reklama
mysia23
mama dwójeczki
- Dołączył(a)
- 14 Listopad 2006
- Postów
- 4 667
Teraz moze ja opisze swój poród...
poniedziałek 12.02.
godz.12:45 pani doktor po zapisie ktg robi mi usg i stwierdziła,ze nie mam wód płodowych!!! Natychmiast wysłała mnie do szpitala!!!! Na domiar złego, do tego, do którego nie chciałam!! Wiec o godzinie 15 z minutami zostałam przyjęta na oddział patologii ciąży( zeby było trochę smiesznie: urodziłam się 13 sierpnia(lekarz sie smiał na przyjeciu), dostałam łóżko 13, a jutro-pomyslałam 13ty, moze urodze:-)) Zrobiono mi badania, usg, z którego wynikało,ze z wodami tak fatalnie nie jest ( chyba mija gin ma przestarzały sprzęt)ale mało jest wiec zostaje!!!
godz.ok 22. jakos dziwnie zaczyna boleć mnie brzuch..ide do ubikacji i co widze??czop, krwisty, strasznie go duzo, ale nic...mówie położnej, a ona,zebym spokojnie spała..ok!położyłam sie
wtorek 13.02.
godz.01:00 brzuch boli coraz bardziej, dziewczyny na sali sie ze mnie smieją,ze pewnie rodze...ale tak naprawde to zadnej nie było do smiechu..skurcze co 10 min...nie spie tylko licze i mierze czas...i tak do 5
godz.5:00 skurcze co 6-7 min...coraz bardziej bola i spać sie już nie da..ide do połoznej i mówie a ona zebym przyszła jak beda co 4 minuty...była miła...
godz.7:15 skurcze co 3-4 minuty, dość bolesne, nie mam już ochoty ich znosić...połozna powiedziała,ze oki i podłączyła ktg..skurcze wykazało co 4-5 minut ok60% siły...a ja juz dość mocno sie zwijałam.Dzwoniędo meza,zę chyba dzis urodze..
godz.9:00 obchód, ordynator zabrał mnie na badanie na fotel.....o zgrozo!!ból niesamowity, rozwarcie 3,5cm- a przy przyjeciu na oddział miałam 3cm no to sobie pomyślalam!!! lekarz powiedział,ze za 2-3 godz może na porodówkę, podali mi coś rozkurczowego i mieli sprawdzać ktg....i tak w bólach i mekach do 10 pod ktg
godz.10 bóle minęly - chyba sie wystraszyłam!!przyjechał maż z mama...
godz. 11 bóle wróciły, ale mocniejsze i już miałam dość...mama poszła sie zapytac o poród rodzinny, bo to ordynator wyraża zgode...zgodził sie, uffale maz nie mógł być ze mna bo był chory, wiec została mama.. i tak w bólach i skurczach, które na ktg były słabe i co 8 minut leżałam na patologii do godz.13:30
godz.13:30 badanie lekarza, rozwarcie nadal w miejscu To się przestraszyłam!! Ile to potrwa w takim razie!!!??? Ale lekarz zadecydował,ze ide na porodówkę...tam beda działać!!!
godz.14 jestem na porodówce...mama ze mna...ubieram sie w koszule do porodu, mama w ochronne ubranko...dostałam pokój rodzinny, bo nikt prawie nie rodził znowu dostałam cos rozkurczowego i czekani sie zaczeło..ból straszny, oddychac nie umiem...ale jakos miło czas leciał, bo miłe połozne...i tak do 19ej
godz.19 zmiana lekarzy i połoznych...no i badanko:-( ból jak choleraaaaa a rozwarcie na 5cm a ja mysłałam,ze bedzie juz ze 7-8...po takim cierpieniu!!!!! ale nic to, poozne przyszły jeszcze milsze, na porodówce nikogo nie było, wiec były tylko dla mnie...mama dzielnie znosiła moje krzyki i ból...
godz.20:45 mam juz dosc!!!! badanko znowu 6 cm! o nie!!!!!!!!!!!! znieczulenia nie podaja w tym szpitalu....mysle sobie:ile jeszcze??? polozne przebiły mi pecherz, dostałam oxytocyne i co??? ból jak jasny gwint!!! nie chce juz rodzic-mysle sobie
godz. 23:10 bada mnie lekarz - rozwarcie na 6 cm, nadal! ja juz w płacz i nie wiem co robic....leze ciagle pod ktg, wiec nie wiele mogłam...w koncu zeszłam na piłke, jeszcze bardziej boli, zaczyna bolec tez krzyz....juz nie daje rady!!:sick::sick:dostałam dolargan,ale i tak boli...połozne robia mi masaz szyjki, sa bardzo miłe, wspieraja mnie, ale ja juz nie mam sił
godz.23:45 dostaje skurczy partych a nie moge przec...boli i dre ie chyba na cały szpital!! mama cała zdenerwowana, błaga tego lekarza o pomoc, a on,ze "bedzie dobrze"
sroda 14.02.
