Ale narobiłyście postów dziewczyny od mojej ostatniej tu wizyty, ale udało mi się wszystko nadrobić ;-)
Kurcze, ale smaka mi narobiłyście tymi bezalkoholowymi trunkami..mieszkam w jakiejś pechowej okolicy, że w pobliskiej Biedrze i sklepach nie ma mojego ukochanego Radlera w tej wersji 0%, a przyznam, że w taki upał nie chce mi się robić rekonesansu po pobliskich osiedlach...W ogóle śmiesznie, bo nigdy nie piłam dużo alkoholu, właściwie rzadko, na imprezach mogłam być bez problemu szoferem, bo mogłam się obejść bez nawet piwa,a teraz w ciąży mam taką straszną chęć i na wino i na piwo...jak mój mąż otwiera przy mnie puszkę, to aż mnie skręca
Co do rozmaitych obaw..Ogólnie do tej pory nie myślałam za wiele o samym porodzie,ale jak uświadomiłam sobie, że zostało mi 5 tygodni do terminu i właściwie może się zacząć w każdej chwili to aż mnie ciarki przeszły. Na razie nie mam takich objawów typowo "poprzedzających", więc jak się coś zacznie to pewnie niezła panika mnie ogarnie..no i powoli ogarniają mnie obawy, jak to bedzie później. Najbardziej obawiam się karmienia piersią, że nie będę potrafiła właściwie tego robić i dziecko będzie źle odżywione, że maluch będzie cały czas wisiał u piersi i nie będę miała nawet jak pójść do toalety, że pojawią się jakieś straszne komplikacje, zapalenie piersi itp..
Kropka, ja juz pisałam, mam z alkoholem TO SAMO. Normalnie mam wino w lodówce i aż mnie skręca, a ja nawet szoferem bywałam w sylwestra kilka razy!!!
Dziś była u mnie położna śr i trochę mnie uspokoiła też z tym karmieniem. Ona jest w ogóle doradcą laktacyjnym, więc widać wiedzę ma. Powiedziała, że wszystko trzeba brać na zdrowy chłopski rozum i się nie przejmować, bo karmienie siedzi w głowie - muszą się wydzielić odpowiednie hormony, które w warunkach stresu (np. uwagami personelu szpitala) się nie wydzielą choćby nie wiem co. Czasem beznadziejnie idzie mamom w szpitalu a w domu wszystko hula. Mówiła też, żeby nie dać dokarmiać dziecka glukozą (a tak wiem, że robią w siemiradzkim i ujastku), najlepiej pożyczyć albo miec swój laktator do szpitala i jeśli już będzie problem z przystawieniem to odciągać i dokarmiać z kubeczka (w Żeromskim to praktykują). A jak nie da się kubeczkiem to butelką (ale nie byle jaką, tylko taką która nie zaburza odruchu ssania, np. Calma itp). I co najważniejsze to się tym nie przejmować, że nam nie idzie, bo to jest jakiś mały promil czy procent matek, które faktycznie mimo wielkich chęci i prób, nie mogą dziecka nakarmić. A i czasem niektóre położne nawet radzą ważenie dziecka po i przed karmieniem żeby wiedzieć ile zjadło - powiedziała, żeby absolutnie tego nie robić i ważyć raz na tydzień max. Jeśli będą upały to też nie dziwić się, że dziecko chce cały czas cyca i potem chwilkę tylko pociamka i przestaje, bo najpierw leci wodniste mleko (picie), a potem dopiero gęstsze (pokarm) i ono po prostu chce się tylko napić. Może to być upierdliwe, ale trudno, tak jest i nie znaczy to, że tak będzie już zawsze
Z innych ciekawostek - odradziła sterylizowanie czegokolwiek (chyba, że wczesniak), jedynie przelewanie wrzątkiem (nie gotowanie), odradziła szczepienia te na meningo i pneumokoki oraz rota jeśli dziecko tylko siedzi z mamą w domu, nie ma starszego dziecka w domu, które może coś przywlec, powiedziała, że można zaszczepić, ale później, koło 6 msca. Chyba, że dużo jeździmy gdzieś, komunikacją miejską, dziecko ma kontakt z wieloma opiekunami itd. Czyli fajne podejście na zdrowy "babski" rozum. Poleciła kosmetyki rossmannowe, linomag, emolienty jak zobacyzmy, że skóra się łuszczy, kąpiel 2x w tygodniu, chyba, że są duże wpadki
albo dziecko się upoci całe. No i zdobyła moje serce tekstem, że zero czapeczek itd, jedynie od słońca bawełniana czapeczka, a la kapelusik jeśli mocno świeci. Powiedziała, że nawet raz musiała w parku zwrócić uwage jakiejś matce, bo dziecko było tak wyubierane, że groziło to jej zdaniem poważnym przegrzaniem i odwodnieniem. W taki upał jak dziś to by ubrała w samo body
Znalazłam z nią wspólny język. Jedyny minus to to, że ma urlop w lipcu, ale obiecała być pod telefonem