reklama
Patri
Mamy lutowe'07 Zadomowiona(y)
Rano powidziala pani doktor, ze stan malej jest ok i moze nastepnego dnia, czyli dzis pojdzie juz do domku. Ucieszylam sie strasznie. A mala dostala drgawek bedacych wynikiem niedotlenienia okoloporodowego, z bradykardii zrobila sie tachykardia, tentno skoczylo do 200-210!!! Zostaje w szpitalu. Beda dalsze badania.
W tym szpitalu matki zostaja przy dzieciach. Ja jezdze do domu.Czulam sie przez chwile jak okropna matka ktora zostawia swoje dziecko gdy ono jej potrzebuje. a jednak kazdy medal ma dwie strony. Juz wczesniej widzielismy z Bartem jak drza jej rece w ten specyficzny sposob, ale nawet dorosly czlowiek jak usypia ma cos takiego, szczegolnie gdy sni mu sie ze spada, albo ze gdzies biegnie. Wiec stwierdzilismy ze to normalne i nadal siedzielismy przy niej, czuwajac nad snem. Gdy mnie nie bylo i mala sie rozplakala, podeszla pielegniarka i to zauwazyla. Mala dostala leki. Dlatego bede jezdzic do domu, zeby poczuwal troche nad nia personel szpitala, matki usypiaja czujnosc tych ludzi i robia wszystko przy dzieciach same. Wysypka na jej ciele tez zostala stwierdzona przypadkiem... ja myslalm ze poprostu podrapala sie lapkami.....
W tym szpitalu matki zostaja przy dzieciach. Ja jezdze do domu.Czulam sie przez chwile jak okropna matka ktora zostawia swoje dziecko gdy ono jej potrzebuje. a jednak kazdy medal ma dwie strony. Juz wczesniej widzielismy z Bartem jak drza jej rece w ten specyficzny sposob, ale nawet dorosly czlowiek jak usypia ma cos takiego, szczegolnie gdy sni mu sie ze spada, albo ze gdzies biegnie. Wiec stwierdzilismy ze to normalne i nadal siedzielismy przy niej, czuwajac nad snem. Gdy mnie nie bylo i mala sie rozplakala, podeszla pielegniarka i to zauwazyla. Mala dostala leki. Dlatego bede jezdzic do domu, zeby poczuwal troche nad nia personel szpitala, matki usypiaja czujnosc tych ludzi i robia wszystko przy dzieciach same. Wysypka na jej ciele tez zostala stwierdzona przypadkiem... ja myslalm ze poprostu podrapala sie lapkami.....
Rybcia_21
Fanka BB :)
Patri jestem pewna że wszystko będzie dobrze z Twoja kruszynką i szybciutko wróci do domciu.A Ty jesteś na pewno najlepszą mamusia na świecie.Tobie też sie przyda czasem chwili spokoju i odpoczynku trzymam kciuki za niunie Twoją.
dziewczyny, z moim porodem to bylo tak:
mialam w dniu terminu stawic sie w szpitalu bo zapisy ktg nie byly najlepsze. i stawilam sie. i nic nie zapowiadalo porodu. byl piatek wieczorem. w sobote rano o 7 obudzily mnie bolesne skurcze co 10 min. okolo 12 byly co 7 minut. na bloku przedporodowym nie robiono jednak paniki. pozwolili mi jesc, pic, wychodzic (mialam mnostwo odwiedzin tego dnia i biegalam po calym czmp). po ostatniej wizycie (moim rodzice, 19 pm) skurcze zaczely byc co 4 minuty. regularne i bolesne. ale po badaniu lekarz stwierdzil ze szyjka nie ruszona bole krzyzowe nie dawaly mi zyc. polozna co chwila masowala mi szyjke i nie pozwalala dzwonic po meza, bo "to jeszcze nie porod". przy kolejnym masazu odeszly mi wody... i ciagle nie moge dzwonic po meza!! zeby ulzyc mi w bolach krzyzowych polozna wyslala mnie podprysznic na godzinke. ok 21 zrobiono mi lewatywe (sama chcialam) i pozniej w koncu zadzwonilam po meza. niestety z dzidzia moglo byc roznie wiec obowiazkowo pod ktg, ale jak tu lezec z bolami w krzyzu?? ok 22 (nie nameczylam sie dlugo) podano mi zzo (wkluwali sie dwa razy bo pierwszy zestaw okazal sie wadliwy ). wtedy przyjechal maz. i siedzial przy mnie trzymajac mnie za reka a ja spalam. ok 1.30 dawka przestala dzialac i zadzwonili po anastezjologa zeby dal mi nastepna. bol zrobil sie straszny. zaczelo zanikac tetno i szybko wracalo do normy. po 2 razach lekarz kazal mi podpisac zgode na