godz.00:20 lekarz mnie bada, a tu co?? 7cm na upartego widze po minie lekarza i połoznych,ze nic z tego nie bedzie...ja juz krzycze,ze chce cesarke, bo nie daje rady z tymi skurczami jednymi i drugimi...zaczynam tracic swiadomosc i omdlewam...a wszyscy krzycza bym oddychała, bo sie mały musi dotlenic...
godz.00:35 w przebłyskach swiadomosci spogladam na ktg i widze,ze mały ma coraz słabsze tetno...czarno znowu przed oczami...i słysze tylko w oddali: "nie czekamy juz, przygotowac do cesarki"
godz.00:45 jestem na sali operacyjnej...wszyscy sie kreca a ja krzycze "wyjmijcie mi to dziecko", "juz nie chce tego bolu" znieczulili mnie doledzwiowo i ból minał a ja zasnełam z wykonczenia...
godz.ok 01:30 pamietam tylko tyle,ze obudzili mnie i powiedzieli,ze mam synka i ze jestem mama!! no i zebym juz nie spała
Omineły mnie piekne chwile z malenstwem zaraz po urodzeniu, ale dostałam go po dwóch godzinach do karmienia....jest zupełnie zdrowy, dostał 9/10/10/10 punktów Apgar..
Przez dobe nie mogłam sie podnosić i byłam zdana na laske połoznych na sali poporodowej...ale na szczescie były same miłe panie i nie było problemu szpital okazał sie zupełnie fajny i nie wiem czemu wszyscy tak na niego narzekaja
poniedziałek 12.02.
godz.12:45 pani doktor po zapisie ktg robi mi usg i stwierdziła,ze nie mam wód płodowych!!! Natychmiast wysłała mnie do szpitala!!!! Na domiar złego, do tego, do którego nie chciałam!! Wiec o godzinie 15 z minutami zostałam przyjęta na oddział patologii ciąży( zeby było trochę smiesznie: urodziłam się 13 sierpnia(lekarz sie smiał na przyjeciu), dostałam łóżko 13, a jutro-pomyslałam 13ty, moze urodze:-)) Zrobiono mi badania, usg, z którego wynikało,ze z wodami tak fatalnie nie jest ( chyba mija gin ma przestarzały sprzęt)ale mało jest wiec zostaje!!!
godz.ok 22. jakos dziwnie zaczyna boleć mnie brzuch..ide do ubikacji i co widze??czop, krwisty, strasznie go duzo, ale nic...mówie położnej, a ona,zebym spokojnie spała..ok!położyłam sie
wtorek 13.02.
godz.01:00 brzuch boli coraz bardziej, dziewczyny na sali sie ze mnie smieją,ze pewnie rodze...ale tak naprawde to zadnej nie było do smiechu..skurcze co 10 min...nie spie tylko licze i mierze czas...i tak do 5
godz.5:00 skurcze co 6-7 min...coraz bardziej bola i spać sie już nie da..ide do połoznej i mówie a ona zebym przyszła jak beda co 4 minuty...była miła...
godz.7:15 skurcze co 3-4 minuty, dość bolesne, nie mam już ochoty ich znosić...połozna powiedziała,ze oki i podłączyła ktg..skurcze wykazało co 4-5 minut ok60% siły...a ja juz dość mocno sie zwijałam.Dzwoniędo meza,zę chyba dzis urodze..
godz.9:00 obchód, ordynator zabrał mnie na badanie na fotel.....o zgrozo!!ból niesamowity, rozwarcie 3,5cm- a przy przyjeciu na oddział miałam 3cm no to sobie pomyślalam!!! lekarz powiedział,ze za 2-3 godz może na porodówkę, podali mi coś rozkurczowego i mieli sprawdzać ktg....i tak w bólach i mekach do 10 pod ktg
godz.10 bóle minęly - chyba sie wystraszyłam!!przyjechał maż z mama...
godz. 11 bóle wróciły, ale mocniejsze i już miałam dość...mama poszła sie zapytac o poród rodzinny, bo to ordynator wyraża zgode...zgodził sie, uffale maz nie mógł być ze mna bo był chory, wiec została mama.. i tak w bólach i skurczach, które na ktg były słabe i co 8 minut leżałam na patologii do godz.13:30
godz.13:30 badanie lekarza, rozwarcie nadal w miejscu To się przestraszyłam!! Ile to potrwa w takim razie!!!??? Ale lekarz zadecydował,ze ide na porodówkę...tam beda działać!!!
godz.14 jestem na porodówce...mama ze mna...ubieram sie w koszule do porodu, mama w ochronne ubranko...dostałam pokój rodzinny, bo nikt prawie nie rodził znowu dostałam cos rozkurczowego i czekani sie zaczeło..ból straszny, oddychac nie umiem...ale jakos miło czas leciał, bo miłe połozne...i tak do 19ej
godz.19 zmiana lekarzy i połoznych...no i badanko:-( ból jak choleraaaaa a rozwarcie na 5cm a ja mysłałam,ze bedzie juz ze 7-8...po takim cierpieniu!!!!! ale nic to, poozne przyszły jeszcze milsze, na porodówce nikogo nie było, wiec były tylko dla mnie...mama dzielnie znosiła moje krzyki i ból...
godz.20:45 mam juz dosc!!!! badanko znowu 6 cm! o nie!!!!!!!!!!!! znieczulenia nie podaja w tym szpitalu....mysle sobie:ile jeszcze??? polozne przebiły mi pecherz, dostałam oxytocyne i co??? ból jak jasny gwint!!! nie chce juz rodzic-mysle sobie
godz. 23:10 bada mnie lekarz - rozwarcie na 6 cm, nadal! ja juz w płacz i nie wiem co robic....leze ciagle pod ktg, wiec nie wiele mogłam...w koncu zeszłam na piłke, jeszcze bardziej boli, zaczyna bolec tez krzyz....juz nie daje rady!!:sick::sick:dostałam dolargan,ale i tak boli...połozne robia mi masaz szyjki, sa bardzo miłe, wspieraja mnie, ale ja juz nie mam sił
godz.23:45 dostaje skurczy partych a nie moge przec...boli i dre ie chyba na cały szpital!! mama cała zdenerwowana, błaga tego lekarza o pomoc, a on,ze "bedzie dobrze"
sroda 14.02.
godz.00:20 lekarz mnie bada, a tu co?? 7cm na upartego widze po minie lekarza i połoznych,ze nic z tego nie bedzie...ja juz krzycze,ze chce cesarke, bo nie daje rady z tymi skurczami jednymi i drugimi...zaczynam tracic swiadomosc i omdlewam...a wszyscy krzycza bym oddychała, bo sie mały musi dotlenic...
godz.00:35 w przebłyskach swiadomosci spogladam na ktg i widze,ze mały ma coraz słabsze tetno...czarno znowu przed oczami...i słysze tylko w oddali: "nie czekamy juz, przygotowac do cesarki"
godz.00:45 jestem na sali operacyjnej...wszyscy sie kreca a ja krzycze "wyjmijcie mi to dziecko", "juz nie chce tego bolu" znieczulili mnie doledzwiowo i ból minał a ja zasnełam z wykonczenia...
godz.ok 01:30 pamietam tylko tyle,ze obudzili mnie i powiedzieli,ze mam synka i ze jestem mama!! no i zebym juz nie spała
Omineły mnie piekne chwile z malenstwem zaraz po urodzeniu, ale dostałam go po dwóch godzinach do karmienia....jest zupełnie zdrowy, dostał 9/10/10/10 punktów Apgar..
Przez dobe nie mogłam sie podnosić i byłam zdana na laske połoznych na sali poporodowej...ale na szczescie były same miłe panie i nie było problemu szpital okazał sie zupełnie fajny i nie wiem czemu wszyscy tak na niego narzekaja
Oliwieczka
Mamy lutowe'07 Wdrożona(y)
Patri trzymam kciuki, bardzo dobrze Cię rozumiem, wiem co to znaczy kiedy dzidziuś nie moze być z tobą po porodzie, ja mojej Zosi nie miałam 2 dni to było straszne gdy patrzyłam na nią przez szybe inkubatora, nie mogąc jej nawet dotknąć...rodzina też mnie przytłaczała pytaniami co sie dzieje, dlaczego Zosia nie moze sama oddychać.
Ciągle martwie się o Zosie, chociaż juz jestesmy razem myśle czy wszystko będzie dobrze...
Patri jesteś bardzo silna!!!
Ciągle martwie się o Zosie, chociaż juz jestesmy razem myśle czy wszystko będzie dobrze...
Patri jesteś bardzo silna!!!
Oliwieczka
Mamy lutowe'07 Wdrożona(y)
MYsia 23 gratulacje !!!
Oliwieczka
Mamy lutowe'07 Wdrożona(y)
Czas na moją opowiesc z porodu
W niedziele 11 lutego
Wstałam w bardzo złym nastroju, około 12.oo zeszłam do kuchni obrać ziemniaki do obiadu, jednak obrałam za mało i musiałam zejsc jeszcze raz zeby doobierać...rozpłakałam się, tak strasznie zezłosciłam ze musze chodzic dwa razy tam i z powrotem...i chyba wtedy coś sie zaczeło
Około godziny 14.oo poczułam delikatne skurcze, (coś w rodzaju menstuacyjnych) położyłam się spać, usnełam.Kiedy wstałam skurcze nadal nie ustępowały, były bardzo delikatne troszke były męczące, zastanawiałam się czy już nadszedł czas, czy to te skurcze...Około godziny 18.00 skurcze tak jakby się nasilały wstapiłam na forum zapytać czy powinnam sie zgłosić do lekarza, Joasiek mi odpisała zebym wzieła ciepłą kąpiel jak nie ustapią to znaczy ze sie zaczeło. Tak też zrobiłam, byłam cała spięta denerwowałam się i bałam, bałam się ze nie zniose bólu. Po wyjsciu z wanny skurcze coraz bardzoej sie nasilały, nie były regularne, co 7 co 20 minut poznije znowu 10,7,15...
Około godziny 20.00 powiedziałam Łukaszowi (mojemu męzowi) ze chyba pojedziemy do szpitala tylko sprawdzić, tesciu siedział z nami w pokoju na necie a ja tak bardzo się
złosciłam czemu wciąż on tu siedzi i przegląda samochody, zleciała sie reszta rodziny, pytali jak sie czuje czy az tak bardzo mnie boli, na samą mysl ze moge juz dzis rodzić ogarniał mnie straszny lęk, cała drzałam
o 20.30 postanowilismy jechac do szpitala, zabrałam tylko piżamkę i papcie myśląc ze jednak to fałszywy alarm...
Kidy trafilismy na oddział, siostra wypełniła formalnosci zadzwoniła po lekarza kazała mi się przebrac w pizamke i pozegnać męża. Straszliwie się bałam, pożegnałam Łukasza i powiedziałam ze zadzwonie do niego.
Przyszedł lekarz- rozwarcie na 1 cm
Sala nr.12 oddział patologi
POlezałam tam około 1,5 godzinki, zrobili mi ktg, skurcze wciąż sie nasilały, zaczeło mnie boleć nie mogłam spać, ani leżeć chodziłam po pokoju tam i z powrotem, nagle zrobiło mi sie mokro i ciepło, poszłam po siostre
Zaczeło się- na porodówkę!!
23.30 Badanie ktg rozwarcie na 2,5 cm.
24.30 dzwonie do Łukasza- Przyjezdzaj !
24.40 lewatywa, skurcze coraz mocniejsze...boli
01.00 rozwarcie nie duze, skurcze mocne, piłka ubikacja, łóżko , masaż nic nie pomaga, położna przy mnie
około 3.00 trafiam na łóżko rozwarcie na 9 cm ciągle czekają, brakuje mi sił...oddycham z pomoca tlenu
około 4.00 bóle parte, położna karze mi przeć, ciągle nic, nie widze główki
4.45 widac główkę położenie wierzchołkowe potylicowo- tylne, lekarz każe przeć, połozna oddychać, dziecku brakuje tlenu, lekarz nacina, podłaczaja mnie pod kroplówkę, juz tak bardzo boli...powoli trace świadomość w końcu lekarz naciska mi brzuch ja prę z całej siły...czuje skurcze w łydkach....
4.55 JESSSSSSTTTTTTT to dziewczynka....nie potrafi sama oddychać krztuci się
sztuczna Wentylacja, tlen.... niedotlenienie,
zabierają ją daja mi na chwilke do przytulenia i wynoszą, sta nie jest za ciekawy, po 15 minutach rodzi sie łożysko, zszywają mnie.
Leżę juz na łóżku, przy mnie Łukasz, nie wiadomo co z małą
W koncu zjawia się pediatra, mała dostała tylko 5 punktów w pierwszej minucie w 10 minucie 9. Martwimy się, lekarze mówią ze jezeli stan sie pogorszy pojedzie do Krakowa na intensywna terapie (prokocim).
Po godzinie stan stabilny mała jest w inkubatorze...nie mogę jej nadal nakarmic...
Po 2 dniach lezenia w inkubatorze w koncu mi ją przyniesli na sale, jest taka malutka, kruszynka...Bardzo ją kochamy
Zosia miała duzo badań, na szczescie chyba wszytsko wporządku, po 5 dniach wyszłyśmy do domku...najedlismy sie strachu o nasze maleństwo.
Jestesmy juz w domku, martwie się o nią czy w pozniejszym rozwoju nie bedzie jakis powikłan, dostalismy skierowanie do naurologa, okulisty, Zosia jest troszke apatyczna, bardzo dużo śpi...czasami się boje
W niedziele 11 lutego
Wstałam w bardzo złym nastroju, około 12.oo zeszłam do kuchni obrać ziemniaki do obiadu, jednak obrałam za mało i musiałam zejsc jeszcze raz zeby doobierać...rozpłakałam się, tak strasznie zezłosciłam ze musze chodzic dwa razy tam i z powrotem...i chyba wtedy coś sie zaczeło
Około godziny 14.oo poczułam delikatne skurcze, (coś w rodzaju menstuacyjnych) położyłam się spać, usnełam.Kiedy wstałam skurcze nadal nie ustępowały, były bardzo delikatne troszke były męczące, zastanawiałam się czy już nadszedł czas, czy to te skurcze...Około godziny 18.00 skurcze tak jakby się nasilały wstapiłam na forum zapytać czy powinnam sie zgłosić do lekarza, Joasiek mi odpisała zebym wzieła ciepłą kąpiel jak nie ustapią to znaczy ze sie zaczeło. Tak też zrobiłam, byłam cała spięta denerwowałam się i bałam, bałam się ze nie zniose bólu. Po wyjsciu z wanny skurcze coraz bardzoej sie nasilały, nie były regularne, co 7 co 20 minut poznije znowu 10,7,15...
Około godziny 20.00 powiedziałam Łukaszowi (mojemu męzowi) ze chyba pojedziemy do szpitala tylko sprawdzić, tesciu siedział z nami w pokoju na necie a ja tak bardzo się
złosciłam czemu wciąż on tu siedzi i przegląda samochody, zleciała sie reszta rodziny, pytali jak sie czuje czy az tak bardzo mnie boli, na samą mysl ze moge juz dzis rodzić ogarniał mnie straszny lęk, cała drzałam
o 20.30 postanowilismy jechac do szpitala, zabrałam tylko piżamkę i papcie myśląc ze jednak to fałszywy alarm...
Kidy trafilismy na oddział, siostra wypełniła formalnosci zadzwoniła po lekarza kazała mi się przebrac w pizamke i pozegnać męża. Straszliwie się bałam, pożegnałam Łukasza i powiedziałam ze zadzwonie do niego.
Przyszedł lekarz- rozwarcie na 1 cm
Sala nr.12 oddział patologi
POlezałam tam około 1,5 godzinki, zrobili mi ktg, skurcze wciąż sie nasilały, zaczeło mnie boleć nie mogłam spać, ani leżeć chodziłam po pokoju tam i z powrotem, nagle zrobiło mi sie mokro i ciepło, poszłam po siostre
Zaczeło się- na porodówkę!!
23.30 Badanie ktg rozwarcie na 2,5 cm.
24.30 dzwonie do Łukasza- Przyjezdzaj !
24.40 lewatywa, skurcze coraz mocniejsze...boli
01.00 rozwarcie nie duze, skurcze mocne, piłka ubikacja, łóżko , masaż nic nie pomaga, położna przy mnie
około 3.00 trafiam na łóżko rozwarcie na 9 cm ciągle czekają, brakuje mi sił...oddycham z pomoca tlenu
około 4.00 bóle parte, położna karze mi przeć, ciągle nic, nie widze główki
4.45 widac główkę położenie wierzchołkowe potylicowo- tylne, lekarz każe przeć, połozna oddychać, dziecku brakuje tlenu, lekarz nacina, podłaczaja mnie pod kroplówkę, juz tak bardzo boli...powoli trace świadomość w końcu lekarz naciska mi brzuch ja prę z całej siły...czuje skurcze w łydkach....
4.55 JESSSSSSTTTTTTT to dziewczynka....nie potrafi sama oddychać krztuci się
sztuczna Wentylacja, tlen.... niedotlenienie,
zabierają ją daja mi na chwilke do przytulenia i wynoszą, sta nie jest za ciekawy, po 15 minutach rodzi sie łożysko, zszywają mnie.
Leżę juz na łóżku, przy mnie Łukasz, nie wiadomo co z małą
W koncu zjawia się pediatra, mała dostała tylko 5 punktów w pierwszej minucie w 10 minucie 9. Martwimy się, lekarze mówią ze jezeli stan sie pogorszy pojedzie do Krakowa na intensywna terapie (prokocim).
Po godzinie stan stabilny mała jest w inkubatorze...nie mogę jej nadal nakarmic...
Po 2 dniach lezenia w inkubatorze w koncu mi ją przyniesli na sale, jest taka malutka, kruszynka...Bardzo ją kochamy
Zosia miała duzo badań, na szczescie chyba wszytsko wporządku, po 5 dniach wyszłyśmy do domku...najedlismy sie strachu o nasze maleństwo.
Jestesmy juz w domku, martwie się o nią czy w pozniejszym rozwoju nie bedzie jakis powikłan, dostalismy skierowanie do naurologa, okulisty, Zosia jest troszke apatyczna, bardzo dużo śpi...czasami się boje
ja sie panicznie boje tego ze trafie na tyle wczesnie ze odeślą mojego mężusia i bede tam sama, a potem on nie zdazy dojechac (bo przy drugim to szybciutko moze pojsc) .... do tego kiepsko znosze ból wiec jestem normalnie przerazona...
Tycia
Mamy lutowe'07 Entuzjast(k)a
- Dołączył(a)
- 5 Marzec 2005
- Postów
- 5 811
Mrs_szaja trzymam kciuki za Ciebie i za siebie... .Ja ide w poniedzialek na cesarke i niby juz trzecia a boje sie straszliwie...W nocy ,jak nie moge spac,to łapie mnie jakas depresja.Dobrze,ze teraz slonko ładnie swieci,to chociaz w dzien to mija...;-)
Avacanda84
Zaangażowana w BB
- Dołączył(a)
- 4 Styczeń 2007
- Postów
- 102
Każdy jest przerazony i te które pierwszy raz beda rodzić i te ktore po raz kolejny zostana mamusiami;-) Mnie to jeszcze własna matka gnębi,mowiac '' Hehe Ty sobie sprawy nie zdajesz co to jest poród,z bólu nie wytrzymiesz,dupa bedzie rwac i pekac na wszystkie strony:sick: '' mój mąz zamiast mnie pocieszac to mnie dobija:-( ''Ty bedziesz max cierpiec a ja bede balował,ale nie martw sie Ty nie pierwsza nie ostatnia'' Kurcze...tak sobie myśle ze gdybym miała wór pieniedzy poród byc moze nie był by taki straszny.Tu do rączki tam do rączki
mysia23
mama dwójeczki
- Dołączył(a)
- 14 Listopad 2006
- Postów
- 4 667
Avacanda84 nie do konca masz rację...ja poród miałam cięzki i miałam możliwości sobie pomóc, ale nie jest to takie proste, tu sie boja, tam sie boją, jeden na drugiego patrzy, a to pozory muszą być zachowane...naprawde nie do końca z tą kaska tak jest łatwo!!! Wiadomo,ze w koncu ktoś sie zdecyduje i Ci pomoże, ale kiedy to bedzie??
reklama
Tycia
Mamy lutowe'07 Entuzjast(k)a
- Dołączył(a)
- 5 Marzec 2005
- Postów
- 5 811
Oliweczka,moja corcia dostala tylko 2 punkty ...zamartwica,slaba akcja serca,sztuczna wentylacja.Powiedzieli mi,ze jest ryzyko porazenia mozglowego .Przez pierwszy rok jej zycia tez jezdzilismy do neurologa,ale ja juz po 3 miesiacach wiedzialam,ze jest zdrowa jak rybka.Teraz z niej taka piekna i rezolutna kobietka .Wierze,ze i Wy macie to szczescie i malultka jest zdrowa!
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 245
- Wyświetleń
- 21 tys
- Odpowiedzi
- 115
- Wyświetleń
- 25 tys
- Odpowiedzi
- 136
- Wyświetleń
- 41 tys
Ż
- Odpowiedzi
- 85
- Wyświetleń
- 18 tys
M
Podziel się: