziwila sie ze nie slyszla jak krzycze.
W poniedzialek 5 lutego wizyta u ginki - ja jej mowie ze czuje sie tak jakbym wlasnie rodzila, a ona na to ze jesli przenosze to mam sie zglosic do szpitala. Poza tym cisnienie wysokie i jak do jutra nie przejdzie to tez mam sie zglosic do szpitala z podejrzeniem gestozy.
We wtorek 6 lutego, wieczor - jedziemy z mezem do miasta oddalonego o 30 km od miejsca zamieszkania, na szkole rodzenia. Mowie poloznej o tym co mi ginka powiedziala oraz o tym ze od dwoch dni potwornie boli mnie krzyz. Polozna zabiera mnie na oddzial i robi ktg i mierzenie cisnienia. Cisnienie w normie, ktg ok - polozna mowi ze ksiazkowo to za dwa tygodnie urodze. Mowi tez ze do szpitala mam jechac kiedy skurcze beda co 15 minut (zeby zdazyc przejechac z Malborka do Elblaga). No a ja jej na to ze mialam nadzieje ze juz niedlugo urodze, hi hi. No i z lekka podlamalam sie ze jeszcze tyle musze czekac.:-(
No a tutaj ... niespodzianka. Doslownie za kilka godzin, we srode 15 minut po polnocy, odchodza mi wody. Niby bardzo sie ciesze ale nie wiem dlaczego cala drze i zeby mi lataja. Dzwonimy do poloznej (taj ze szkoly rodzenia ktora robila wczesniejsze badania) ktora mowi aby jechac do szpitala. Drzenie juz mi przeszlo, czuje sie szczesliwa bo za kilka godzin bede mama!!!!!!!! Jeszcze wzielam prysznic, weszlam na BB (hi hi), porobilismy z mezem ostatnie zdjecia "z brzuszkiem" i pojechalismy.
Po drodze w ramach relaksu spiewalismy piosenki ktore lecialy w radiu.
Dotarlismy do szpitala okolo 2.15 w nocy. Polozna ktora mnie przyjmowala zrobila badania i wywiad medyczny i powiedziala.... ze kieruje mnie na patologie ciazy bo akcji porodowej jeszcze nie ma. No i ze moge urodzic nawet za 2 dni!!! Ja na to " za 2 dni??? Jak to, przeciez wody odeszly??". A ona "tak tak". No i maz musial wracac 30 km do Malborka bo "nie moze tu zostac". A bylo juz krotko po 3 w nocy. Ok, Przemek pojechal do domu a ja na sale. Probowalam zasnac ale nie moglam ( dziewczyna ktora tam lezala strasznie chrapala). Poza tym zaczynal mnie bolec krzyz, szczegolnie jak lezalam. Okolo 4 w nocy zauwazylam ze krzyz pobolewa mnie falami. Zaczelam zapisywac te bole, ktore stawaly sie coraz bolesniejsze. Najpierw bole byly co 20 minut, pozniej co 15 a okolo 6 rano byly juz co 5 minut!!!!! W miedzyczasie (miedzy 4 a 6 rano) , kiedy bol byl juz taki ze nie moglam lezec, chodzilam po korytarzu, wzielam prysznic i w zasadzie nie zastanawialam sie ze to tuz tuz. Bole byly juz na tyle silne ze zadne techniki oddychania nie pomagaly (bo na bole krzyzowe nie dzialaja).Poza tym polozna ktora mnie przyjmowala wziela mnie jeszcze raz na badanie i mowi "ale tu sa tylko 3 cm. Spokojnie. Jeszcze duzo czasu". Przed 6 spotykam w szpitalu kolezanke ktora tez lezy na patologii - gadamy chyba z pol godziny. Rozmowa mnie rozluznia i nie skupiam sie na bolach.Po 6 rano dzwonie do Przemka aby lepiej przyjezdzal bo bole mam co 5 minut. Po 6-stej do szpitala przyjezdza polozna ze szkoly rodzenia (bylam z nia unowiona na porod rodzinny). Ona tez mnie bada i mowi ze rozwarcie na 5 cm, szyjka zgladzona i wszystko idzie tak jak powinno. Ja jej mowie, ze jako takich skurczy nie czuje tylko bole z krzyza (tak myslalam ze te bole sa tak silne ze nie czuje skurczy macicy. No i tak bylo). Pozniej lewatywa na zyczenie no i okolo 7.40 trafiam na sale porodow rodzinnych. Maz juz tez jest w szpitalu - tylko jeszcze nie ze mna.Na sali podlaczono mi kroplowke - maz juz przy mnie jest i robia KTG. Niby wszystko w porzadku ale ja nie mogle z bolami ulezec pod tym KTG. CZuje ze lzy naplywaja mi do oczu. No i wtedy polozna kaze Przemkowi wyjsc z sali bo jest obchod. Przemek wychodzi a ja mowie poloznej ze nie moge ulezec tak mnie bola plecy, no i ze czuje ze zaraz musze isc do ubikacji (bo "kupe" mi sie chce, hi hi). Ona mowi ze nie pusci mnie ale pozwolila mi zejsc z lozka. Zeszlam i od razu ukleknelam na podlodze i podparlam sie jednym lokciem, bo przy drogim mialam za krotka kroplowke. Tak wiec jedna reke mialam podniesiona do gory, a na drugiej opieralam sie. Zachcialo mi sie wymiotowac!!! Polozna dala mi jakis pojemnik, a sama uwijala sie jak nie wiem co . Widzialam jak ona sie spieszy, slyszalam jak wola inna polozna do pomocy, ale w ogole nie zastanawialam sie ze juz pre!!!!!!!!!!! Czulam parcie, wiedzialam ze teraz nie moge jeszcze przec (wiec stosowalam oddychanie "ziajanie"). Jednak bedac jeszcze na podlodze dwa razy mialam skurcze parte ktorych nie potrafilam do konca powstrzymac. Czulam jak dziecko jest coraz nizej, ale o dziwo nic mnie nie bolalo. W miedzyczasie na sale weszli lekarze z obchodem (ja w tym czasie bedac na podlodze mialam pierwszy skurcz party i oprocz mojego stekania lekarze zobaczyli niewielka ilosc "kupki" na podlodze, hihi (jednak lewatywa nie do konca mnie przeczyscila - pewnie nie zdazyla). No a pozniej to juz byla jazda bez trzymanki. Weszlam na fotel, polozne spieszyly sie z narzedziami, juz moglam przec a tu nie ma meza!!!! Polozna go wola. Przemek przychodzi, staje kolo mnie reke polozym mi na klatce piersiowej. No to teraz moge przec. Pierwsze parcie - glowka juz na wierzchu (tylko ze ja o tym nie wiem), w ogole nie czulam bolu przy parciu, drugie parcie - dziecko juz mam na brzuchu. Okazuje sie ze to Milenka. Cudownie mamy corke. Zaczynam do malej mowic glaskac ja i najchetniej juz bym ja ucalowala. MAz mnie caluje, odcina pepowine, Milenka placze a ja jestem z niej dumna,a polozne nadal spiesza sie bo lozysko juz sie zupelnie odkleilo. Sa jeszcze jakies dwie panie i widze ze one tez tak jak ja sie ciesza.
Nasz porod na prawde byl cudny i wydaje mi sie ze generalnie lekki - chocaz nikomu nie zycze boli z krzyza.
Porod w sumie trwal 4 godz. 20 min,a polozna powiedziala ze nastepnym razem pewnie bedzie szybciej. A jedna dziewczyna z ktora lezala na patologi ciazy dziwila sie ze nie slyszla jak krzycze.