cc. podpisalam. anastezjolog szybko dal mi 2 dawke. rozwarcie tylko na 2 place (szyjak byla prawie ciagle podczas tych 3,5 godz. masowana!!). po raz trzeci zaczelo spadac tetno i od tej pory nic nie pamietam poza wielkim zamieszaniem. przerzucali mnie z lozka na lozko, wiezli gdzies szybko, cos mi wstrzykneli i znalazlam sie w miekkim tunelu (narkoza ). obudzilam sie po jakims czasie z maska na twarzy, bylo strasznie ciemno tylko z daleka widzialam jakis punkcick swiatla i pierwsze co zrobilam to zaczelam krzyczec "gdzie jest moje dziecko??". ale mila pani szybko przyszla i powiedziala ze mala urodzila sie w super formie jak na zaistniala sytuacje i mialam szczescie ze reakcja lekarzy byla taka sprawna i ze anastezjolog byl przy mnie kiedy zaczelo tetno wariowac. mala dostala 8 pkt apgar i zobaczylam ja dopiero o 11 w poludnie. cala noc moje malnstwo lezalo w inkubatorze. a ja przez caly pobyt w szpitalu plakalam ze moje malenstwo cala noc bylo samotne podczas gdy ja sobie spalam:-( dobrze ze chociaz mezowi pozwolili ja poprzytulac itp. zaraz po urodzeniu.
ale ogolnie mialam super opieke zarowno podczas porodu jak i na oddziale poporodowym i jestem bardzo wdzieczna lekarzom z CZMP za uratowanie zycia i zdrowia mojej coreczki!!
mialam w dniu terminu stawic sie w szpitalu bo zapisy ktg nie byly najlepsze. i stawilam sie. i nic nie zapowiadalo porodu. byl piatek wieczorem. w sobote rano o 7 obudzily mnie bolesne skurcze co 10 min. okolo 12 byly co 7 minut. na bloku przedporodowym nie robiono jednak paniki. pozwolili mi jesc, pic, wychodzic (mialam mnostwo odwiedzin tego dnia i biegalam po calym czmp). po ostatniej wizycie (moim rodzice, 19 pm) skurcze zaczely byc co 4 minuty. regularne i bolesne. ale po badaniu lekarz stwierdzil ze szyjka nie ruszona bole krzyzowe nie dawaly mi zyc. polozna co chwila masowala mi szyjke i nie pozwalala dzwonic po meza, bo "to jeszcze nie porod". przy kolejnym masazu odeszly mi wody... i ciagle nie moge dzwonic po meza!! zeby ulzyc mi w bolach krzyzowych polozna wyslala mnie podprysznic na godzinke. ok 21 zrobiono mi lewatywe (sama chcialam) i pozniej w koncu zadzwonilam po meza. niestety z dzidzia moglo byc roznie wiec obowiazkowo pod ktg, ale jak tu lezec z bolami w krzyzu?? ok 22 (nie nameczylam sie dlugo) podano mi zzo (wkluwali sie dwa razy bo pierwszy zestaw okazal sie wadliwy ). wtedy przyjechal maz. i siedzial przy mnie trzymajac mnie za reka a ja spalam. ok 1.30 dawka przestala dzialac i zadzwonili po anastezjologa zeby dal mi nastepna. bol zrobil sie straszny. zaczelo zanikac tetno i szybko wracalo do normy. po 2 razach lekarz kazal mi podpisac zgode na cc. podpisalam. anastezjolog szybko dal mi 2 dawke. rozwarcie tylko na 2 place (szyjak byla prawie ciagle podczas tych 3,5 godz. masowana!!). po raz trzeci zaczelo spadac tetno i od tej pory nic nie pamietam poza wielkim zamieszaniem. przerzucali mnie z lozka na lozko, wiezli gdzies szybko, cos mi wstrzykneli i znalazlam sie w miekkim tunelu (narkoza ). obudzilam sie po jakims czasie z maska na twarzy, bylo strasznie ciemno tylko z daleka widzialam jakis punkcick swiatla i pierwsze co zrobilam to zaczelam krzyczec "gdzie jest moje dziecko??". ale mila pani szybko przyszla i powiedziala ze mala urodzila sie w super formie jak na zaistniala sytuacje i mialam szczescie ze reakcja lekarzy byla taka sprawna i ze anastezjolog byl przy mnie kiedy zaczelo tetno wariowac. mala dostala 8 pkt apgar i zobaczylam ja dopiero o 11 w poludnie. cala noc moje malnstwo lezalo w inkubatorze. a ja przez caly pobyt w szpitalu plakalam ze moje malenstwo cala noc bylo samotne podczas gdy ja sobie spalam:-( dobrze ze chociaz mezowi pozwolili ja poprzytulac itp. zaraz po urodzeniu.
ale ogolnie mialam super opieke zarowno podczas porodu jak i na oddziale poporodowym i jestem bardzo wdzieczna lekarzom z CZMP za uratowanie zycia i zdrowia mojej coreczki!!
susumali
mamy lutowe'07 Entuzjast(k)a
- Dołączył(a)
- 1 Październik 2006
- Postów
- 6 146
bylas dzielna LIL kate!!!!!!!! i dobrze ze trafilas na fachowa i mila opieke, to bardzo wazne!!!! No i ze Martynka silna dziewczynka jest- super!!! gratuluje i zycze Wam duzo zdrowia i radosci!!!!
Patri Ty zostalas mianowana SUPER MAMA LUTOWKOWA!!! Trzymaj sie tak mocno jak do tej pory, Juleczka bedzie wkrotce zdrowa i bedziesz mogla ja miec na stale przy sobie!!!
Patri Ty zostalas mianowana SUPER MAMA LUTOWKOWA!!! Trzymaj sie tak mocno jak do tej pory, Juleczka bedzie wkrotce zdrowa i bedziesz mogla ja miec na stale przy sobie!!!
Nie przeczytałam wszystkiego, jeszcze nie dam rady siedzieć tyle przed kompem, ale obiecuję, że nadrobię zaległości
Patri ściskam Cię serdecznie i modlę się o zdrowie dla Waszej córeńki i siły dla Was... ja niedawno przekonałam się bardzo mocno, że SZEF, ten na górze nie zostawia naszych próśb i nie pozwala cierpieć ponad siły... wierzę więc, że Julcia będzie zdrowa i niedługo te wszystkie trudne chwile będą tylko wspomnieniem a Wy będziecie sobie spokojnie i szczęśliwie żyli we troje. Tego Wam z całego serca życzę, buziaki Kochana!
A jeśli potrzebujesz jakiejś pomocy, nie wiem pogadać, wypłakać się wal śmiało na pewno wszystkie jak tu jesteśmy z chęcią pomożemy, może nie będziemy w stanie zrozumieć i wiedzieć co czujesz ale na pewno wysłuchamy i będziemy wspierać jak tylko potrafimy... prawda dziewczyny?
Patri ściskam Cię serdecznie i modlę się o zdrowie dla Waszej córeńki i siły dla Was... ja niedawno przekonałam się bardzo mocno, że SZEF, ten na górze nie zostawia naszych próśb i nie pozwala cierpieć ponad siły... wierzę więc, że Julcia będzie zdrowa i niedługo te wszystkie trudne chwile będą tylko wspomnieniem a Wy będziecie sobie spokojnie i szczęśliwie żyli we troje. Tego Wam z całego serca życzę, buziaki Kochana!
A jeśli potrzebujesz jakiejś pomocy, nie wiem pogadać, wypłakać się wal śmiało na pewno wszystkie jak tu jesteśmy z chęcią pomożemy, może nie będziemy w stanie zrozumieć i wiedzieć co czujesz ale na pewno wysłuchamy i będziemy wspierać jak tylko potrafimy... prawda dziewczyny?
No i czas na mój opis, czyli :
Jak to z naszą Pysią było :-)
W środę 14.02 miałam przyjść do szpitala na ktg, mąż zawiózł mnie około 11.30 ale okazało się, że jest spora kolejka. Poszłam sobie do rodziców i wróciłam po godzinie, kolejka wciąż była… jedna dziewczyna wyszła, druga weszła, cały czas słychać było tętno któregoś maluszka, maszyna chodziła na okrągło.
W pewnym momencie na korytarzu zrobiło się zamieszanie i wszyscy lekarze pobiegli do pomieszczenia gdzie odbywało się badanie… jakiemuś dziecku spadło tętno… czekam jeden kwadrans, drugi, pytam położnej czy jest sens czekać, czy przyjechać następnego dnia. Lekarze podejmują decyzję – tamta dziewczyna jedzie natychmiast na salę operacyjną. Położna woła mnie na ktg.
Leżę. Puk puk, puk puk – serce Kropeczki wali jak oszalałe. Tętno cały czas około 170. Za wysokie, za wąski zapis… proszę pojechać po rzeczy i wrócić na oddział, musimy sprawdzić co się dzieje – słyszę od lekarza. No pięknie, no to mamy Walentynki, martwię się o Małą, czemu jej u mnie źle, co się dzieje…
16.00 – wracam na oddział, przyjmuje mnie położna ze Szkoły Rodzenia, czuję się pewniej zawsze to ktoś znajomy. Zbiera wywiad, przychodzi lekarz, idziemy do zabiegowego.
USG – wszystko wygląda ok., wody w porządku, przepływy też, dziecko waży 3700 g.
Badanie – lekarz chce zrobić amnioskopię, nie jestem pewna ale to chyba badanie wód płodowych, czy są czyste. Próbuje, siłuje się, ja prawie wyję z bólu, patrzę błagalnie na położną, mówi, że mam oddychać to będzie lepiej. No to oddycham. Lekarz zużył dwa amnioskopy i nie zrobił w końcu badania, szyjka za bardzo z tyłu… próbuje prostować – łzy płyną po policzkach, Renata (położna) trzyma mnie za rękę. Lekarz daje za wygraną, szyjka krwawi. Idę na resztę badań, morfologia, mocz, mam nic nie jeść ani nie pić. Kazali zrobić rezerwę krwi – widmo cesarki staje się coraz bardziej realne.
17.30– leżę na sali, podłączyli ktg, idzie zapis, wszystko w porządku, lekarz przychodzi, uśmiecha się życzy smacznej kolacji, uffff. Jem kolację, położna schodzi z dyżuru, macha mi na pożegnanie. Przychodzi nocna zmiana.
19.15- pierwszy skurcz, na salę wchodzi moja kuzynka, jest położną i akurat ma dyżur. Fajnie, znów ktoś znajomy, nie jest przynajmniej tak strasznie smutno. Do 20.15 skurcze są co 5 minut, ale prawie nie bolą. Nic nie mówię, ale leżę z zegarkiem w ręku. Następna godzina skurcze mocniejsze ale już różnie, co 5, 7, 10 minut… mówię kuzynce- może akurat…
łażę po korytarzu, czytam wszystkie gazetki.
22.00 – idę pod prysznic, niech sie skurcze zastanowią, rozkręcają się czy nie…
Baśka (kuzynka) pyta czy dam radę spać, chyba nie bardzo… dalej chodzę…
23.00 – Bacha woła mnie do gabinetu, połozna bada rozwarcie, 3,5 cm – przyszłam z dwoma, znaczy ruszyła machina…. Proszę o lewatywę, jeśli po niej nie przejdzie idziemy rodzić. Prysznic, skurcze są dość silne i chyba coraz częściej… wracam do położnych, siedzimy, gadamy, sprawdzają co ile mam skurcze – co 3 minuty już…
24.00 – Basia odprowadza mnie na salę porodową, dzwonię do Tadka, szukaj kogoś do Izki i przyjeżdżaj, zaczęło się…
na porodówce podpinają mnie pod ktg, zaczynam mieć dość tego sprzętu… skurcze co 2 minuty. W pewnym momencie mam wrażenie, że Mała zrobiła salto i czuję ciepło i mokro…
mówię do położnej, że raczej mnie już nie minie. Rzeczywiście odeszły wody. Badanie – 4 cm… tętno Kropki zaczyna świrować, znowu to samo, wąski zapis, nie mogą mnie odpiąć…
przychodzi Tadek, jest tuż przed pierwszą, nie wiem za kwadrans, może za dziesięć. Badanie – 6 cm. Tadek co chwilę podaje mi wodę. Ściskam go za rękę i zastanawiam się czy zaraz mu jej nie złamię...Zapis się poprawia, jeszcze chwilkę i odłączą tą piekielną maszynę… po 10 minutach badanie – 8 cm, odłączają ktg, mogę zejść z łóżka. W końcu!!!
Siadam na piłkę uffff jaka ulga, skurcze często niesamowicie, położna mówi że nawet nie mam kiedy odpocząć… no jakbym nie wiedziała… czuje, że Mała się już pcha wdrapuję się na łóżko, badanie – 9 cm… jeszcze chwilkę, jeszcze nie mogę przeć… w końcu słyszę: „dobra, jak przyjdzie skurcz to przyj”, no to prę… „duża główka i jak szybko idzie, nie damy rany ochronić krocza, zrobię tylko małe nacięcie” – jest mi wszystko jedno, niech tylko Kropcia się już urodzi… prę znowu i znowu i ….
01.35 – JEEEEEEEST!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Pokazują mi, że córcia… ląduje na moim brzuchu… mała śliczna Pysia… przestaje krzyczeć… chyba jest jej u mnie dobrze, po chwili idzie z tatusiem na ważenie i mierzenie, a ja rodzę łożysko. Kluska waży 4015 g, ma 52 cm, duża dziewczynka, zdrowa jak rydz! – dochodzi do mnie zza parawanu. Położna ma troche gorsze wieści- łożysko nie odeszło całe, dzwonią po lekarza, trzeba łyżeczkować… no trudno. Po chwili gryzłam ręce z bólu, ale na szczęście ordynator się sprężył i zrobił to szybko, położna mnie znieczuliła i zaczęła szyć… mam wrażenie, że znieczulenie nie działa, ale dostaję Pysię, mała zaczyna ssać, Tadek stoi obok, głaszcze mnie po głowie, mówi że dzielnie się spisałam…jeszcze tylko chwilka…
Koniec. Leżę sobie jeszcze 2 godziny, wpatrujemy się z Tadkiem w Malutką, jest taka podobna do Izki…
Koniec…. Nie to dopiero początek… początek nowego, wspaniałego życia – we czwórkę…
Jak to z naszą Pysią było :-)
W środę 14.02 miałam przyjść do szpitala na ktg, mąż zawiózł mnie około 11.30 ale okazało się, że jest spora kolejka. Poszłam sobie do rodziców i wróciłam po godzinie, kolejka wciąż była… jedna dziewczyna wyszła, druga weszła, cały czas słychać było tętno któregoś maluszka, maszyna chodziła na okrągło.
W pewnym momencie na korytarzu zrobiło się zamieszanie i wszyscy lekarze pobiegli do pomieszczenia gdzie odbywało się badanie… jakiemuś dziecku spadło tętno… czekam jeden kwadrans, drugi, pytam położnej czy jest sens czekać, czy przyjechać następnego dnia. Lekarze podejmują decyzję – tamta dziewczyna jedzie natychmiast na salę operacyjną. Położna woła mnie na ktg.
Leżę. Puk puk, puk puk – serce Kropeczki wali jak oszalałe. Tętno cały czas około 170. Za wysokie, za wąski zapis… proszę pojechać po rzeczy i wrócić na oddział, musimy sprawdzić co się dzieje – słyszę od lekarza. No pięknie, no to mamy Walentynki, martwię się o Małą, czemu jej u mnie źle, co się dzieje…
16.00 – wracam na oddział, przyjmuje mnie położna ze Szkoły Rodzenia, czuję się pewniej zawsze to ktoś znajomy. Zbiera wywiad, przychodzi lekarz, idziemy do zabiegowego.
USG – wszystko wygląda ok., wody w porządku, przepływy też, dziecko waży 3700 g.
Badanie – lekarz chce zrobić amnioskopię, nie jestem pewna ale to chyba badanie wód płodowych, czy są czyste. Próbuje, siłuje się, ja prawie wyję z bólu, patrzę błagalnie na położną, mówi, że mam oddychać to będzie lepiej. No to oddycham. Lekarz zużył dwa amnioskopy i nie zrobił w końcu badania, szyjka za bardzo z tyłu… próbuje prostować – łzy płyną po policzkach, Renata (położna) trzyma mnie za rękę. Lekarz daje za wygraną, szyjka krwawi. Idę na resztę badań, morfologia, mocz, mam nic nie jeść ani nie pić. Kazali zrobić rezerwę krwi – widmo cesarki staje się coraz bardziej realne.
17.30– leżę na sali, podłączyli ktg, idzie zapis, wszystko w porządku, lekarz przychodzi, uśmiecha się życzy smacznej kolacji, uffff. Jem kolację, położna schodzi z dyżuru, macha mi na pożegnanie. Przychodzi nocna zmiana.
19.15- pierwszy skurcz, na salę wchodzi moja kuzynka, jest położną i akurat ma dyżur. Fajnie, znów ktoś znajomy, nie jest przynajmniej tak strasznie smutno. Do 20.15 skurcze są co 5 minut, ale prawie nie bolą. Nic nie mówię, ale leżę z zegarkiem w ręku. Następna godzina skurcze mocniejsze ale już różnie, co 5, 7, 10 minut… mówię kuzynce- może akurat…
łażę po korytarzu, czytam wszystkie gazetki.
22.00 – idę pod prysznic, niech sie skurcze zastanowią, rozkręcają się czy nie…
Baśka (kuzynka) pyta czy dam radę spać, chyba nie bardzo… dalej chodzę…
23.00 – Bacha woła mnie do gabinetu, połozna bada rozwarcie, 3,5 cm – przyszłam z dwoma, znaczy ruszyła machina…. Proszę o lewatywę, jeśli po niej nie przejdzie idziemy rodzić. Prysznic, skurcze są dość silne i chyba coraz częściej… wracam do położnych, siedzimy, gadamy, sprawdzają co ile mam skurcze – co 3 minuty już…
24.00 – Basia odprowadza mnie na salę porodową, dzwonię do Tadka, szukaj kogoś do Izki i przyjeżdżaj, zaczęło się…
na porodówce podpinają mnie pod ktg, zaczynam mieć dość tego sprzętu… skurcze co 2 minuty. W pewnym momencie mam wrażenie, że Mała zrobiła salto i czuję ciepło i mokro…
mówię do położnej, że raczej mnie już nie minie. Rzeczywiście odeszły wody. Badanie – 4 cm… tętno Kropki zaczyna świrować, znowu to samo, wąski zapis, nie mogą mnie odpiąć…
przychodzi Tadek, jest tuż przed pierwszą, nie wiem za kwadrans, może za dziesięć. Badanie – 6 cm. Tadek co chwilę podaje mi wodę. Ściskam go za rękę i zastanawiam się czy zaraz mu jej nie złamię...Zapis się poprawia, jeszcze chwilkę i odłączą tą piekielną maszynę… po 10 minutach badanie – 8 cm, odłączają ktg, mogę zejść z łóżka. W końcu!!!
Siadam na piłkę uffff jaka ulga, skurcze często niesamowicie, położna mówi że nawet nie mam kiedy odpocząć… no jakbym nie wiedziała… czuje, że Mała się już pcha wdrapuję się na łóżko, badanie – 9 cm… jeszcze chwilkę, jeszcze nie mogę przeć… w końcu słyszę: „dobra, jak przyjdzie skurcz to przyj”, no to prę… „duża główka i jak szybko idzie, nie damy rany ochronić krocza, zrobię tylko małe nacięcie” – jest mi wszystko jedno, niech tylko Kropcia się już urodzi… prę znowu i znowu i ….
01.35 – JEEEEEEEST!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Pokazują mi, że córcia… ląduje na moim brzuchu… mała śliczna Pysia… przestaje krzyczeć… chyba jest jej u mnie dobrze, po chwili idzie z tatusiem na ważenie i mierzenie, a ja rodzę łożysko. Kluska waży 4015 g, ma 52 cm, duża dziewczynka, zdrowa jak rydz! – dochodzi do mnie zza parawanu. Położna ma troche gorsze wieści- łożysko nie odeszło całe, dzwonią po lekarza, trzeba łyżeczkować… no trudno. Po chwili gryzłam ręce z bólu, ale na szczęście ordynator się sprężył i zrobił to szybko, położna mnie znieczuliła i zaczęła szyć… mam wrażenie, że znieczulenie nie działa, ale dostaję Pysię, mała zaczyna ssać, Tadek stoi obok, głaszcze mnie po głowie, mówi że dzielnie się spisałam…jeszcze tylko chwilka…
Koniec. Leżę sobie jeszcze 2 godziny, wpatrujemy się z Tadkiem w Malutką, jest taka podobna do Izki…
Koniec…. Nie to dopiero początek… początek nowego, wspaniałego życia – we czwórkę…
reklama
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 245
- Wyświetleń
- 21 tys
- Odpowiedzi
- 115
- Wyświetleń
- 25 tys
- Odpowiedzi
- 136
- Wyświetleń
- 41 tys
Ż
- Odpowiedzi
- 85
- Wyświetleń
- 18 tys
M
Podziel się: