pff brak mi słów. M dziś idzie do pracy na 14, ja na 13.30 i myślałam,że spędzimy poranek razem, a on pojechał odebrać miody dla mamusi i jej zawieźć
Ależ mi się humor popsuł...
echhh tak już bywa z tymi chłopami wrrr mój przedwczoraj wrócił po 0.00, a o 6 rano już go nie było, też szczęśliwa byłam. Wczoraj natomiast z łaski na uciechę popołudniu poszliśmy na spacer i całe 2 godziny gadał przez telefon. wieczorem juz taka wściekłą byłam, że idąc z zupą mleczną dla Piotrusia potknęłam się i wywaliłam emkowi całą michę na głowę, po czym rozbeczałam się i zamknęłam się w kibelku
już mu zapowiedziałam, że jak nie zakończy tego projektu do jutra, to mu pakuję walizki, bo nie da się żyć wiecznie na drugim planie: w piątek, świątek czy niedzielę.